Przejdź do głównej zawartości

Rozdział 1 - Kapeć-koteł

Oficjalna okładka na stronie Wattpad
 

 Obudziłam się dosyć wcześnie. Leniwie spojrzałam na zegarek i przetarłam oczy, aby wyostrzyć wzrok. Była siódma. Momentalnie popsuł mi się humor.
     Dziś była sobota. Dzień, w którym mogła jedynie pospać do dziesiątej. Ewentualnie do dwunastej...
     Ale nie!
     Przecież ta mucha latająca w moim pokoju nie dałaby mi żyć, a tym bardziej pospać do dziesiątej. Wstałam niebyt prędko i wzrokiem odszukałam łapkę na muchy. Zabiję to kurestwo, zanim złoży jaja.
     Wciąż pozostaje dla mnie zagadka, jak te muchochuje bezproblemowo wlatują do pokoju przez ledwo otwarte okno, a wylecieć to już nie wie jak. Nawet jak otworzy się okno na oścież to i tak to jebnie w plastikową ramę.
     Sięgnęłam po cichu po łapkę, która leżała na biurku i zlokalizowałam muchę. Siedziała sobie na podłodze, niczego się nie spodziewając... I jeb! Dla pewności dobiłam ją jeszcze z dwa razy i zgarnęłam truchło pod dywanik. Z czystą satysfakcją i dumą dokonanej zemsty powędrowałam się ubrać.
     Założyłam luźną czarną koszulkę i szare dresy, a włosy spięłam w niechlujnego koka. Na koniec na nogi wsunęłam moje kochane kapcie-kotełki.
     Otworzyłam powoli drzwi mojego pokoju, a skrzypienie rozeszło się echem i pośpiesznie wyszłam na korytarz. Szłam spokojnie po schodach, podśpiewując pod nosem jedną z piosenek Green Day, gdy jeden kapeć-koteł odmówił posłuszeństwa i mimo swojej antypoślizgowej powierzchni zsunął się z ostatniego schodka, przez co upadłam głucho na kość ogonową. Bolało jak cholera, ale mimo to wstałam, aby przygotować sobie moje ulubione płatki.
     Ten dom wcale nie był duży - kuchnia, salon, dwie łazienki, dwie sypialnie, strych oraz piwnica.
     Gdy przeszłam przez próg, zauważyłam osobę siedzącą na krześle przy stole. Tak, to mój brat Sebastian. Miał dwadzieścia trzy lata i narzeczoną, która również tu mieszka. Nie byłam za tym, aby nasze osierocone rodzeństwo, które ledwo ciągnęło koniec z końcem, miało nową lokatorkę. Jednak narzeczona, imieniem Paulina, pomagała nam jak tylko mogła więc szybko ją polubiłam.
     Sebastian był brunetem o brązowych oczach i wcale nie był przystojny. Niby miły, ale tego stuprocentowo potwierdzić nie mogłam, bo dla mnie w większości zwracał się chamsko. Czasami naprawdę zachowywał się jak ostatni dupek na ziemi polskiej i bardzo często go za to nienawidziłam. Ale nie mogłam mu tego powiedzieć, bo już dawno bym została wyrzucona za spróchniałe drzwi i została mnichem. W sumie bycie mnichem nie jest takie złe. Może za moje modły dostałaby jakieś ciekawe zioła...
     - Hej - mruknęłam, aby zwrócić na siebie uwagę.
     - Ta, cześć - dopił swoją czarną kawę i przeglądał coś w telefonie.
Za pół godziny miał wyjść do pracy. Trzydzieści minut cierpienia i martwej ciszy.
     Wyjęłam mleko, płatki i miskę. Zapodziała mi się łyżka, ale po krótkich poszukiwaniach znalazłam ją w przegródce z nożami. Jak można pomylić łyżkę z nożem? A co jeśli może płatki jeść nożem, a chleb smarować łyżką...?
     Usiadłam do stołu i kątem oka zerknęłam na brata, który znudzony podpierał ręką głowę.
     Wsypałam do miski płatki i nalałam mleko. Nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy najpierw nalewają mleko, a potem płatki. Chyba jutro spróbuję wlać mleko, potem płatki i jeść owe danie nożem.
     - O której wrócisz? - zapytałam, przerywając ciszę.
     - Tak jak zawsze - nie oderwał wzroku od telefonu.
     I znów ta niezręczna cisza. Denerwowało mnie to. Jesteśmy rodzeństwem! Chyba możemy znaleźć jakiś wspólny język? Możemy nawet porozmawiać o smarowaniu chleba łyżką...
     - Kupisz mleko? - pomachałam mu pustym opakowaniem po mleku. - Płatki bez mleka to nie to samo.
     - Dobrze wiesz, że nie zarabiam milionów - z lekka warknął.
     - Ale mleko nie kosztuje miliony... - odpyskowałam i spojrzałam mu prosto w twarz.
     Podniósł wzrok znad telefonu i niemal wypalał dziurę w mojej głowie. Jego spojrzenie przeszywały mnie na wylot.
     A ja chciałam tylko głupie mleko!
     - Jest nas trójka. Trójka! - podniósł głos, a ja z lekka się przestraszyłam. - Pracuję po osiem godzin dziennie, aby wyżywić ciebie, mnie i Paulinę! - specjalnie podkreślił jego narzeczoną i mnie.
     Nie czuję się w tym domu kochana. Jedyne co czuję to, że jestem piątym kołem u wozu. W sumie to trzecim kołem od roweru. Jakoś lepiej to brzmi. Chodzi o sam fakt, że byłam tu niepotrzebna.
     - Czyli sugerujesz, że jestem dla ciebie ciężarem, tak? - skończyłam moje płatki i wstałam od stołu.
     Umyłam po sobie brudne naczynie i odwróciłam się w stronę Sebastiana. Usta zacisnął w wąską kreskę.
     - Nie to miałem na myśli - jego ton głosu nie był zbyt przyjemny.
     - Ale pewnie tak sądzisz, tylko się nie przyznasz - prowokowałam go.
     Zmarszczył brwi i zablokował telefon.
     - Domi, nie komplikuj sytuacji - warknął i posłał mi groźne spojrzenie.
     - Dlaczego ty nie potrafisz być szczery?! - podniosłam głos, a on się zdziwił. - Cały czas mnie okłamujesz, więc z łaski twojej bądź choć raz pewny swojego zdania!
     - Nie drzyj się! - wstał od stołu i dopiero teraz zauważyłam, jak zaciska pięści.
     Mam przejebane.
     - Myślisz, że mi jej łatwo?! Nie po to haruję cały dzień, żeby słuchać twoich narzekań! Myślisz, że nie jestem zmęczony?! Czasami mam ochotę rzucić to wszytko i zalać się alkoholem do nieprzytomności! Ale tego nie robię! Bo ktoś musi dbać o taką rozpieszczoną gówniarę jak ty! - złość rozsadzała go od środka. - Więc miej, chociaż odrobinę szacunku! - walnął pięścią w stół, a ja podskoczyłam ze strachu.
     - Najlepiej, żeby w ogóle mnie tu nie było! - krzyknęłam i czułam łzy zbierające się w moich oczach.
     - A żebyś wiedziała! - wrzasnął i wyszedł z kuchni.
     Co?
     Poszłam w jego ślady i opuściłam kuchnie. Stał przy drzwiach frontowych i szykował się do wyjścia. Wiedziałam, że go sprowokowałam, ale dzięki temu w końcu usłyszałam szczerą odpowiedź. Łzy spłynęły mi po policzkach i czułam gulę w gardle, ale zdołałam wykrzyknąć ostatnie zdanie:
     - Wyprowadzam się!




Czytaj dalej>>

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 9 - Sekta pluszowych sów

     Przytuliłam głowę do pluszowego misia imieniem Edward. Przekręciłam się na drugi bok, zabierając misia ze sobą. Miałam ochotę wstać, zrobić śniadanie chłopakom i miło spędzić niedzielę, ale uznałam, że jednak mi się nie chce.      Pogłaskałam misia po miękkim futerku. Nie wiedziałam, czy to moja wyobraźnia, ale wydawało mi się, że jego futerko jakby zostało przystrzyżone. Było ciut krótsze niż wczoraj. Chciałam pogłaskać misia za uchem, ale nie było go tam. Zamiast ślicznej mordki poczułam coś na kształt dziobu.      Że co?      Usiadłam na łóżku jak porażona i odskoczyłam od pluszaka.      Co robi w moim pokoju sowa?! Pluszowa sowa?!      Spojrzałam na podłogę i zauważyłam, że jestem otoczona przez pluszowe sowy, których oczy skierowane były na mnie. Przerażające.      Nagle usłyszałam gorzki głos Aleksandra za drzwiami.      - Kto porwał moich przyjaciół?...

Rozdział 7 - Czerwony rumak

     Siedziałam w domu już którąś godzinę. Nie miałam co robić. Wyszłam z mojego pokoju, który nawiasem mówiąc, chciałam przemalować na inny kolor. Różowy powoli doprowadzał mnie do szału. Następnie ruszyłam korytarzem. Wielkość domu mnie przerażała. Nie sądziłam, że w tak wielkim budynku mieszkają zaledwie trzy osoby! Aktualnie już cztery. Tu mogłoby się pomieścić o wiele więcej ludzi. Ciekawe, czy dostają oferty o organizowanie wesel, domówek, poprawin, chrztów...      Były tutaj jasne oraz kręcone schody na pierwsze piętro, trzy drzwi do pokoju chłopaków, dwa pokoje zostały zamknięte na klucz, łazienka, od niedawna i mój pokój oraz drugie schody prowadzące na górę. Nie chciałam naruszać ich prywatności, więc udałam się po schodach do góry. Wszędzie wszystko było cholernie duże, a ja wydawałam się zagubiona w tym domu. I tak było. U góry znajdowały się dwa pojemne strychy, suszarnia, pralnia, gdzie zapełnione były do pełna aż trzy kosze, łazienka, cztery...

Rozdział 20 - Kapitan czy już nie?

          C.d.                     Po przeprowadzeniu testu "Czy sowy ludzkie też potrafią latać?" wsiedliśmy w trójkę do samochodu i ruszyliśmy na salę bankietową. Najprościej rzecz ujmując, test polegał na tym, że Patrycjusz chwycił za jedną nogę, a ja za drugą i oboje ściągnęliśmy Olka ze schodów na dworze. Oczywiście szarowłosy nie był zadowolony z tego obrotu sprawy, bo najbardziej na tym ucierpiał. Zdałam sobie sprawę, że akurat ze schodów na dworze nie chciałabym spaść, bo obawiałam się, że moja kość ogonowa by tego nie przeżyła.          Reakcja szarowłosego była do przewidzenia. Aleksander leżał obrażony na brzuchu na tylnym siedzeniu. W aucie słychać było jedynie cicho grają muzykę w radiu i wyzwiska skierowanych naszym kierunku ze strony Olka.          - Ej, bro - zaczął pewnie Patrycjusz, który prowadził niemal perfekcyjnie jak instruktor. - A ty i...