Alek i Patrycjusz pojechali do swoich rodziców, bo z samego rana dzwonili do swoich synów i obydwoje dostali niezły opierdziel, że nie odwiedzali ich od miesięcy. Chociaż wydawało mi się, że Aleksander ostatnio był u swojej matki, gdy kończyła dyżur w szpitalu. Natomiast rodzicielka Patrycjusza nie domagała się chorobliwie tego spotkania, ale chciała w końcu ujrzeć swoje dziecko, bo przez cztery miesiące była w delegacji. Ich ojcowie jedynie popierali decyzję żon.
Niedziela zapowiadała się tak cholernie nudno, że postanowiłem odwiedzić moją starszą siostrę. Ubrałem się schludnie. Jakaś koszula w kratę i czarne spodnie. Zszedłem na dół i obejrzałem się, czy wszystko w domu jest wyłączone. Jak widać, telewizor w salonie wskazywał, że Alek zdążył zagrać parę rund w grę. Wyłączyłem PS4 i udałem się do kuchni. Znużonym wzrokiem luknąłem na mikrofalówkę, piekarnik, kuchenkę, na której stał garnek... Już miałem opuścić pomieszczenie, gdy coś podpowiadało mi, że przegapiłem jakiś szczegół. Wychyliłem się znów do kuchni i dopiero teraz zauważyłem, że z garnka ulatniał się czarny dym. Zachowując zimną krew, zatrzymałem dopływ gazu i natychmiastowo otworzyłem okno. Wiedziałem, że sprawcą tego był Aleksander, bo kompletnie nie umiał gotować. Oj, będzie miał przejebane.
Dobrze, że jeszcze jako tako zarabiał, bo w większości żywił się poza domem. Wzdrygnąłem się, gdy spód garnka po prostu pękł. Przedmiot przesunął się na kuchence i zatrzymał się na krawędzi sprzętu AGD.
O nie, nie, nie! Tylko nie spadnij!
Podbiegłem, gdy garnek zaczął osuwać się z kuchenki. Nie udało mi się powstrzymać ataku metalowego przestępcy i z grzechotem opadł na ziemię. Zawartość wylała się na podłogę, a mi udało się odskoczyć na bezpieczną odległość. Ze skruchą musiałem przyznać, że poparzyłem sobie prawą rękę, gdy próbowałem odepchnąć atak. Schyliłem się do drewnianej szafki na dole i wyciągnąłem gaśnicę. Kuchnia przypominała w tej chwili łazienkę mojego siostrzeńca, gdy brał kąpiel. Całą podłogę pokrywała gruba warstwa piany. Odłożyłem gaśnicę na miejsce i westchnąłem głośno. Wyciągnąłem telefon i wysłałem krótkiego sms-a, który informował Alka, że jego zadaniem będzie posprzątanie kuchni i że z jego kolejnej wypłaty kupuje nowy zestaw garnków.
Nie pamiętam, ile w ostatnim czasie przypalił garnków lub od ilu oderwał uchwyty. Zdarzyło się nawet, że postawił na suszarce do ubrań na balkonie ciepły garnek. Ciepło roztopiło plastikowe linki, a gorący przedmiot osunął się za balustradę. Właściwie nie wspominałbym tego, gdyby nie fakt, że wychodziłem wtedy z domu i przede mną spadł ciepły deszcz makaronowy. Aleksander, zamiast rozpaczać nad popękaną płytą od schodów, którą rozbił szalony garnek z makaronem, to ubolewał nad tym, że nie zdążył nawet spróbować, tego co udało mu się ugotować. Gdy czyścił schody po tym incydencie, ze smutkiem liczył każdą nitkę makaronu i wkładał ją do garnka, który o dziwo się nie rozpadł na części.
Ręka niemiłosiernie mnie piekła, więc znudzony musiałem chłodzić ją pod nurtem zimnej wody. Gdy było trochę lepiej, wyszedłem z domu, wcześniej zakładając czarną kurtkę i zakluczyłem drzwi. Wsiadłem do samochodu i z piskiem opon ruszyłem do mojej siostry.
Wysiadłem z pojazdu i zatrzasnąłem drzwi. Cóż, ten dom zawsze wyglądał, jakby coś się w nim zmieniło, ale nigdy nie potrafiłem odgadnąć co. Jedyne czego zazdrościłem mojej siostrze to ogrodu. Wszędzie były rośliny, ale większość przykrywały różnokolorowe liście. Nie miałem serca, pytać ją o to, czy chciałaby mi pomóc z moim ogródkiem. Chociaż nie raz mi to proponowała, zawsze odmawiałem.
Wgapiałem się w stos liści, jakby była to jakaś układanka. Nie wiem, czemu mnie to tak zainteresowało. Moje obserwacje przerwał dźwięk otwieranych drzwi.
- Ty pierdolony chuju! - krzyknęła i gdy stała tuż przede mną, zdzieliła mnie po głowie, a następnie przytuliła. - Miałeś odwiedzać mnie co miesiąc!
- Przecież jestem - przewróciłem oczami i poczułem, że mnie dusi.
- Wujek Edunio!!! - na moją nogę przyczepił się mały siostrzeniec.
- Zaraz wujek straci nogę i szyję - wychrypiałem, a moja siostra w końcu się odkleiła, jednak z nogą było gorzej.
- Harry, puść wujka! Bo nie przeczyta ci bajki! - Magda skierowała na niego palcem i przybrała niezadowolony wyraz twarzy.
Magda ostatnio wróciła do Polski, bo przez pięć lat zamieszkiwała za granicą i tam poznała Michaela, który po roku poprosił ją o rękę. Wszystko wydawało się to dosyć dziwne, że po tak krótkim czasie chciał się z nią żenić, jednak okazał się świetnym ojcem, jak i mężem dla mojej siostry, więc nawet go polubiłem. Oczywiście, że go sprawdziłem. Jak mógłbym oddać kogoś, kogo nie znałem mojej siostrze? Michael przez jakiś czas uważał, że naruszałem jego prywatność osobistą, ale szybko się dogadaliśmy. Jak to szwagry. Na razie jest czysty. Tak sądzę. Jak nie to mam dość czasu, że sprawdzić go ponownie.
- Ale mamo!
Z racji, że miałem wolne obie ręce, chwyciłem w pasie mojego siostrzeńca i posadziłem go na karku. Po chwili tego pożałowałem, bo nie mając się czego złapać, Harry szarpnął mnie za włosy.
- I jak tam widoki, mały? - zapytałem, lekceważąc ból i powędrowałem za Magdą do domu.
- Super! Też chce być taki duży jak wujek! - krzyknął mi nad uchem. O boże. Moje uszy. Krwawią. - Albo nie. Nie chcę być żyrafką.
- Harold! - upomniała go matka. - Nie przezywaj wujka! - spojrzała w bok. - Widziałeś? Nie przyjęła mi się ta brzoza, którą dała mi sąsiadka. Nadal mi nie powiedziała, skąd ją kupiła - wzruszyła ramionami.
- Wysoki jak brzoza, a głupi jak koza - Harry zasłonił rączkami buzię i zaczął się śmiać.
- Harold! - Magda zgromadziła syna wzrokiem, a on dalej chichotał.
Mimowolnie moje kąciki ust lekko się uniosły i zdałem sobie sprawę, że to, co powiedział, pasowało do mnie.
- Wejdź do środka - otworzyła drzwi i uśmiechnęła się w moją stronę. - Witaj w domu.
- Jak tam? Trzymasz się jakoś? Garnki całe czy OIek znowu spróbował jakiś wysuszyć? - zażartowała i usiadła naprzeciwko mnie na kanapie. - Znalazłeś sobie w końcu dziewczynę? - oparła łokcie o kolana, wychyliła się w moją stronę, aby wyciągnąć ze mnie prawdę.
- Czy możesz chociaż raz nie zadawać tyle pytań? - lekko uśmiechnąłem się w jej stronę, a ona pytała dalej.
- Jak ma na imię twoja wybranka? Ładna? - zatrzepotała rzęsami, a ja odwróciłem głowę. - Wiedziałam! - wybuchła, a ja zdezorientowany spojrzałem na nią pytająco. - To jak ma na imię?
- Jessica - mruknąłem. - Harry był dzisiaj w szkole? - zmieniłem temat.
- Tak. Jezu nigdy bym nie spaczyła dziecka płci żeńskiej takim imieniem - rozmyślała na głos. - No to kiedy mi ją przedstawisz? Jutro mam wolne. Harry też chciałby poznać przyszłą ciocię - wydawała się taka uradowana.
- To zły pomysł. Nie poznasz jej - z lekka warknąłem, a Magda spojrzała na mnie podejrzliwie.
Nie chciałem, aby do naszej rodziny dołączył ktoś, kto na to nie zasługuje. Jessica nie miała prawa wejść swoim wielgachnym tyłkiem do tego kręgu. Nie było po prostu miejsca dla niej. Tylko dla kogoś wyjątkowego.
- Jest nieśmiała? - zagadnęła.
- Tak jakby - wyobraziłem sobie Jess jako szarą myszkę i poczułem, że cofało mi się śniadanie.
- Kłamiesz! - wstała gwałtownie i podeszła do okna. - Masz dziewczynę, ale jest kompletnym przeciwieństwem wstydliwej panny, prawda?
Nie miałem po co kłamać, bo i tak wyciągnęłaby ze mnie wszystko.
- Prawda.
Znowu usiadła, a ja wpatrywałem się w miejsce, gdzie przed chwilą stała. Magda całkowicie mnie olała i wyjęła telefon. Westchnąłem i przeczesałem włosy.
- Nie chcę ci o niej mówić, zrozum to. Nie chcę cię martwić po prostu. Masz cały dom na głowie i jeszcze Harrego - próbowałem się wytłumaczyć.
Uniosła palec do góry, żeby mnie uciszyć.
- O ty chuju bobrze! - zawołała i spojrzała na mnie złowrogo. - Nie mogłeś od razu powiedzieć, że ona jest typem plastika?
- Czy ty ją stalkujesz?
- Ja pierdole! Czym ona to zeskrobuje? - przyjrzała się z bliska. - Jedynie czego mogę jej pozazdrościć to cycków - odruchowo spojrzała na swoje piersi.
- Magda... - upomniałem ją.
- "Kocham z calusieńkiego serduszka mojego bad boyfrienda, bo sprowadził mnie na lepszą drogę niż do galerii z ciuchami. Koffam you!" - przeczytała na głos, a następnie popłakała się ze śmiechu. - Byłeś kiedyś z nią na dziale reklamacji? - dalej żartowała.
- Nie chcieli jej wymienić na nic pożyteczniejszego - wzruszyłem ramionami i sam sobie dziwiłem się, że naśmiewam się z własnej dziewczyny.
- To ostatecznie zostaje ci kosz na plastiki - nie potrafiła opanować śmiechu. - Może wyprodukują z niej tyle worków foliowych, że nastąpi zakaz kupowania wody w plastikowych butelkach.
- Jak to możliwe, że jesteś starsza ode mnie, a zachowujesz się czasami gorzej niż Harry? - próbowałem nie parsknąć śmiechem, gdy mówiła wszystkie te rzeczy.
- Edward - spoważniała. - Zerwij z nią, proszę.
Całkowicie zmieniła temat i z grobowym wyrazem twarzy patrzyła mi w oczy.
- Nie chcę by naszym drzewie genealogicznym pojawiła się gałąź ujebana wapniem, jak jabłonka na wiosnę - jej ton przybierał coraz surowszy dźwięk.
- Spokojnie to nic poważnego - odchyliłem głowę do tyłu i zamknąłem oczy.
- Nie mogłeś tak od razu powiedzieć? - mruknęła pod nosem. - Dupek.
Nagle do pokoju wszedł Harry i zasłonił rączką chytry uśmieszek.
- Dupek - powtórzył, a ja parsknąłem śmiechem.
- Harold! - upomniała go matka po raz któryś tego dnia. - Nie używa się takich brzydkich słów!
- A mama używa! - tupnął nóżką.
- Bo mama jest dorosła!
- Ja prawie też! - oburzony wyszedł z pokoju.
Oboje spojrzeliśmy na siebie, a ja zacząłem się śmiać.
- Kochany dzieciak.
- Zobaczymy, jak będziesz miał swoje dzieci! - sugestywnie poruszyła brwiami. - Idź, poczytaj Harremu bajkę, bo jak miesiąc temu pojechałeś bez przeczytania dobranocki, o mały włos nie pobiegł za tobą trzydzieści kilometrów!
- Przepraszam, ale wtedy naprawdę się śpieszyłem - wzruszyłem ramionami.
- Powiedz to Harremu - uśmiechnęła się.
Wstałem z kanapy i udałem się na pierwsze piętro po schodach. Siostrzeniec miał swój pokój zaraz po prawej stronie. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem, jak ubrany był w tą słodką piżamkę w Spidermana, którą kupiłem mu na urodziny. Leżał w łóżku i tulił do siebie poduszkę. Spojrzał na mnie z gwiazdkami w oczach.
- Przeczyta mi wujek bajkę? - wyjął spod poduszki książkę i niemal błagał mnie tymi słodkimi oczyma.
Dochodziła ledwo dziewiętnasta, a chłopak wyglądał na okropnie zmęczonego. Nie sądziłem, że tak go wymęczy wizyta w parku.
- Jaka to bajka? - usiadłem na podłodze, oparłem plecy o łóżko, a Harry położył głowę na moim ramieniu, żeby wiedzieć obrazki w książce.
- A wujek nie umie czytać? - spojrzał na mnie pytająco.
- Dawno, dawno temu... - czytałem, czytałem, czytałem.
Było to tak wciągające niż niejedna lektura szkolna. Czemu oni nie każą nam czytać bajek?
Nim się obejrzałem, zasnąłem w połowie bajki.
Niedziela zapowiadała się tak cholernie nudno, że postanowiłem odwiedzić moją starszą siostrę. Ubrałem się schludnie. Jakaś koszula w kratę i czarne spodnie. Zszedłem na dół i obejrzałem się, czy wszystko w domu jest wyłączone. Jak widać, telewizor w salonie wskazywał, że Alek zdążył zagrać parę rund w grę. Wyłączyłem PS4 i udałem się do kuchni. Znużonym wzrokiem luknąłem na mikrofalówkę, piekarnik, kuchenkę, na której stał garnek... Już miałem opuścić pomieszczenie, gdy coś podpowiadało mi, że przegapiłem jakiś szczegół. Wychyliłem się znów do kuchni i dopiero teraz zauważyłem, że z garnka ulatniał się czarny dym. Zachowując zimną krew, zatrzymałem dopływ gazu i natychmiastowo otworzyłem okno. Wiedziałem, że sprawcą tego był Aleksander, bo kompletnie nie umiał gotować. Oj, będzie miał przejebane.
Dobrze, że jeszcze jako tako zarabiał, bo w większości żywił się poza domem. Wzdrygnąłem się, gdy spód garnka po prostu pękł. Przedmiot przesunął się na kuchence i zatrzymał się na krawędzi sprzętu AGD.
O nie, nie, nie! Tylko nie spadnij!
Podbiegłem, gdy garnek zaczął osuwać się z kuchenki. Nie udało mi się powstrzymać ataku metalowego przestępcy i z grzechotem opadł na ziemię. Zawartość wylała się na podłogę, a mi udało się odskoczyć na bezpieczną odległość. Ze skruchą musiałem przyznać, że poparzyłem sobie prawą rękę, gdy próbowałem odepchnąć atak. Schyliłem się do drewnianej szafki na dole i wyciągnąłem gaśnicę. Kuchnia przypominała w tej chwili łazienkę mojego siostrzeńca, gdy brał kąpiel. Całą podłogę pokrywała gruba warstwa piany. Odłożyłem gaśnicę na miejsce i westchnąłem głośno. Wyciągnąłem telefon i wysłałem krótkiego sms-a, który informował Alka, że jego zadaniem będzie posprzątanie kuchni i że z jego kolejnej wypłaty kupuje nowy zestaw garnków.
Nie pamiętam, ile w ostatnim czasie przypalił garnków lub od ilu oderwał uchwyty. Zdarzyło się nawet, że postawił na suszarce do ubrań na balkonie ciepły garnek. Ciepło roztopiło plastikowe linki, a gorący przedmiot osunął się za balustradę. Właściwie nie wspominałbym tego, gdyby nie fakt, że wychodziłem wtedy z domu i przede mną spadł ciepły deszcz makaronowy. Aleksander, zamiast rozpaczać nad popękaną płytą od schodów, którą rozbił szalony garnek z makaronem, to ubolewał nad tym, że nie zdążył nawet spróbować, tego co udało mu się ugotować. Gdy czyścił schody po tym incydencie, ze smutkiem liczył każdą nitkę makaronu i wkładał ją do garnka, który o dziwo się nie rozpadł na części.
Ręka niemiłosiernie mnie piekła, więc znudzony musiałem chłodzić ją pod nurtem zimnej wody. Gdy było trochę lepiej, wyszedłem z domu, wcześniej zakładając czarną kurtkę i zakluczyłem drzwi. Wsiadłem do samochodu i z piskiem opon ruszyłem do mojej siostry.
Wysiadłem z pojazdu i zatrzasnąłem drzwi. Cóż, ten dom zawsze wyglądał, jakby coś się w nim zmieniło, ale nigdy nie potrafiłem odgadnąć co. Jedyne czego zazdrościłem mojej siostrze to ogrodu. Wszędzie były rośliny, ale większość przykrywały różnokolorowe liście. Nie miałem serca, pytać ją o to, czy chciałaby mi pomóc z moim ogródkiem. Chociaż nie raz mi to proponowała, zawsze odmawiałem.
Wgapiałem się w stos liści, jakby była to jakaś układanka. Nie wiem, czemu mnie to tak zainteresowało. Moje obserwacje przerwał dźwięk otwieranych drzwi.
- Ty pierdolony chuju! - krzyknęła i gdy stała tuż przede mną, zdzieliła mnie po głowie, a następnie przytuliła. - Miałeś odwiedzać mnie co miesiąc!
- Przecież jestem - przewróciłem oczami i poczułem, że mnie dusi.
- Wujek Edunio!!! - na moją nogę przyczepił się mały siostrzeniec.
- Zaraz wujek straci nogę i szyję - wychrypiałem, a moja siostra w końcu się odkleiła, jednak z nogą było gorzej.
- Harry, puść wujka! Bo nie przeczyta ci bajki! - Magda skierowała na niego palcem i przybrała niezadowolony wyraz twarzy.
Magda ostatnio wróciła do Polski, bo przez pięć lat zamieszkiwała za granicą i tam poznała Michaela, który po roku poprosił ją o rękę. Wszystko wydawało się to dosyć dziwne, że po tak krótkim czasie chciał się z nią żenić, jednak okazał się świetnym ojcem, jak i mężem dla mojej siostry, więc nawet go polubiłem. Oczywiście, że go sprawdziłem. Jak mógłbym oddać kogoś, kogo nie znałem mojej siostrze? Michael przez jakiś czas uważał, że naruszałem jego prywatność osobistą, ale szybko się dogadaliśmy. Jak to szwagry. Na razie jest czysty. Tak sądzę. Jak nie to mam dość czasu, że sprawdzić go ponownie.
- Ale mamo!
Z racji, że miałem wolne obie ręce, chwyciłem w pasie mojego siostrzeńca i posadziłem go na karku. Po chwili tego pożałowałem, bo nie mając się czego złapać, Harry szarpnął mnie za włosy.
- I jak tam widoki, mały? - zapytałem, lekceważąc ból i powędrowałem za Magdą do domu.
- Super! Też chce być taki duży jak wujek! - krzyknął mi nad uchem. O boże. Moje uszy. Krwawią. - Albo nie. Nie chcę być żyrafką.
- Harold! - upomniała go matka. - Nie przezywaj wujka! - spojrzała w bok. - Widziałeś? Nie przyjęła mi się ta brzoza, którą dała mi sąsiadka. Nadal mi nie powiedziała, skąd ją kupiła - wzruszyła ramionami.
- Wysoki jak brzoza, a głupi jak koza - Harry zasłonił rączkami buzię i zaczął się śmiać.
- Harold! - Magda zgromadziła syna wzrokiem, a on dalej chichotał.
Mimowolnie moje kąciki ust lekko się uniosły i zdałem sobie sprawę, że to, co powiedział, pasowało do mnie.
- Wejdź do środka - otworzyła drzwi i uśmiechnęła się w moją stronę. - Witaj w domu.
* * *
- Czy możesz chociaż raz nie zadawać tyle pytań? - lekko uśmiechnąłem się w jej stronę, a ona pytała dalej.
- Jak ma na imię twoja wybranka? Ładna? - zatrzepotała rzęsami, a ja odwróciłem głowę. - Wiedziałam! - wybuchła, a ja zdezorientowany spojrzałem na nią pytająco. - To jak ma na imię?
- Jessica - mruknąłem. - Harry był dzisiaj w szkole? - zmieniłem temat.
- Tak. Jezu nigdy bym nie spaczyła dziecka płci żeńskiej takim imieniem - rozmyślała na głos. - No to kiedy mi ją przedstawisz? Jutro mam wolne. Harry też chciałby poznać przyszłą ciocię - wydawała się taka uradowana.
- To zły pomysł. Nie poznasz jej - z lekka warknąłem, a Magda spojrzała na mnie podejrzliwie.
Nie chciałem, aby do naszej rodziny dołączył ktoś, kto na to nie zasługuje. Jessica nie miała prawa wejść swoim wielgachnym tyłkiem do tego kręgu. Nie było po prostu miejsca dla niej. Tylko dla kogoś wyjątkowego.
- Jest nieśmiała? - zagadnęła.
- Tak jakby - wyobraziłem sobie Jess jako szarą myszkę i poczułem, że cofało mi się śniadanie.
- Kłamiesz! - wstała gwałtownie i podeszła do okna. - Masz dziewczynę, ale jest kompletnym przeciwieństwem wstydliwej panny, prawda?
Nie miałem po co kłamać, bo i tak wyciągnęłaby ze mnie wszystko.
- Prawda.
Znowu usiadła, a ja wpatrywałem się w miejsce, gdzie przed chwilą stała. Magda całkowicie mnie olała i wyjęła telefon. Westchnąłem i przeczesałem włosy.
- Nie chcę ci o niej mówić, zrozum to. Nie chcę cię martwić po prostu. Masz cały dom na głowie i jeszcze Harrego - próbowałem się wytłumaczyć.
Uniosła palec do góry, żeby mnie uciszyć.
- O ty chuju bobrze! - zawołała i spojrzała na mnie złowrogo. - Nie mogłeś od razu powiedzieć, że ona jest typem plastika?
- Czy ty ją stalkujesz?
- Ja pierdole! Czym ona to zeskrobuje? - przyjrzała się z bliska. - Jedynie czego mogę jej pozazdrościć to cycków - odruchowo spojrzała na swoje piersi.
- Magda... - upomniałem ją.
- "Kocham z calusieńkiego serduszka mojego bad boyfrienda, bo sprowadził mnie na lepszą drogę niż do galerii z ciuchami. Koffam you!" - przeczytała na głos, a następnie popłakała się ze śmiechu. - Byłeś kiedyś z nią na dziale reklamacji? - dalej żartowała.
- Nie chcieli jej wymienić na nic pożyteczniejszego - wzruszyłem ramionami i sam sobie dziwiłem się, że naśmiewam się z własnej dziewczyny.
- To ostatecznie zostaje ci kosz na plastiki - nie potrafiła opanować śmiechu. - Może wyprodukują z niej tyle worków foliowych, że nastąpi zakaz kupowania wody w plastikowych butelkach.
- Jak to możliwe, że jesteś starsza ode mnie, a zachowujesz się czasami gorzej niż Harry? - próbowałem nie parsknąć śmiechem, gdy mówiła wszystkie te rzeczy.
- Edward - spoważniała. - Zerwij z nią, proszę.
Całkowicie zmieniła temat i z grobowym wyrazem twarzy patrzyła mi w oczy.
- Nie chcę by naszym drzewie genealogicznym pojawiła się gałąź ujebana wapniem, jak jabłonka na wiosnę - jej ton przybierał coraz surowszy dźwięk.
- Spokojnie to nic poważnego - odchyliłem głowę do tyłu i zamknąłem oczy.
- Nie mogłeś tak od razu powiedzieć? - mruknęła pod nosem. - Dupek.
Nagle do pokoju wszedł Harry i zasłonił rączką chytry uśmieszek.
- Dupek - powtórzył, a ja parsknąłem śmiechem.
- Harold! - upomniała go matka po raz któryś tego dnia. - Nie używa się takich brzydkich słów!
- A mama używa! - tupnął nóżką.
- Bo mama jest dorosła!
- Ja prawie też! - oburzony wyszedł z pokoju.
Oboje spojrzeliśmy na siebie, a ja zacząłem się śmiać.
- Kochany dzieciak.
- Zobaczymy, jak będziesz miał swoje dzieci! - sugestywnie poruszyła brwiami. - Idź, poczytaj Harremu bajkę, bo jak miesiąc temu pojechałeś bez przeczytania dobranocki, o mały włos nie pobiegł za tobą trzydzieści kilometrów!
- Przepraszam, ale wtedy naprawdę się śpieszyłem - wzruszyłem ramionami.
- Powiedz to Harremu - uśmiechnęła się.
Wstałem z kanapy i udałem się na pierwsze piętro po schodach. Siostrzeniec miał swój pokój zaraz po prawej stronie. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem, jak ubrany był w tą słodką piżamkę w Spidermana, którą kupiłem mu na urodziny. Leżał w łóżku i tulił do siebie poduszkę. Spojrzał na mnie z gwiazdkami w oczach.
- Przeczyta mi wujek bajkę? - wyjął spod poduszki książkę i niemal błagał mnie tymi słodkimi oczyma.
Dochodziła ledwo dziewiętnasta, a chłopak wyglądał na okropnie zmęczonego. Nie sądziłem, że tak go wymęczy wizyta w parku.
- Jaka to bajka? - usiadłem na podłodze, oparłem plecy o łóżko, a Harry położył głowę na moim ramieniu, żeby wiedzieć obrazki w książce.
- A wujek nie umie czytać? - spojrzał na mnie pytająco.
- Dawno, dawno temu... - czytałem, czytałem, czytałem.
Było to tak wciągające niż niejedna lektura szkolna. Czemu oni nie każą nam czytać bajek?
Nim się obejrzałem, zasnąłem w połowie bajki.
Komentarze
Prześlij komentarz