Przejdź do głównej zawartości

Rozdział 39 - Ob(j)awy

          Fala gorąca owładnęła całe moje ciało. Gotowałam się w środku niczym genialna zupa pomidorowa, a jednocześnie przechodziły mnie kolejne fale zimna, jakby ktoś bombardował mnie paczkami kostek lodu. Dziwne, jestem chyba trochę za młoda jak na menopauzę.
          Przetarłam wilgotne włosy od potu i aż się skrzywiłam z niesmaku. Pewnie nigdy nie były bardziej przetłuszczone niż teraz. Oddychałam dość głęboko, a nos miałam zatkany w najlepsze. Chwyciłam paczkę chusteczek ze stolika i próbowałam ze wszystkich sił wydmuchać nos, ale na marne. Wkurwiona rzuciłam je z powrotem. Pewnie najszybciej odetkałabym nos z użyciem sprężarki. Tylko szkoda mi poturbowania reszty twarzy dla jednej korzyści.
          O czym ja w ogóle myślę?
          Chwyciłam rękami pierzynę i zastygłam
          Ktoś zmienił mi poszewkę czy już wcześniej spałam w czarnym BMW? Poderwałam głowę do góry i rozejrzałam się dookoła.
          Ewidentnie nie był to mój różowy pokój.
          Okna były zasłonięte roletami aż do samej ziemi, przez co w pokoju było ciemno, a słońce bardzo słabo się przebijało. Dwie wielkie szafy stały po mojej prawej stronie, a tuż obok nich znajdowało się krzesło, które uginało się lekko pod wielką kopicą ubrań. Na przeciwko łóżka prezentowało się masywne, ciemnobrązowe biurko z masą książek i idealnie zachowanym porządkiem. Tuż na ziemi obok łóżka leżała męska bluza, moja zimowa kurtka i jeszcze jedna dwa, razy większa, kurtka. Przerażona odsunęłam od siebie pierzynę, aby sprawdzić czy mam na sobie rzeczy. Odetchnęłam z ulgą. Na fotelu obrotowym leżała sportowa torba, którą na pewno już gdzieś widziałam, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć skąd. Po lewej wielkie wrażenie robił ogromny regał zapełniony po brzegi książkami. Próbowałam przeczytać jakiś tytuł losowej książki, ale musiałam sięgnąć po okulary, aby uświadomić sobie, że właściciel tego pokoju oczytuje się w gatunku kryminalnym i przede wszystkim psychologii. Zmarszczyłam brwi i chwyciłam się za rozgrzane czoło.
          Czyj to kurwa pokój?
          Puknęłam się dwa razy w głowę, przypominając sobie, ile razy sprzątałam syf chłopaków z ich pokoi, a teraz ten schludny pokój nie przypominał żadnego. Zazwyczaj nie dało się otworzyć drzwi albo ubrania latały dosłownie po całym pomieszczeniu, przez co nie było widać podłogi, a ja rezygnowałam ze sprzątania kolejnych męskich burdeli. Więc bardzo możliwe, że któryś z nich w końcu tu posprzątał (zostawiając w nietykalnym stanie najpotrzebniejsze krzesło na ubrania), co znacznie utrudniało mi dopasowanie właściciela od pokoju.
          Ledwo słyszalny odgłos otwierających się drzwi sprawił, że na chwilę stanęło mi serce. Brązowa czupryna wychyliła się z progu i para ciekawskich oczu spoglądała tuż na mnie.
          - Wstałaś już?
          - A wyglądam jakbym wstała?
          Patrycjusz uśmiechnął się szeroko i wszedł pewnie do środka z siatką w ręce.
          - Bardziej jakbyś leżała i dopiero co otworzyła oczy - przystanął przy stoliku nocnym i zaczął wypakowywać rzeczy z siaty.
          - Chyba trochę przysnęłam - mruknęłam cicho. - Kto mnie tu przyniósł? Kogo to pokój? I która jest godzina?
          - Ej, ej, ej! Możesz trochę wolniej, nie widzisz, że najpierw robię jedno?
          - Wypakowywanie rzeczy z reklamówki ogranicza twoją podzielność uwagi?
          Po wyjęciu leków i wody oraz ustawieniu tego w rządku, wskazał na mnie palcem i powiedział:
          - Właśnie.
          Wywróciłam oczami, a Pati wcisnął mi do ręki przeciwgorączkowe i butelkę wody. Połknęłam tabletki i zaczęłam powoli sączyć wodę.
          - Spałaś jakieś dobre cztery godziny - rzucił się na łóżko, a następnie oparł głowę o rękę, patrząc mi w oczy. - A ten pokój jest Eda.
          Zakrztusiłam się wodą, opluwając Patrycjusza.
          - Człowiek ci przyniesie leki i wodę, a na końcu i tak zostanie opluty, fuj - otarł się rękawem, cicho przy tym klnąc.
          - Edward mnie tutaj zaniósł? - poczułam się nagle cholernie niewygodnie, śpiąc w łóżku znanego mi faceta.
          - Halo? Nie zapomnijmy, kto przyniósł ci leki i wodę, które nie poszanowałaś? - wyrzucił ręce w powietrze poirytowany.
          - I mam ci uwierzyć, że zrobiłeś to z własnej nieprzymuszonej woli? - uniosłam brew, a on odwrócił głowę.
          - No w jakieś części tak - przeszywałam go wzrokiem, dopóki nie pękł i nie krzyknął. - O Jezu no! Ed mi kazał iść do apteki, bo on podobno źle się czuł i nie mógł iść sam. Z ciebie ta choroba przeszła na Eda. Możliwe, że jesteś zawirusowana czy coś - wytknął na mnie palcem z obrzydzeniem, a potem nagle zbladł i chwycił się za głowę. - Przecież zostałem zawirusowany już twoją wyplutą wodą! - uczynił znak krzyża i złożył ręce do różańca.
          - Czekaj, musimy się przekonać, czy wynik na pewno wyjdzie pozytywny - chwyciłam butelkę wody z zamiarem jej wypicia i wyplucia, a on wystraszony rozszerzył oczy ze zdziwienia.
          Wygramolił się dość energicznie, wypinając się nieświadomie przez moment w moją stronę. Zasadziłam mu kopa w tyłek, a on naburmuszony pokazał mi środkowy palec, trzymając się mocno ramy łóżka.
          - Jak się czuje Ed?
          - Nie mam pojęcia - usiadł na fotel przy biurku i łokciem zwalił stos perfekcyjnie ułożonych długopisów z biurka. Przeklął pod nosem i zaczął powoli układać je od nowa. - Zamknął się w "nudziarni" i nie wyszedł stamtąd odkąd wyszedł wkurwiony z tego pokoju.
          - "Nudziarni"?
          - Co ty mu zrobiłaś? - olał moje pytanie i odłożył ostatni długopis na stosik. Usatysfakcjonowany założył ręce z tylu głowy, potrącając przy tym kolejne rzeczy z biurka. - Nosz kurwa!
          - Jak to "co mu zrobiłam"? I czym jest nudziarnia?
          - Ty mi powiedz. Jak tylko cię zaniósł tu do pokoju, przykrył, aby ci zimno w stópki nie było - w tym momencie chwyciłam poduszkę, celując w łeb Patrycjusza, ale zwinnie uniknął ataku. Za to stos długopisów rozpadł się na dobre, co trzykrotnie uszczęśliwiło bruneta. - To chwilę potem wyszedł z pokoju tak wkurwiony, jak był w momencie wyrzucenia go z drużyny i zdjęcia tytułu kapitana.
          Zmarszczyłam brwi i zaczęłam intensywnie myśleć. W aucie nie powiedziałam nic obraźliwego, jedynie mówiłam, że mi zimno i w sumie nic bardziej osobistego. Po lekach odpłynęłam szybko, a obudziłam się dopiero teraz, także nie rozmawiałam z Edem blisko cztery godziny.
          A mimo to, coś go wkurwiło. Tylko co?
          - Zaprowadź mnie do niego.
          Odchyliłam kołdrę i wstałam chwiejnie.
          - Już za nim tęsknisz? - poruszał sugestywnie brwiami.
          - Chcę wiedzieć, co zrobiłam i czy wszystko z nim w porządku.
          - Kochane, szkoda, że o mnie się tak nie martwisz - wytknął w moją stronę język, a ja prychnęłam.
          - Jak nawet w wypadku samochodowym nie umarłeś i totalnie nic ci się nie stało, to po chuj mam się martwić? - zapytałam dobitnie, a Patrycjusz chwycił się za serce.
          - Dziękuję za komplementy, przejmująca się w chuj ludzkim życiem bezduszna kobieto - uśmiechnął się słodko i wstał, strącając z biurka kolejna rzecz. - No do kurwy nędzy! Chodźmy stąd!
          Podążyłam bez pośpiechu jego śladem na górę po schodach.

* * *

          Kręciło mi się w głowie i czułam jak stałe podnosi mi się temperatura. Leki jeszcze nie działały, a mnie uginały się kolana, a mimo to wciąż stawiałam kolejne kroki na schodach.
          Stanęliśmy przed zamkniętymi drzwiami, które o dziwo nie miały napisu "Nudziarnia".
          - Nie mam zamiaru wysłuchiwać jego opryskliwych odpowiedzi, więc jak chcesz to się z nim użeraj - wyjaśnił mi po krótce i zaczął się wycofywać. - Jak coś to wołaj.
          Pokiwałam głową i wiele nie myśląc, pociągnęłam za klamkę. Moim oczom ukazała się słabo oświetlona, skromna biblioteczka, której ściany były zapełnione regałami, a na środku znajdowały się dwa mniejsze meble na książki. Większość książek przeważała tematyka kulinarna i kryminalna, ale sądziłam, że raczej każdy znalazłby tu coś dla siebie. Przeszłam chwiejnie w miejsce, gdzie światło biło najmocniej.
          Edward siedział na pokaźnym czarnym fotelu z nogą założoną o kolano i skupiał wzrok wyłącznie na książce, którą miał przed sobą. Ku mojemu zaskoczeniu miał na sobie okulary, które swoją droga widziałam po raz pierwszy i szczerze powiedziawszy, wyglądał w nich cholernie przystojnie. Przy przewróceniu przez niego kartki w książce spostrzegłam świeże rany na jego knykciach i palcach. Co mu się stało przez te cztery godziny?
          Zaparłam się o jedną z półek i wzięłam spory chłyst powietrza. Na moment przed oczami pojawiły mi się mroczki.
          - Edward? - zawołałam niezbyt głośno.
          Czarnowłosy poderwał głowę znad lektury i jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. Złagodniał, a parę sekund po tym zmarszczył brwi i zacisnął usta w wąską linię.
          - Co się stało z twoimi dłońmi?
          - To nieważne. Jak ty się czujesz? Dostałaś leki od tego idioty?
          Założyłam ręce na piersi i powoli traciłam cierpliwość. Wiedziałam, że w ten sposób nie otrzymam żadnej odpowiedzi, a już na pewno nie na pytanie o nagłe wkurwienie z mojego powodu.
          Edward wpatrywał się wprost na mnie i oczekiwał cierpliwie odpowiedzi, stukając palcem o książkę.
          - Pytałam pierwsza.
          - Od kiedy to kolejność ma dla ciebie znaczenie? - jego kąśliwy ton burzył mnie coraz bardziej.
          Zacisnęłam ręce na ciele i wywróciłam oczami. Już rozumiem, co miał na myśli Patrycjusz, mówiąc, że nie ma zamiaru się z nim użerać. Faktycznie coś go ugryzło i nie pozwalał sobie pomóc.
          - Dobra, jak chcesz. Siedź sobie tutaj sam, obrażony wielce na cały świat o jakąś pierdołę, o której nikt nie ma pojęcia - machnęłam ręką i odwróciłam się w stronę wyjścia. 
          Atmosfera była tak napięta, że przez moment słyszałam jedynie swój świszczący oddech. Trzymałam się kurczowo jedną ręką półki i sunęłam do przodu, widząc przed sobą coraz więcej nowych kropek. Kurwa, czy w tym pieprzonym momencie musiało zabrać mi się na omdlenia?
          - Kim jest dla ciebie Gabriel?
          Zatrzymałam się w półkroku i niepewnie odwróciłam głowę do tyłu, napotykając przenikliwy wzrok Edwarda. A ten dupowłaz co ma z tym wszystkim wspólnego?
          - Przecież już raz go spotkałeś i ci o nim opowiadałam... - wspomnienie ze spotkania w sklepie z grami wypełniły moje myśli. - Uraził cię czymś? - próbowałam powstrzymać się od śmiechu, zadając to pytanie. Gabriel hejtował wszystko i wszystkich dookoła, więc nie zdziwiłoby mnie, gdyby ogłosił swoje wielkie zażalenie na temat człowieka, którego widział zaledwie raz i o którym słyszał jedynie z moich opowiadań.
          - Nie pytałem o to - westchnął głęboko i zamknął książkę. - Jaka jest wasza relacja?
          - Nie pokłóciliśmy się ostatnio, co jest dziwne, bo zawsze się o coś kłócimy - wzruszyłam ramionami.
          Z Gabrielem rozmawiałam chociaż raz w miesiącu, opowiadając mu moje życie, a on w tym czasie opowiadał, co zmieniło się po moim wyjeździe - czyli niewiele, a dokładnie to nic.
          - Dalej się przyjaźnicie?
          - A coś wskazywało na to, że przestaliśmy? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, a Ed zaczął tupać nerwowo nogą. Oho, komuś puszczają nerwki.
          To nie była rozmowa jakiej się spodziewałam.
           Gabriel jest po prostu dla mnie ważny.
          Edward poderwał głowę na to zdanie i prychnął głośno. Rzucił książkę na najbliższą półkę, wstał z fotela i stanął do mnie bokiem. Sprawiał wrażenie zranionego i urażonego. Co mu dzisiaj odpierdala?
          - Czy możesz w końcu powiedzieć, co się dziś z tobą dzieje? Strzelasz fochy, wkurwiasz się, gdy tylko wspomnę o Gabrielu... - Ed wtrącił mi się w słowo.
          - A gdyby - zawahał się na moment i wyglądał, jakby analizował wszystko to, co ma zamiar powiedzieć.
          Chwyciłam się znowu regału, czując jak miękną mi nogi. Brzuch zaciskał mi się w pętlę, przypominając mi jednocześnie o tym, że nie jadłam nic od bardzo dawna. Tabletki na pusty żołądek to nie był mądry wybór. Zamrugałam kilkakrotnie, próbując odpędzić czarne, mgliste kropki, które namnażały się mi przed oczami.
          - Gdyby co?
          Spojrzał na mnie przez ramię, a w jego oku pojawił się nagły błysk. Starałam się wyłapać jego rysy twarzy spośród prawie, że całego czarnego obrazu przed mną. Ręka niepohamowanie osunęła mi się z regału, co zneutralizowało moją stabilizację. 
          - A gdyby mógłbym być dla ciebie ważniejszy?
          Chyba zemdlałam.



Cześć i czołem, kluski z rosołem c:

Chyba mam problem z opisywaniem scen romantycznych XD albo po prostu to nie mój klimat. Już sama nie wiem. Rozdział pisany po pracy, bo uznałam, że kurde bele nie zrobię Wam kolejny raz tego świństwa, że przełożę rozdział na kolejny miesiąc. Także czytajta, trzymajta się i wracajta za miesiąc na epilog.

Dzięki i serducho dla wszystkich wytrwałych 



 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 9 - Sekta pluszowych sów

     Przytuliłam głowę do pluszowego misia imieniem Edward. Przekręciłam się na drugi bok, zabierając misia ze sobą. Miałam ochotę wstać, zrobić śniadanie chłopakom i miło spędzić niedzielę, ale uznałam, że jednak mi się nie chce.      Pogłaskałam misia po miękkim futerku. Nie wiedziałam, czy to moja wyobraźnia, ale wydawało mi się, że jego futerko jakby zostało przystrzyżone. Było ciut krótsze niż wczoraj. Chciałam pogłaskać misia za uchem, ale nie było go tam. Zamiast ślicznej mordki poczułam coś na kształt dziobu.      Że co?      Usiadłam na łóżku jak porażona i odskoczyłam od pluszaka.      Co robi w moim pokoju sowa?! Pluszowa sowa?!      Spojrzałam na podłogę i zauważyłam, że jestem otoczona przez pluszowe sowy, których oczy skierowane były na mnie. Przerażające.      Nagle usłyszałam gorzki głos Aleksandra za drzwiami.      - Kto porwał moich przyjaciół?...

Rozdział 7 - Czerwony rumak

     Siedziałam w domu już którąś godzinę. Nie miałam co robić. Wyszłam z mojego pokoju, który nawiasem mówiąc, chciałam przemalować na inny kolor. Różowy powoli doprowadzał mnie do szału. Następnie ruszyłam korytarzem. Wielkość domu mnie przerażała. Nie sądziłam, że w tak wielkim budynku mieszkają zaledwie trzy osoby! Aktualnie już cztery. Tu mogłoby się pomieścić o wiele więcej ludzi. Ciekawe, czy dostają oferty o organizowanie wesel, domówek, poprawin, chrztów...      Były tutaj jasne oraz kręcone schody na pierwsze piętro, trzy drzwi do pokoju chłopaków, dwa pokoje zostały zamknięte na klucz, łazienka, od niedawna i mój pokój oraz drugie schody prowadzące na górę. Nie chciałam naruszać ich prywatności, więc udałam się po schodach do góry. Wszędzie wszystko było cholernie duże, a ja wydawałam się zagubiona w tym domu. I tak było. U góry znajdowały się dwa pojemne strychy, suszarnia, pralnia, gdzie zapełnione były do pełna aż trzy kosze, łazienka, cztery...

Rozdział 20 - Kapitan czy już nie?

          C.d.                     Po przeprowadzeniu testu "Czy sowy ludzkie też potrafią latać?" wsiedliśmy w trójkę do samochodu i ruszyliśmy na salę bankietową. Najprościej rzecz ujmując, test polegał na tym, że Patrycjusz chwycił za jedną nogę, a ja za drugą i oboje ściągnęliśmy Olka ze schodów na dworze. Oczywiście szarowłosy nie był zadowolony z tego obrotu sprawy, bo najbardziej na tym ucierpiał. Zdałam sobie sprawę, że akurat ze schodów na dworze nie chciałabym spaść, bo obawiałam się, że moja kość ogonowa by tego nie przeżyła.          Reakcja szarowłosego była do przewidzenia. Aleksander leżał obrażony na brzuchu na tylnym siedzeniu. W aucie słychać było jedynie cicho grają muzykę w radiu i wyzwiska skierowanych naszym kierunku ze strony Olka.          - Ej, bro - zaczął pewnie Patrycjusz, który prowadził niemal perfekcyjnie jak instruktor. - A ty i...