Olała mnie. Najprościej w życiu mnie ominęła i poszła do szkoły! To ja tu się specjalnie wysilam, żeby wstać pół godziny szybciej, aby móc czekać przed szkołą i ją oprowadzić, ale nie! Stałem sobie na środku chodnika i z rękami w kieszeniach odprowadziłem wzrokiem ją do drzwi.
Była ładna i nosiła okulary. Mimo że widziałem ją tylko z twarzy przez maksymalnie dziesięć sekund, to potrafiłem powiedzieć, że miała w sobie więcej kobiecości niż niektóre dziewczyny. Najważniejszy szczegół, jaki udało mi się wyłapać to, że nie miała na sobie makijażu albo po prostu użyła jakiegoś dobrze kryjącego produktu. Dużo dziewczyn zaczepiało mnie nie tylko w klasie, ale i na przerwach więc już z nawyku patrzyłem najpierw na twarz, następnie na biust. Zawsze dziwiło mnie, jak można siebie zmienić za pomocą kilku kosmetyków.
Dziewczyna, jeżeli miała wady skórne i potrafiła je doskonale zatuszować, to jej odmiana wizerunku była uznawana za atrakcyjną. Natomiast jeśli chłopak był brzydki, to do końca życia musiał z tym żyć (nie zaliczałem babochłopów do grupy mężczyzn, którzy nakładają więcej tynku na twarz niż tynkarz na ściany). Sprawiedliwość.
Zauważyłem różowe auto wjeżdżające na parking. Jessica. Zrobiłem w tył zwrot i podszedłem do barierek, gdzie zbierała się ekipa drużyny siatkarskiej. Przywitałem się z każdym i oparłem się o żółtą, metalową poręcz.
- Czyżbyś zmienił punkt obserwacyjny, Ed? - Kuba, który stał akurat mnie, szturchnął mnie ramieniem. - Spokojnie, nie powiem Jess - uśmiechnął się przyjaźnie, a ja prychnąłem.
- Miałem jej tylko coś przekazać - mruknąłem i wyciągnąłem telefon, aby posprawdzać kilka nowości na media społecznościowych.
- Zakład, że ta nowa za trzy dni będzie błagała cię na kolanach, abyś dał jej swój numer telefonu i autograf? - podniosłem głowę znad telefonu i spojrzałem na niego pytająco. - No to co, zakład?
- Ta sama stawka? - obróciłem komórkę kilka razy w dłoniach.
- Jak zawsze.
- Zgoda.
Widząc, że Jess się zbliżała w naszym kierunku, pośpiesznie poszedłem do szkoły.
Droga z Dominiką do jej nowego domu była dość prosta, a jednocześnie panowała napięta atmosfera. To ja mówiłem głównie o pierdołach i zbędnych rzeczach, gdy ona oglądała okolicę. Nie przeszkadzała mi jej obojętność, bo z jednej strony podtrzymywało mnie to na duchu, że uda mi się wygrać zakład. Nie zależało mi na nim jakoś bardzo, ale po tylu przegranych chciałbym się w końcu zrewanżować. Nawet gdy najbardziej nieśmiała dziewczyna przystąpiła do tej szkoły i Jakub znów zaproponował mi zakład, to okazało się, że po niespełna godzinie otrzymałem od niej zaproszenia do grona znajomych, a potem zaczęła mnie stalkować. Kiedy najbardziej byłem przekonany swojej wygranej, przegrywałem.
Dotarliśmy do celu i widziałem, jak wszystkiemu się przygląda. Największe wrażenie zrobił na niej rozmiar willi, a rozczarowaniem był wygląd ogrodu przed wejściem. Sam wiedziałem, że powinien coś z tym zrobić i chyba zacznę od jutra. Tak jak z dietą, ćwiczeniami i innymi pierdołami. Od jutra.
Otworzyłem jej drzwi na oścież i po chwili oboje znaleźliśmy się w środku budynku.
- Tutaj możesz zostawić swoje obuwie i ubrania - powiesiłem na wieszaku swoją czarną kurtkę i niechlujnie rzuciłem buty, nie wkładając ich do szafki.
Brunetka natomiast swoje poniszczone trampki ustawiła gdzieś z boku, tak aby nikt się przez nie zabił. Niby śmieszne, żeby ktoś mógłby się przewrócić przez buty, widząc je kilka sekund wcześniej, ale z Aleksandrem i Patrycjuszem to nigdy nie wiadomo. Oni potykają się nawet na całkowicie prostym podłożu. Czasem mi ich szkoda, ale trudno sobie wyobrazić, że nagle garnki przestały ubywać lub porozwalane wszędzie ubrania Patrycjusza były na miejscu.
- Pokażę ci twój pokój. Jutro na spokojnie będziesz mogła obejrzeć cały dom i ogród - ugryzłem się w język, wspominając o ogrodzie. Co można tam podziwiać?
Skręciłem na lewo, gdzie ciągnęły się schody na górę. Opowiedziałem krótko, gdzie najważniejsze pokoje. Kierując się na prawo, otworzyłem pierwsze drzwi. To był jej nowy pokój.
- A to najważniejsza część programu "Nasz nowy dom" - uśmiechnąłem się, żeby nie wyjść na człowieka, który zrobił to wszystko z łaski. - Twój pokój. - Zachęciłem ją gestem ręki, a ona posłusznie powędrowała do pomieszczenia.
Ruszyłem tuż za nią i wydawało mi się, że razem z chłopakami odwaliliśmy kawał dobrej roboty. Jasnobrązowe łóżko z białą pościelą, białe biurko i meble, puchaty czarny dywan na środku pokoju i oczywiście, różowe ściany. Podłoga w kolorze brązu.
- Różowy? Naprawdę? - jęknęła cicho i spojrzała na mnie błagalnie.
- Słyszałem, że dziewczyny lubią różowy - błędem było posłuchać Jessicy w wyborze koloru ścian. Równie dobrze mogłem pomalować je czarny. Czarny jest cudowny.
- Nie wszystkie.
Mówi się trudno, chociaż bym tego nie powiedział. Zamierzałem przemalować te ściany, bo raziły mnie i przypominały o posłuchaniu rady mojej dziewczyny.
- Mimo wszystko, dziękuję - uśmiechnęła się, co było miłą odmianą. Poprawiła ręką okulary. - Ile wynosi czynsz? - usiadła na łóżku i do ręki wzięła misia.
No tak został jeszcze miś. Nie był duży, ale charakteryzowało go to, że na wstążce miał napisane moje imię.
- Proszę? - zapytałem.
- Nie mów mi, że mieszkam tu za darmo.
- Nie chce od ciebie żadnych pieniędzy - rzekłem dość surowo. - Wystarczy, że raz na miesiąc mnie przytulisz - zaoferowałem, bo nic innego nie przychodziło mi do głowy.
Przez chwilę wydawała się zamyślona, a jej wyraz twarzy pozostał obojętny.
- Jak przytulę misia to chyba to samo, nie? - przeczesała między palcami wstążkę z imieniem. Ciekawe, czy już się domyśliła.
- Twierdzisz, że wyglądam jak miś? - fuknąłem. - I że jestem puszysty?
- Nie twierdzę tak - odpowiedziała dość sprawnie. - Tylko podałam inną opcję. I ten miś nie jest gruby! - pogłaskała misia po głowie, jakby chciała go przeprosić za to, co powiedziałem.
- Innej opcji nie ma.
Usłyszeliśmy trzask drzwi frontowych. Następnie rozległy się zgłuszone krzyki.
- Suwaj dupę! To moje miejsce na buty!
- Od dzisiaj moje!
Westchnąłem, bo zapomniałem powiedzieć idiotom, żeby zachowali się godnie. Albo chociażby znośnie.
- Zaraz poznasz kolejnych i ostatnich lokatorów tego domu - oparłem się o ścianę.
Kroki na schodach były coraz bliżej.
- Ja idę, kurwa, pierwszy! Zapamiętaj to!
- Ni chuja! Tylko szlachta idzie pierwsza!
Zaśmiała się cicho. Nagle nastąpiła głucha cisza.
- Już jest? - zapytały dwie osoby równocześnie.
- Tak, więc chociaż się przywitajcie - warknąłem.
Jak burza do pokoju weszli zdyszani chłopacy. Oboje przeczesali swoje włosy, jakby to było w tej chwili najważniejsze. Następnie spojrzeli na Dominikę, a Patrycjusz ruszył w jej stronę.
- Pati! - zawołała.
- Domiś! - przytulił ją mocno.
- Co? - Aleksander i ja zamrugaliśmy parę razy.
Odkleili się od siebie, wciąż uśmiechnięci. Niby kiedy oni się poznali?
- Jesteśmy w jednej klasie - wyjaśnił pokrótce Patrycjusz.
Dominika przyjrzała się Aleksandrowi, a szarowłosy jej.
- Otwieracz drzwi, prawda? - zapytała niepewnie.
Alek chyba nie widział, o co chodzi, a po chwili wytrzeszczył oczy i krzyknął nieco dziewczęco.
- Pamiętam cię! - przeniósł wzrok na Patrycjusza zwycięsko. - Co tam jakaś szlachta, jestem otwieraczem drzwi! - uniósł dumnie głowę i wyciągnął rękę w stronę dziewczyny. - Aleksander.
- Dominika - uniosła kąciki ust. - Mogę mówić na ciebie sówko?
Cieszyłem się, że powitała nas otwartymi ramionami. Chociaż nie, stop. Nie powitała jeszcze mnie.
Rzuciłem okulary na biurko, których używałem jedynie do czytania. Wstałem, bo miałem już tego cholernie dość, że nauczyciel zapisał mnie na konkurs matematyczny. Co z tego, że udało mi się rozwiązać zadanie na tablicy? A mogłem udawać, że pierwiastek ze stu czterdziestu czterech to na przykład dwanaście i pół.
Czułem, jak coś pcha mnie, aby przedstawić się Dominice. Ja znałem jej imię, bo jej brat krótko mi ją przedstawił przez rozmowę telefoniczną. Nie żeby mi jakoś szczególnie zależało na tym spotkaniu, tylko chodziło o to, czy zrobi tak jak pozostałe dziewczyny, z którymi miałem, chociaż krótki kontakt wzrokowy, czyli wyśle zaproszenie na Facebooku i Snapchacie, zaobserwuje na Instagramie... Czekałem już którąś godzinę, a mimo to dostawałem jedynie powiadomienia z klasowej grupy i od Jess. Stukałem palcami o blat i pustym wzrokiem błądziłem po pokoju. Nie mogłem przegrać tym razem z Kubą.
Wpadłem na dość okrutny pomysł. Może nie było w nim żadnych scen walki ani przemocy, ale głównie chodziło o kłamstwo, które utrzymałoby by mnie w pewności, że nie zostanę wyszukany w internecie po upływie pięciu minut. Wyszedłem z pokoju i stanąłem przed drzwiami, które od dziś prowadziły do pomieszczenia Dominiki. Zapukałem, ale nikt mi nie odpowiedział. Zszedłem do kuchni i zauważyłem dziewczynę w obecności Patrycjusza. Siedzieli oboje przy stole i wpatrywali się w telewizor. Nie zwrócili uwagi, że wszedłem. Spojrzałem w stronę małej plazmy. Oglądali ostatnie sekundy meczu piłkarskiego.
- Gdzie Alek? - spytałem, a Patrycjusz prawie spadł z krzesła.
- Nie dało się ciszej wejść? - poprawił się na siedzeniu i wrócił do poprzedniego zajęcia. - Wyszedł.
- Po co?
- Bo był głodny.
W trójkę patrzeliśmy, jak jedna z drużyn przegrywa, a mimo to wykonywała już trzeci już na bramkę w ciągu dziesięciu minut. Nienawidziłem piłki nożnej. Za dużo biegania.
- Która godzina? Byłem umówiony... - brunet spojrzał na zegar kuchenny i wstał energicznie, przez co stracił równowagę i upał na podłogę. - Kurwa! Spóźnię się!
Wybiegł z domu i pozostał po nim tylko głuchy trzask drzwi frontowych. Czas przystąpić do działania.
- Właściwie to nie zdążyłem się jeszcze przywitać - zerknęła na chwilę na mnie, po czym odwróciła wzrok. Nie speszyła się ani nic. Umiała dobrze kryć swoje uczucia. - Mam na imię Michał.
- Dominika - mruknęła i z lekka kiwnęła głową.
Teraz tylko czekać, by wygrać.
- Czemu ty zawsze jesteś ostatni?! - warknął Patrycjusz na Aleksandra.
Kolejny dzień, kolejny poranek, kolejna sobota, kolejny trening i kolejni idioci.
- Bo muszę ułożyć włosy! - roztrzepywał swoje włosy i na nowe je układał.
- Nawet bez układania wyglądasz tak samo! - odgryzł się.
- Zamknąć ryje! Dominika śpi! - upomniałem ich, a oni zamilkli, ale tylko na chwilę.
- Sowa nielot - brunet wytknął język i dostał łokciem w brzuch od Aleksandra.
- Pingwin lot - wypalił.
- Idioci, wylot! - popchałem ich w stronę drzwi wyjściowych, a oni spojrzeli równocześnie na mnie.
Szykowaliśmy się właśnie na sobotni, ranny trening. Miałem cichą nadzieję, że Dominika wciąż śpi. Z tego, czego się dowiedziałem, jej brat mówił, że w soboty długo śpi. Właściwie wszystko wiem od Sebastiana. To on zaproponował mi, aby tutaj zamieszkała. Fakt, dostałem tylko dwa razy prośbę o zamieszkanie, bo Alek i Patrycjusz pewnego dnia przyszli z walizkami i oświadczyli, że to ich nowy dom, wcale wcześniej nie prosząc. Jedną prośbę złożyła Jessica, ale szybko się z tego wykręciłem, a drugą od Seby. Zgodziłem się, nawet tego nie przemyśliwając.
- Właściwie to już nie śpię - usłyszałem cichy szept i całą trójką odwróciliśmy się do tyłu.
Dominika stała przy ścianie w czarnej piżamie. Koszulka z logiem Batmana i spodenki z jakąś żółtą gwiazdką z boku. I jej kapcia. Kapcie w kształcie kotów. Boże jak ja kocham koty! Zawsze chciałem mieć takie kapcie! Dlaczego nikt mi nigdy nie kupił takich kapciuchów?
Dominika cicho się zaśmiała naszą reakcją i poszła do kuchni, ignorując nas przy okazji. Chłopacy pobiegli do pomieszczenia, prawie się zabijając o to, kto przekroczy próg pierwszy. Trener nie wybaczy mi, jak się spóźnię...
Poszedłem niechętnie w ich ślady. Stałem w progu i widziałem, jak Alek wywija rękami i opowiada jej jakąś nieśmieszną historię, która o dziwo ją rozbawiła.
- Ale przytul mnie na dzień dobry! - zapłakał teatralnie szarowłosy, wyciągając w jej stronę ręce.
Bez oporów go przytuliła. Następnie podszedł Patrycjusz, a po chwili wszyscy zgromadzeni patrzyli na mnie.
Czy to nie oczywiste, że chcę się przytulić?
Odbiłem się lekko od progu i stanąłem naprzeciwko niej. Nie czekając, aż mnie przytuli, sam to zrobiłem. Dość długo się do niej tuliłem, ale cieszyłem się, że to odwzajemniła. Chyba mogę uznać to za spłacenie czynszu mieszkania. Odkleiłem się od brunetki i odwróciłem się do przyjaciół, poprawiając sportową torbę.
- Idziemy, bro - powiedziałem i wyszedłem z kuchni, a oni powędrowali za mną, tak jak małe kaczuszki, które idą za wielką kaczką.
Czy ja właśnie sam siebie obraziłem?
Była ładna i nosiła okulary. Mimo że widziałem ją tylko z twarzy przez maksymalnie dziesięć sekund, to potrafiłem powiedzieć, że miała w sobie więcej kobiecości niż niektóre dziewczyny. Najważniejszy szczegół, jaki udało mi się wyłapać to, że nie miała na sobie makijażu albo po prostu użyła jakiegoś dobrze kryjącego produktu. Dużo dziewczyn zaczepiało mnie nie tylko w klasie, ale i na przerwach więc już z nawyku patrzyłem najpierw na twarz, następnie na biust. Zawsze dziwiło mnie, jak można siebie zmienić za pomocą kilku kosmetyków.
Dziewczyna, jeżeli miała wady skórne i potrafiła je doskonale zatuszować, to jej odmiana wizerunku była uznawana za atrakcyjną. Natomiast jeśli chłopak był brzydki, to do końca życia musiał z tym żyć (nie zaliczałem babochłopów do grupy mężczyzn, którzy nakładają więcej tynku na twarz niż tynkarz na ściany). Sprawiedliwość.
Zauważyłem różowe auto wjeżdżające na parking. Jessica. Zrobiłem w tył zwrot i podszedłem do barierek, gdzie zbierała się ekipa drużyny siatkarskiej. Przywitałem się z każdym i oparłem się o żółtą, metalową poręcz.
- Czyżbyś zmienił punkt obserwacyjny, Ed? - Kuba, który stał akurat mnie, szturchnął mnie ramieniem. - Spokojnie, nie powiem Jess - uśmiechnął się przyjaźnie, a ja prychnąłem.
- Miałem jej tylko coś przekazać - mruknąłem i wyciągnąłem telefon, aby posprawdzać kilka nowości na media społecznościowych.
- Zakład, że ta nowa za trzy dni będzie błagała cię na kolanach, abyś dał jej swój numer telefonu i autograf? - podniosłem głowę znad telefonu i spojrzałem na niego pytająco. - No to co, zakład?
- Ta sama stawka? - obróciłem komórkę kilka razy w dłoniach.
- Jak zawsze.
- Zgoda.
Widząc, że Jess się zbliżała w naszym kierunku, pośpiesznie poszedłem do szkoły.
* * *
Droga z Dominiką do jej nowego domu była dość prosta, a jednocześnie panowała napięta atmosfera. To ja mówiłem głównie o pierdołach i zbędnych rzeczach, gdy ona oglądała okolicę. Nie przeszkadzała mi jej obojętność, bo z jednej strony podtrzymywało mnie to na duchu, że uda mi się wygrać zakład. Nie zależało mi na nim jakoś bardzo, ale po tylu przegranych chciałbym się w końcu zrewanżować. Nawet gdy najbardziej nieśmiała dziewczyna przystąpiła do tej szkoły i Jakub znów zaproponował mi zakład, to okazało się, że po niespełna godzinie otrzymałem od niej zaproszenia do grona znajomych, a potem zaczęła mnie stalkować. Kiedy najbardziej byłem przekonany swojej wygranej, przegrywałem.
Dotarliśmy do celu i widziałem, jak wszystkiemu się przygląda. Największe wrażenie zrobił na niej rozmiar willi, a rozczarowaniem był wygląd ogrodu przed wejściem. Sam wiedziałem, że powinien coś z tym zrobić i chyba zacznę od jutra. Tak jak z dietą, ćwiczeniami i innymi pierdołami. Od jutra.
Otworzyłem jej drzwi na oścież i po chwili oboje znaleźliśmy się w środku budynku.
- Tutaj możesz zostawić swoje obuwie i ubrania - powiesiłem na wieszaku swoją czarną kurtkę i niechlujnie rzuciłem buty, nie wkładając ich do szafki.
Brunetka natomiast swoje poniszczone trampki ustawiła gdzieś z boku, tak aby nikt się przez nie zabił. Niby śmieszne, żeby ktoś mógłby się przewrócić przez buty, widząc je kilka sekund wcześniej, ale z Aleksandrem i Patrycjuszem to nigdy nie wiadomo. Oni potykają się nawet na całkowicie prostym podłożu. Czasem mi ich szkoda, ale trudno sobie wyobrazić, że nagle garnki przestały ubywać lub porozwalane wszędzie ubrania Patrycjusza były na miejscu.
- Pokażę ci twój pokój. Jutro na spokojnie będziesz mogła obejrzeć cały dom i ogród - ugryzłem się w język, wspominając o ogrodzie. Co można tam podziwiać?
Skręciłem na lewo, gdzie ciągnęły się schody na górę. Opowiedziałem krótko, gdzie najważniejsze pokoje. Kierując się na prawo, otworzyłem pierwsze drzwi. To był jej nowy pokój.
- A to najważniejsza część programu "Nasz nowy dom" - uśmiechnąłem się, żeby nie wyjść na człowieka, który zrobił to wszystko z łaski. - Twój pokój. - Zachęciłem ją gestem ręki, a ona posłusznie powędrowała do pomieszczenia.
Ruszyłem tuż za nią i wydawało mi się, że razem z chłopakami odwaliliśmy kawał dobrej roboty. Jasnobrązowe łóżko z białą pościelą, białe biurko i meble, puchaty czarny dywan na środku pokoju i oczywiście, różowe ściany. Podłoga w kolorze brązu.
- Różowy? Naprawdę? - jęknęła cicho i spojrzała na mnie błagalnie.
- Słyszałem, że dziewczyny lubią różowy - błędem było posłuchać Jessicy w wyborze koloru ścian. Równie dobrze mogłem pomalować je czarny. Czarny jest cudowny.
- Nie wszystkie.
Mówi się trudno, chociaż bym tego nie powiedział. Zamierzałem przemalować te ściany, bo raziły mnie i przypominały o posłuchaniu rady mojej dziewczyny.
- Mimo wszystko, dziękuję - uśmiechnęła się, co było miłą odmianą. Poprawiła ręką okulary. - Ile wynosi czynsz? - usiadła na łóżku i do ręki wzięła misia.
No tak został jeszcze miś. Nie był duży, ale charakteryzowało go to, że na wstążce miał napisane moje imię.
- Proszę? - zapytałem.
- Nie mów mi, że mieszkam tu za darmo.
- Nie chce od ciebie żadnych pieniędzy - rzekłem dość surowo. - Wystarczy, że raz na miesiąc mnie przytulisz - zaoferowałem, bo nic innego nie przychodziło mi do głowy.
Przez chwilę wydawała się zamyślona, a jej wyraz twarzy pozostał obojętny.
- Jak przytulę misia to chyba to samo, nie? - przeczesała między palcami wstążkę z imieniem. Ciekawe, czy już się domyśliła.
- Twierdzisz, że wyglądam jak miś? - fuknąłem. - I że jestem puszysty?
- Nie twierdzę tak - odpowiedziała dość sprawnie. - Tylko podałam inną opcję. I ten miś nie jest gruby! - pogłaskała misia po głowie, jakby chciała go przeprosić za to, co powiedziałem.
- Innej opcji nie ma.
Usłyszeliśmy trzask drzwi frontowych. Następnie rozległy się zgłuszone krzyki.
- Suwaj dupę! To moje miejsce na buty!
- Od dzisiaj moje!
Westchnąłem, bo zapomniałem powiedzieć idiotom, żeby zachowali się godnie. Albo chociażby znośnie.
- Zaraz poznasz kolejnych i ostatnich lokatorów tego domu - oparłem się o ścianę.
Kroki na schodach były coraz bliżej.
- Ja idę, kurwa, pierwszy! Zapamiętaj to!
- Ni chuja! Tylko szlachta idzie pierwsza!
Zaśmiała się cicho. Nagle nastąpiła głucha cisza.
- Już jest? - zapytały dwie osoby równocześnie.
- Tak, więc chociaż się przywitajcie - warknąłem.
Jak burza do pokoju weszli zdyszani chłopacy. Oboje przeczesali swoje włosy, jakby to było w tej chwili najważniejsze. Następnie spojrzeli na Dominikę, a Patrycjusz ruszył w jej stronę.
- Pati! - zawołała.
- Domiś! - przytulił ją mocno.
- Co? - Aleksander i ja zamrugaliśmy parę razy.
Odkleili się od siebie, wciąż uśmiechnięci. Niby kiedy oni się poznali?
- Jesteśmy w jednej klasie - wyjaśnił pokrótce Patrycjusz.
Dominika przyjrzała się Aleksandrowi, a szarowłosy jej.
- Otwieracz drzwi, prawda? - zapytała niepewnie.
Alek chyba nie widział, o co chodzi, a po chwili wytrzeszczył oczy i krzyknął nieco dziewczęco.
- Pamiętam cię! - przeniósł wzrok na Patrycjusza zwycięsko. - Co tam jakaś szlachta, jestem otwieraczem drzwi! - uniósł dumnie głowę i wyciągnął rękę w stronę dziewczyny. - Aleksander.
- Dominika - uniosła kąciki ust. - Mogę mówić na ciebie sówko?
Cieszyłem się, że powitała nas otwartymi ramionami. Chociaż nie, stop. Nie powitała jeszcze mnie.
* * *
Rzuciłem okulary na biurko, których używałem jedynie do czytania. Wstałem, bo miałem już tego cholernie dość, że nauczyciel zapisał mnie na konkurs matematyczny. Co z tego, że udało mi się rozwiązać zadanie na tablicy? A mogłem udawać, że pierwiastek ze stu czterdziestu czterech to na przykład dwanaście i pół.
Czułem, jak coś pcha mnie, aby przedstawić się Dominice. Ja znałem jej imię, bo jej brat krótko mi ją przedstawił przez rozmowę telefoniczną. Nie żeby mi jakoś szczególnie zależało na tym spotkaniu, tylko chodziło o to, czy zrobi tak jak pozostałe dziewczyny, z którymi miałem, chociaż krótki kontakt wzrokowy, czyli wyśle zaproszenie na Facebooku i Snapchacie, zaobserwuje na Instagramie... Czekałem już którąś godzinę, a mimo to dostawałem jedynie powiadomienia z klasowej grupy i od Jess. Stukałem palcami o blat i pustym wzrokiem błądziłem po pokoju. Nie mogłem przegrać tym razem z Kubą.
Wpadłem na dość okrutny pomysł. Może nie było w nim żadnych scen walki ani przemocy, ale głównie chodziło o kłamstwo, które utrzymałoby by mnie w pewności, że nie zostanę wyszukany w internecie po upływie pięciu minut. Wyszedłem z pokoju i stanąłem przed drzwiami, które od dziś prowadziły do pomieszczenia Dominiki. Zapukałem, ale nikt mi nie odpowiedział. Zszedłem do kuchni i zauważyłem dziewczynę w obecności Patrycjusza. Siedzieli oboje przy stole i wpatrywali się w telewizor. Nie zwrócili uwagi, że wszedłem. Spojrzałem w stronę małej plazmy. Oglądali ostatnie sekundy meczu piłkarskiego.
- Gdzie Alek? - spytałem, a Patrycjusz prawie spadł z krzesła.
- Nie dało się ciszej wejść? - poprawił się na siedzeniu i wrócił do poprzedniego zajęcia. - Wyszedł.
- Po co?
- Bo był głodny.
W trójkę patrzeliśmy, jak jedna z drużyn przegrywa, a mimo to wykonywała już trzeci już na bramkę w ciągu dziesięciu minut. Nienawidziłem piłki nożnej. Za dużo biegania.
- Która godzina? Byłem umówiony... - brunet spojrzał na zegar kuchenny i wstał energicznie, przez co stracił równowagę i upał na podłogę. - Kurwa! Spóźnię się!
Wybiegł z domu i pozostał po nim tylko głuchy trzask drzwi frontowych. Czas przystąpić do działania.
- Właściwie to nie zdążyłem się jeszcze przywitać - zerknęła na chwilę na mnie, po czym odwróciła wzrok. Nie speszyła się ani nic. Umiała dobrze kryć swoje uczucia. - Mam na imię Michał.
- Dominika - mruknęła i z lekka kiwnęła głową.
Teraz tylko czekać, by wygrać.
* * *
- Czemu ty zawsze jesteś ostatni?! - warknął Patrycjusz na Aleksandra.
Kolejny dzień, kolejny poranek, kolejna sobota, kolejny trening i kolejni idioci.
- Bo muszę ułożyć włosy! - roztrzepywał swoje włosy i na nowe je układał.
- Nawet bez układania wyglądasz tak samo! - odgryzł się.
- Zamknąć ryje! Dominika śpi! - upomniałem ich, a oni zamilkli, ale tylko na chwilę.
- Sowa nielot - brunet wytknął język i dostał łokciem w brzuch od Aleksandra.
- Pingwin lot - wypalił.
- Idioci, wylot! - popchałem ich w stronę drzwi wyjściowych, a oni spojrzeli równocześnie na mnie.
Szykowaliśmy się właśnie na sobotni, ranny trening. Miałem cichą nadzieję, że Dominika wciąż śpi. Z tego, czego się dowiedziałem, jej brat mówił, że w soboty długo śpi. Właściwie wszystko wiem od Sebastiana. To on zaproponował mi, aby tutaj zamieszkała. Fakt, dostałem tylko dwa razy prośbę o zamieszkanie, bo Alek i Patrycjusz pewnego dnia przyszli z walizkami i oświadczyli, że to ich nowy dom, wcale wcześniej nie prosząc. Jedną prośbę złożyła Jessica, ale szybko się z tego wykręciłem, a drugą od Seby. Zgodziłem się, nawet tego nie przemyśliwając.
- Właściwie to już nie śpię - usłyszałem cichy szept i całą trójką odwróciliśmy się do tyłu.
Dominika stała przy ścianie w czarnej piżamie. Koszulka z logiem Batmana i spodenki z jakąś żółtą gwiazdką z boku. I jej kapcia. Kapcie w kształcie kotów. Boże jak ja kocham koty! Zawsze chciałem mieć takie kapcie! Dlaczego nikt mi nigdy nie kupił takich kapciuchów?
Dominika cicho się zaśmiała naszą reakcją i poszła do kuchni, ignorując nas przy okazji. Chłopacy pobiegli do pomieszczenia, prawie się zabijając o to, kto przekroczy próg pierwszy. Trener nie wybaczy mi, jak się spóźnię...
Poszedłem niechętnie w ich ślady. Stałem w progu i widziałem, jak Alek wywija rękami i opowiada jej jakąś nieśmieszną historię, która o dziwo ją rozbawiła.
- Ale przytul mnie na dzień dobry! - zapłakał teatralnie szarowłosy, wyciągając w jej stronę ręce.
Bez oporów go przytuliła. Następnie podszedł Patrycjusz, a po chwili wszyscy zgromadzeni patrzyli na mnie.
Czy to nie oczywiste, że chcę się przytulić?
Odbiłem się lekko od progu i stanąłem naprzeciwko niej. Nie czekając, aż mnie przytuli, sam to zrobiłem. Dość długo się do niej tuliłem, ale cieszyłem się, że to odwzajemniła. Chyba mogę uznać to za spłacenie czynszu mieszkania. Odkleiłem się od brunetki i odwróciłem się do przyjaciół, poprawiając sportową torbę.
- Idziemy, bro - powiedziałem i wyszedłem z kuchni, a oni powędrowali za mną, tak jak małe kaczuszki, które idą za wielką kaczką.
Czy ja właśnie sam siebie obraziłem?
Komentarze
Prześlij komentarz