Z nerwów zaczęłam skubać skórki wokół paznokci. Siedziałam w starym modelu Hondy i zdawało mi się, że powietrze znajdujące się w samochodzie przepędzała moja aura zdenerwowania. Nawet te okropnie nieśmieszne teksty na temat auta nie chciał wylecieć z mojej głowy. Na okrągło słyszałam tylko: "Twoja Honda słabsza niż wygląda".
Podskoczyłam, kiedy Sebastian otworzył bagażnik. Spojrzałam przelotnie na jego sylwetkę w lusterku. Układał moją walizkę gdzieś pomiędzy rupieciami. Brat usiadł na miejsce kierowcy, włożył kluczyki do stacyjki i przekręcił kilkakrotnie, dopóki nie uruchomił się silnik. Włączyłam radio, aby nie słuchać już, jaka byłam niepotrzebna w tym domu i jak będzie doskonale beze mnie.
- Jak dotrzesz do szkoły, idź prosto do sekretariatu. Tam dadzą ci nowy plan lekcji i inne rzeczy do wypełnienia - rzekł znudzonym głosem, gdy przyjechaliśmy połowę drogi.
Na znak, że słyszałam, kiwnęłam głową.
Zatrzymał samochód na szkolnym parkingu. Otworzyłam drzwi od auta i gdy, już miałam zamiar wysiąść, odwróciłam się w jego stronę.
- Dziękuję za wszystko - uśmiechnęłam się lekko i zatrzasnęłam drzwi od samochodu.
Nie był złym bratem, chociaż czasami targały nami takie emocje, że oboje chcieliśmy siebie pozabijać, ale zawsze następowała chwila, gdy podawaliśmy sobie ręce na zgodę. W sumie to on mnie wychował przez całe życie, więc wstyd byłoby mi nie podziękować.
Sebastian opuścił parking i znikł mi z oczu. Ręką wygładziłam czarną rozkloszowaną spódniczkę, która sięgała przed kolano. Poprawiłam kołnierzyk koszulki w różowe babeczki i wzięłam dwa głębokie oddechy. Raczej nie powinnam odjebywać się tak oficjalnie, jak szczur na otwarcie kanału, ale co mi szkodzi. Ruszyłam do szkoły, a raczej do nowego piekła.
Piekło było ogromne, wręcz wielgachne! Ściany zewnętrze były koloru jasnej czerwieni i żółci zmytej przez deszcz. Większość uczniów stała przy swoich samochodach naprzeciwko szkoły i rozmawiała, śmieszkowała ze sobą. Niektóre napalone pary lizały się we wszystkich widocznych dla oka miejscach. Przypominało to trochę dwa koty, którym zachciało udawać, że jeden to rumak, a drugi to rycerz.
Czemu oni nie wejdą do szkoły? Muszą stresować mnie jeszcze bardziej? Widok nauczycieli był tak nieznośny, że trzeba uciekać przez szkołę? A może zapanowała jakaś epidemia lub ktoś podczas napadu na szkołę tak ją ubrudził sprejami i innymi ciekawymi rzeczami, że do dziś trwa sprzątanie? Albo ten, kto wejdzie do szkoły, będzie podejrzany o ten wyczyn...
Gdy postawiłam krok na brukowym chodniku, który prowadził do szkoły, wszyscy momentalnie przestali rozmawiać lub po prostu mój mózg nie wytrzymał i powiedział: "Ty sobie radź, ja spierdalam", przez co kompletnie pogubiłam się w rzeczywistości.
Wiem, że jestem ładna, ale bez przesady! Możecie dalej ujeżdżać kocie fantazje!
Jakiś brunet się we mnie zapatrzył, przez co dostał z liścia prawdopodobnie od jego dziewczyny. Parsknęłam, gdy widziałam, jak masuje pulsujący policzek.
A co ja będę się tutaj kryć przed wszystkimi! Raz się żyje, trzeba pokazać to, czego się nie ma!
Wypchnęłam nieco klatkę, aby moje piersi wydawały się większe, uniosłam głowę do góry i dumnie kierowałam się do szkoły. Do nowego piekła.
Wszystko trwało pięknie, gdyby nie to, że na mojej drodze stanął wysoki, chudy chłopak z czarnymi włosami i brązowymi oczami. Był nawet przystojny, ale z drugiej strony wyglądał na typowego bad boy'a, który zalicza wszytko to, co się rusza. Kot ruchacz.
Wyminęłam kota ruchacza zanim pokazałby pazury. W sumie nie wyglądał na złego faceta, ale bezpieczeństwo przede wszystkim! Gdy już miałam chwycić klamkę od drzwi, uprzedził mnie tym razem inny chłopak. Miał szare włosy i dogłębnie czarne oczy. Przystojny. Nie przypominał kota, tylko sowę. Taką przystojną sowę. Podsumowawszy, sowa też ma pazury. Alarm bezpieczeństwa! Podziękowałam mu uśmiechem i pokierowałam się biegiem do sekretariatu.
W połowie drogi zatrzymałam się gwałtownie.
Brat wywiózł mnie na pastwę losu, nie powiadamiając mnie, gdzie teraz będę zamieszkiwać! Jeżeli to cholerne piekło miało zostać moim domem, to sorry bardzo, zawracam do najbliższego domu dziecka. Może chociaż tam nie będą drzeć się na mnie, że zabrakło mi mleka do płatków.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni plecaka i wybrałam numer brata. Odeszłam na bok, gdzie było mniej ludzi.
Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty... Bracie Sebastianie jesteś chuja warty!
NO KURWA ODBIERZ!
- Halo?
Może faktycznie powinnam zostać mnichem, skoro moje modły zostały wysłuchane...
- Gdzie ja właściwie będę mieszkała?! - podniosłam lekko głos. - Zabrałeś moje walizki! Są w samochodzie!
- Spokojnie. Po szkolne odbierze cię twój rycerz. Walizki zawiozłem do twojego nowego domu.
* Połączenie zakończone *
- Co za chuj! - warknęłam, a sprzątaczka, która akurat szła obok, uśmiechnęła się z ulgą.
- W końcu ktoś normalny - pokręciła głową i odeszła pośpiesznie.
Zamrugałam kilka razy i ignorując słowa starszej pani, udałam się do sekretariatu.
Wyszłam z gabinetu sekretarki i w dłoniach trzymałam plan lekcji. Teraz miałam angielski w klasie 102. Tylko gdzie jest kurwa klasa 102?! Większego piekła zbudować się nie dało?
Stałam na środku korytarza i pustym wzrokiem patrzyłam na kartkę. Nagle ktoś wyrwał mi ją delikatnie z rąk. Podniosłam głowę i zobaczyłam tego samego chłopaka, który otworzył mi drzwi do szkoły. Sowa!
- Klasa 102? - zapytał sam siebie. - Cały czas prosto i na lewo - uśmiechnął się i oddał mi kartkę.
You are my prince?
- Dziękuję - uśmiechnęłam się najmilej, jak potrafiłam, ale sama nie chciałabym widzieć, jak komicznie wyglądał mój wyraz twarzy.
Pobiegłam w tamtym kierunku, zostawiając zdezorientowanego chłopaka. Stałam przed klasą i brakowało mi mojego przyjaciela przy boku, który mówił za każdym razem tę samą formułkę: "Ja pukam, ty mówisz".
Zapukałam dwa razy i pociągnęłam za klamkę. Weszłam do klasy i od razu napotkałam starszą kobietę po pięćdziesiątce, która akurat stała przy tablicy i pisała jakieś przykłady.
- Och, wreszcie dotarłaś! - miała rumiane policzki i obwisłe ubrania. Cały stos rudych loków sterczał na jej głowie, przez co przypominała Meridę Waleczną z nadwagą z bajki Disney.
- Przepraszam za spóźnienie - mruknęłam i dopiero teraz zauważyłam, że jej sukienka ma kolor niebieski. Sobowtór Meridy tylko z widocznymi zaokrągleniami. Chociaż nie. To nie zaokrąglenia, tylko dobrze widoczne wypuklenia.
- Nic się nie stało - zapewniła. - Przedstawisz się klasie?
- Nie.
Incognito forever! Olałam jej prośbę i szukałam wolnej ławki. Jedno wolne miejsce było na samym końcu u bruneta o intensywnie niebieskich oczach. Z wyglądu nie przypominał pedofila, tylko kogoś, z kim można się wyluzować. Usiadłam obok niego, nawet nie pytając o jego zgodę. Nie miał po prostu wyboru, bo inne miejsca były zajęte. Rozsiadłam się wygodnie i oparłam głowę o rękę. Babka od angielskiego zaczęła coś tłumaczyć, a mnie zaczepił brunet.
- Hej, jestem Patrycjusz - uśmiechnął się miło i z ręką na sercu się przedstawił.
Jezus Maria! On ma dołeczki w polikach! Urocze.
Na początku myślałam, że żartował z tym imieniem, a on cierpliwie czekał na moją odpowiedź i nie zamierzał powiedzieć coś w stylu: "Ha ha! Serio w to uwierzyłaś? Gdybyś tylko widziała swoją minę!".
- Witaj, Patrycjuszu - odwzajemniłam uśmiech i starałam się powstrzymać, aby nie palnąć jakiejś zaczepki na temat jego imienia.
- Jesteś nowa? - najwyraźniej zrezygnował zapytania mnie o moją osobowość.
- Nie, wyprana w Perwollu - odpowiedziałam sarkastycznie.
Oboje się wybuchliśmy śmiechem, co nie uszło uwadze nauczycielce.
- Ostatnia ławka! - wszyscy spojrzeli na nas. - Powiedzcie nam, z czego się tak śmiejecie?
Cholercia. Luknęłam na tablicę z tyłu otyłej Meridy.
- Popełniła pani błąd! - wskazałam palcem na tablicę, a pozostali odwrócili się i wlepili wzrok w tablicę. - House pisze się przez samo "H". - Nauczycielka stała się czerwona, a Patrycjusz powstrzymywał się, aby parsknąć śmiechem.
- Wasza dwójka! Do dyrektora! - krzyknęła doniośle.
- Z jakiego to powodu? - zapytał obojętnie brunet, a pod ławką zaczął pakować swoje rzeczy.
- Za zakłócenie spokoju na lekcji! - wskazała palcem na drzwi, a my spojrzeliśmy na siebie.
Zabraliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy z klasy. Idąc obok niego, zdałam sobie sprawę, że był cholernie wysoki. Czy wszyscy tutejsi chłopcy osiągali dwa metry wzrostu?
- Idziesz? - spytał, pokazując na drzwi od dyrekcji.
- Nie, muszę znaleźć salę, w której będę miała matmę - znów gapiłam się w plan lekcji, a Patrycjusz zobaczył nad moim ramieniem, co trzymam w rękach.
- To choć, pokażę ci - ruszył naprzód, a ja poszłam w jego ślady.
Okazało się, że jesteśmy ze sobą w klasie i większość lekcji mamy wspólnie. Cały dzień spędziłam na oprowadzaniu po szkole i rozmowach na wszelki temat z Patrycjuszem. Nie sądziłam, że tam bardzo się z nim zżyłam w kilka godzin. Można powiedzieć, że był niepełnowartościowym sobowtórem Gabriela i polubiłam go.
Siedziałam przed szkołą już drugą godzinę.
Gdzie był ten zajebany książę na kurewsko zajebistym rumaku?
Może to dobry moment, aby wyciągnąć telefon i znaleźć najbliższy dom dziecka? Prędzej umrę na tej spróchniałej ławce, niż przyjdzie po mnie właściciel domu. Czyli będę dzisiaj spała na tej ławce? Ta ławka będzie dla mnie domem? Rozbiję obóz przerwania przed tym piekłem.
Zaraz wypierdolę te drzwi, jeżeli za trzy sekundy nie pojawi się ten zjebany zjeb w zjebanej zbroi na zjebany rumaku!
I jak na zawołanie przez drzwi wyszedł stary facet z siwymi włosami i chłopak z rana, czyli kot ruchacz, którego olałam.
Czułam, że miałam już predyspozycję do zostania mnichem. Abba Ojcze! Drugi raz moje prośby zostały wysłuchane.
Rozmawiali przez chwilę i brunet uprzejmie się pożegnał ze starszym panem. Wszystko było ok, dopóki czarnowłosy nie szedł w moją stronę. Stanął nade mną i uśmiechnął się seksownie.
O nie, nie, nie, chłopczyku! Nie na mnie takie kocie zaruchane fantazje! Akysz, sierściuchu!
- Cześć, mam nadzieję, że teraz mnie wysłuchasz - powiedział dość dziwnym głosem.
Czy on mnie próbuję uwieść swoją osobowością? Jak na razie słabo mu to wychodziło, ale to ciekawe, gdy ktoś próbował pokazać się z jak najlepszej strony. Nie odpowiedziałam, tylko uniosłam do góry jedną brew.
- Cieszę się, że na mnie poczekałaś. - Ja też w chuj się cieszę, a najbardziej moje zdrętwiałe nogi. - Jeżeli jeszcze nie wiesz, to od dziś będziesz mieszkała ze mną i dwoma osobami. Myślę, że nie masz nic przeciwko - już sama nie wiem, czy on próbuję być miły, czy już ma mnie dość. - Choć. Pokażę ci drogę do domu.
Wyciągnął ku mnie rękę.
On chyba jest niedojebany. Myśli, że nie umiem z ławki wstać? Że trzeba mnie podnosić? Spojrzałam na niego z rozbawieniem i odtrąciłam jego rękę i sama wstałam. Nie będę pokazywać, że byłam słaba. Zdziwił się nieco, było to widać, a mnie z jakiegoś dziwnego powodu ogarnęła kobieca duma.
- Prowadź - powiedziałam obojętnie, a on zdziwił się, a następnie oblała go fala zirytowania. - W którą stronę? - oglądałam się na boki, gdy wyminęłam kota ruchacza i stanęłam na chodniku.
Nagle wybudził się jakby z transu, poprawił swój plecak na ramieniu i podszedł do mnie.
- W tę - pokazał ręką w lewą stronę.
Oboje ruszyliśmy w tym samym czasie. Brunet opowiadał, gdzie znajdowała się najbliższa galeria handlowa i inne sklepy. Wspomniał też o parkach, miejscach rozrywki i o przeróżnych rzeczach. Słuchając go, oglądałam uważnie okolicę, aby sama w następnych dniach wrócić do domu. Przecież nie będę codziennie na niego czekać! Zapamiętałam już pewien odcinek drogi: najpierw w lewo, potem cały czas prosto i na prawo. Nieoczekiwanie się zatrzymał, a ja spojrzałam przez ramię, co mu się stało.
- Zapraszam do środka - mruknął i ruszył pierwszy do drzwi.
Podskoczyłam, kiedy Sebastian otworzył bagażnik. Spojrzałam przelotnie na jego sylwetkę w lusterku. Układał moją walizkę gdzieś pomiędzy rupieciami. Brat usiadł na miejsce kierowcy, włożył kluczyki do stacyjki i przekręcił kilkakrotnie, dopóki nie uruchomił się silnik. Włączyłam radio, aby nie słuchać już, jaka byłam niepotrzebna w tym domu i jak będzie doskonale beze mnie.
- Jak dotrzesz do szkoły, idź prosto do sekretariatu. Tam dadzą ci nowy plan lekcji i inne rzeczy do wypełnienia - rzekł znudzonym głosem, gdy przyjechaliśmy połowę drogi.
Na znak, że słyszałam, kiwnęłam głową.
* * *
- Dziękuję za wszystko - uśmiechnęłam się lekko i zatrzasnęłam drzwi od samochodu.
Nie był złym bratem, chociaż czasami targały nami takie emocje, że oboje chcieliśmy siebie pozabijać, ale zawsze następowała chwila, gdy podawaliśmy sobie ręce na zgodę. W sumie to on mnie wychował przez całe życie, więc wstyd byłoby mi nie podziękować.
Sebastian opuścił parking i znikł mi z oczu. Ręką wygładziłam czarną rozkloszowaną spódniczkę, która sięgała przed kolano. Poprawiłam kołnierzyk koszulki w różowe babeczki i wzięłam dwa głębokie oddechy. Raczej nie powinnam odjebywać się tak oficjalnie, jak szczur na otwarcie kanału, ale co mi szkodzi. Ruszyłam do szkoły, a raczej do nowego piekła.
Piekło było ogromne, wręcz wielgachne! Ściany zewnętrze były koloru jasnej czerwieni i żółci zmytej przez deszcz. Większość uczniów stała przy swoich samochodach naprzeciwko szkoły i rozmawiała, śmieszkowała ze sobą. Niektóre napalone pary lizały się we wszystkich widocznych dla oka miejscach. Przypominało to trochę dwa koty, którym zachciało udawać, że jeden to rumak, a drugi to rycerz.
Czemu oni nie wejdą do szkoły? Muszą stresować mnie jeszcze bardziej? Widok nauczycieli był tak nieznośny, że trzeba uciekać przez szkołę? A może zapanowała jakaś epidemia lub ktoś podczas napadu na szkołę tak ją ubrudził sprejami i innymi ciekawymi rzeczami, że do dziś trwa sprzątanie? Albo ten, kto wejdzie do szkoły, będzie podejrzany o ten wyczyn...
Gdy postawiłam krok na brukowym chodniku, który prowadził do szkoły, wszyscy momentalnie przestali rozmawiać lub po prostu mój mózg nie wytrzymał i powiedział: "Ty sobie radź, ja spierdalam", przez co kompletnie pogubiłam się w rzeczywistości.
Wiem, że jestem ładna, ale bez przesady! Możecie dalej ujeżdżać kocie fantazje!
Jakiś brunet się we mnie zapatrzył, przez co dostał z liścia prawdopodobnie od jego dziewczyny. Parsknęłam, gdy widziałam, jak masuje pulsujący policzek.
A co ja będę się tutaj kryć przed wszystkimi! Raz się żyje, trzeba pokazać to, czego się nie ma!
Wypchnęłam nieco klatkę, aby moje piersi wydawały się większe, uniosłam głowę do góry i dumnie kierowałam się do szkoły. Do nowego piekła.
Wszystko trwało pięknie, gdyby nie to, że na mojej drodze stanął wysoki, chudy chłopak z czarnymi włosami i brązowymi oczami. Był nawet przystojny, ale z drugiej strony wyglądał na typowego bad boy'a, który zalicza wszytko to, co się rusza. Kot ruchacz.
Wyminęłam kota ruchacza zanim pokazałby pazury. W sumie nie wyglądał na złego faceta, ale bezpieczeństwo przede wszystkim! Gdy już miałam chwycić klamkę od drzwi, uprzedził mnie tym razem inny chłopak. Miał szare włosy i dogłębnie czarne oczy. Przystojny. Nie przypominał kota, tylko sowę. Taką przystojną sowę. Podsumowawszy, sowa też ma pazury. Alarm bezpieczeństwa! Podziękowałam mu uśmiechem i pokierowałam się biegiem do sekretariatu.
W połowie drogi zatrzymałam się gwałtownie.
Brat wywiózł mnie na pastwę losu, nie powiadamiając mnie, gdzie teraz będę zamieszkiwać! Jeżeli to cholerne piekło miało zostać moim domem, to sorry bardzo, zawracam do najbliższego domu dziecka. Może chociaż tam nie będą drzeć się na mnie, że zabrakło mi mleka do płatków.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni plecaka i wybrałam numer brata. Odeszłam na bok, gdzie było mniej ludzi.
Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty... Bracie Sebastianie jesteś chuja warty!
NO KURWA ODBIERZ!
- Halo?
Może faktycznie powinnam zostać mnichem, skoro moje modły zostały wysłuchane...
- Gdzie ja właściwie będę mieszkała?! - podniosłam lekko głos. - Zabrałeś moje walizki! Są w samochodzie!
- Spokojnie. Po szkolne odbierze cię twój rycerz. Walizki zawiozłem do twojego nowego domu.
* Połączenie zakończone *
- Co za chuj! - warknęłam, a sprzątaczka, która akurat szła obok, uśmiechnęła się z ulgą.
- W końcu ktoś normalny - pokręciła głową i odeszła pośpiesznie.
Zamrugałam kilka razy i ignorując słowa starszej pani, udałam się do sekretariatu.
* * *
Stałam na środku korytarza i pustym wzrokiem patrzyłam na kartkę. Nagle ktoś wyrwał mi ją delikatnie z rąk. Podniosłam głowę i zobaczyłam tego samego chłopaka, który otworzył mi drzwi do szkoły. Sowa!
- Klasa 102? - zapytał sam siebie. - Cały czas prosto i na lewo - uśmiechnął się i oddał mi kartkę.
You are my prince?
- Dziękuję - uśmiechnęłam się najmilej, jak potrafiłam, ale sama nie chciałabym widzieć, jak komicznie wyglądał mój wyraz twarzy.
Pobiegłam w tamtym kierunku, zostawiając zdezorientowanego chłopaka. Stałam przed klasą i brakowało mi mojego przyjaciela przy boku, który mówił za każdym razem tę samą formułkę: "Ja pukam, ty mówisz".
Zapukałam dwa razy i pociągnęłam za klamkę. Weszłam do klasy i od razu napotkałam starszą kobietę po pięćdziesiątce, która akurat stała przy tablicy i pisała jakieś przykłady.
- Och, wreszcie dotarłaś! - miała rumiane policzki i obwisłe ubrania. Cały stos rudych loków sterczał na jej głowie, przez co przypominała Meridę Waleczną z nadwagą z bajki Disney.
- Przepraszam za spóźnienie - mruknęłam i dopiero teraz zauważyłam, że jej sukienka ma kolor niebieski. Sobowtór Meridy tylko z widocznymi zaokrągleniami. Chociaż nie. To nie zaokrąglenia, tylko dobrze widoczne wypuklenia.
- Nic się nie stało - zapewniła. - Przedstawisz się klasie?
- Nie.
Incognito forever! Olałam jej prośbę i szukałam wolnej ławki. Jedno wolne miejsce było na samym końcu u bruneta o intensywnie niebieskich oczach. Z wyglądu nie przypominał pedofila, tylko kogoś, z kim można się wyluzować. Usiadłam obok niego, nawet nie pytając o jego zgodę. Nie miał po prostu wyboru, bo inne miejsca były zajęte. Rozsiadłam się wygodnie i oparłam głowę o rękę. Babka od angielskiego zaczęła coś tłumaczyć, a mnie zaczepił brunet.
- Hej, jestem Patrycjusz - uśmiechnął się miło i z ręką na sercu się przedstawił.
Jezus Maria! On ma dołeczki w polikach! Urocze.
Na początku myślałam, że żartował z tym imieniem, a on cierpliwie czekał na moją odpowiedź i nie zamierzał powiedzieć coś w stylu: "Ha ha! Serio w to uwierzyłaś? Gdybyś tylko widziała swoją minę!".
- Witaj, Patrycjuszu - odwzajemniłam uśmiech i starałam się powstrzymać, aby nie palnąć jakiejś zaczepki na temat jego imienia.
- Jesteś nowa? - najwyraźniej zrezygnował zapytania mnie o moją osobowość.
- Nie, wyprana w Perwollu - odpowiedziałam sarkastycznie.
Oboje się wybuchliśmy śmiechem, co nie uszło uwadze nauczycielce.
- Ostatnia ławka! - wszyscy spojrzeli na nas. - Powiedzcie nam, z czego się tak śmiejecie?
Cholercia. Luknęłam na tablicę z tyłu otyłej Meridy.
- Popełniła pani błąd! - wskazałam palcem na tablicę, a pozostali odwrócili się i wlepili wzrok w tablicę. - House pisze się przez samo "H". - Nauczycielka stała się czerwona, a Patrycjusz powstrzymywał się, aby parsknąć śmiechem.
- Wasza dwójka! Do dyrektora! - krzyknęła doniośle.
- Z jakiego to powodu? - zapytał obojętnie brunet, a pod ławką zaczął pakować swoje rzeczy.
- Za zakłócenie spokoju na lekcji! - wskazała palcem na drzwi, a my spojrzeliśmy na siebie.
Zabraliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy z klasy. Idąc obok niego, zdałam sobie sprawę, że był cholernie wysoki. Czy wszyscy tutejsi chłopcy osiągali dwa metry wzrostu?
- Idziesz? - spytał, pokazując na drzwi od dyrekcji.
- Nie, muszę znaleźć salę, w której będę miała matmę - znów gapiłam się w plan lekcji, a Patrycjusz zobaczył nad moim ramieniem, co trzymam w rękach.
- To choć, pokażę ci - ruszył naprzód, a ja poszłam w jego ślady.
Okazało się, że jesteśmy ze sobą w klasie i większość lekcji mamy wspólnie. Cały dzień spędziłam na oprowadzaniu po szkole i rozmowach na wszelki temat z Patrycjuszem. Nie sądziłam, że tam bardzo się z nim zżyłam w kilka godzin. Można powiedzieć, że był niepełnowartościowym sobowtórem Gabriela i polubiłam go.
* * *
Gdzie był ten zajebany książę na kurewsko zajebistym rumaku?
Może to dobry moment, aby wyciągnąć telefon i znaleźć najbliższy dom dziecka? Prędzej umrę na tej spróchniałej ławce, niż przyjdzie po mnie właściciel domu. Czyli będę dzisiaj spała na tej ławce? Ta ławka będzie dla mnie domem? Rozbiję obóz przerwania przed tym piekłem.
Zaraz wypierdolę te drzwi, jeżeli za trzy sekundy nie pojawi się ten zjebany zjeb w zjebanej zbroi na zjebany rumaku!
I jak na zawołanie przez drzwi wyszedł stary facet z siwymi włosami i chłopak z rana, czyli kot ruchacz, którego olałam.
Czułam, że miałam już predyspozycję do zostania mnichem. Abba Ojcze! Drugi raz moje prośby zostały wysłuchane.
Rozmawiali przez chwilę i brunet uprzejmie się pożegnał ze starszym panem. Wszystko było ok, dopóki czarnowłosy nie szedł w moją stronę. Stanął nade mną i uśmiechnął się seksownie.
O nie, nie, nie, chłopczyku! Nie na mnie takie kocie zaruchane fantazje! Akysz, sierściuchu!
- Cześć, mam nadzieję, że teraz mnie wysłuchasz - powiedział dość dziwnym głosem.
Czy on mnie próbuję uwieść swoją osobowością? Jak na razie słabo mu to wychodziło, ale to ciekawe, gdy ktoś próbował pokazać się z jak najlepszej strony. Nie odpowiedziałam, tylko uniosłam do góry jedną brew.
- Cieszę się, że na mnie poczekałaś. - Ja też w chuj się cieszę, a najbardziej moje zdrętwiałe nogi. - Jeżeli jeszcze nie wiesz, to od dziś będziesz mieszkała ze mną i dwoma osobami. Myślę, że nie masz nic przeciwko - już sama nie wiem, czy on próbuję być miły, czy już ma mnie dość. - Choć. Pokażę ci drogę do domu.
Wyciągnął ku mnie rękę.
On chyba jest niedojebany. Myśli, że nie umiem z ławki wstać? Że trzeba mnie podnosić? Spojrzałam na niego z rozbawieniem i odtrąciłam jego rękę i sama wstałam. Nie będę pokazywać, że byłam słaba. Zdziwił się nieco, było to widać, a mnie z jakiegoś dziwnego powodu ogarnęła kobieca duma.
- Prowadź - powiedziałam obojętnie, a on zdziwił się, a następnie oblała go fala zirytowania. - W którą stronę? - oglądałam się na boki, gdy wyminęłam kota ruchacza i stanęłam na chodniku.
Nagle wybudził się jakby z transu, poprawił swój plecak na ramieniu i podszedł do mnie.
- W tę - pokazał ręką w lewą stronę.
Oboje ruszyliśmy w tym samym czasie. Brunet opowiadał, gdzie znajdowała się najbliższa galeria handlowa i inne sklepy. Wspomniał też o parkach, miejscach rozrywki i o przeróżnych rzeczach. Słuchając go, oglądałam uważnie okolicę, aby sama w następnych dniach wrócić do domu. Przecież nie będę codziennie na niego czekać! Zapamiętałam już pewien odcinek drogi: najpierw w lewo, potem cały czas prosto i na prawo. Nieoczekiwanie się zatrzymał, a ja spojrzałam przez ramię, co mu się stało.
- Jesteśmy na miejscu - uśmiechnął się nieszczerze i wskazał ręką na budynek.
Podążyłam wzrokiem za jego ręką i mnie zamurowało. To nie dom, to istna willa! Ściany były koloru bieli, natomiast dach granatowy. Od drzwi frontowych rozchodziły się na dół szare schody. Okna były wielkie i zaokrąglone. Dwa obszerne garaże złączone były z masywną, białą budowlą. Wjazd wyłożony z czarno białej kostki brukowej, który idealnie komponował się z willą. W skrócie dom był w chuj ogromny i zajebisty w każdym detalu. Jednak jedyne co mnie zraziło to wygląd ogrodu. Niektóre drzewka utraciły już wszystkie liście, a rośliny na niższej strefie po prostu uschły. Zbyt wysoka trawa zajmowała większą część ogrodu, przez co tracił na wizerunku. Będę musiała to zmienić, o ile dostanę pozwolenie. Zauważył, że przyglądałam się z niesmakiem na ogród i najwyraźniej posmutniał. - Zapraszam do środka - mruknął i ruszył pierwszy do drzwi.
Komentarze
Prześlij komentarz