Zatrzasnęłam drzwi z wyraźnym hukiem i osunęłam się po nich w dół. Oplotłam rękami kolana i westchnęłam głośno. W całym domu panowała okropna cisza i każdy mój oddech słyszałam niemal idealnie. Spojrzałam przelotnie na strupy krwi, znajdujące się na nadgarstku i bez wahania zdarłam je. Syknęłam, a następnie obserwowałam, jak czerwona ciecz spływa mi wzdłuż ręki.
Ta rana była niczym w porównaniu z bólem, jaki nosiłam przez ostatnie tygodnie. Myślałam, że nie jestem aż takim ciężarem, ale Edward uświadomił mi dziś, jak bardzo się myliłam. Każdy z nich trzymał do mnie jakąś urazę, ale tylko pod wpływem emocji potrafili to ujawnić.
Żałosne.
Nie było ich stać na odwagę, by móc powiedzieć mi to w twarz. Chowali się z tym jak dziecko, które coś przeskrobało. Szczególnie Ed. Gdybym nie wytrąciła go z równowagi, dalej wierzyłabym, że w tym domu byłam potrzebna, że stanowiłam tutaj niewielką część rodziny.
Rodzina.
Sebastian.
W błyskawicznym tempie wyjęłam telefon, uciskając ranę w tym samym czasie kawałkiem sukienki. Marynarkę Olka odwiesiłam na wieszak i z powrotem usiadłam w siadzie skrzyżnym. Jak zwykle bez zmian - żadnych wiadomości od brata i brak jakiegokolwiek odzewu. Smucił mnie fakt, że mnie olał, gdy ja starałam się o nim zapomnieć. Zbyt wiele razy mi się śnił, a każdy sen o nim kończył się w ten sam sposób - prosił, abym wróciła.
Przesuwałam kciukiem po czarnym ekranie telefonu, rysując okręgi. A co jeśli stało się mu coś strasznego?
Nagle cały oświetlony korytarz zatopił się w głębokiej czerni. Wszystkie światła zgasły. Zachłysnęłam się powietrzem i wstrzymałam oddech.
O nie, nie, nie...!
Ze strachu przestałam oddychać. Momentalnie oczy zaszły mi łzami, a płuca aż paliły od braku tlenu. Z całej siły ściskałam telefon w dłoni, niemalże go zgniatając.
- Alan? - szepnęłam błagalnie.
Nabrałam duży chłyst powietrza i zaczęłam okropnie kaszleć. Łzy same płynęły mi strużkami po policzkach, a telefon wypadł mi z rąk, które swoją drogą trzęsły się niemiłosiernie.
Gapiąc się w czerń, przypominałam sobie jak zawsze wydarzenia, które budziły do dziś we mnie lęk ciemności.
"Błądził dłonią po włączniku światła i obserwował każdy mój ruch. Liczył każdy mój oddech. Sycił się moim strachem.
- Boli?
Przesłodzony jad z domieszką obrzydliwego okrucieństwa wydobył się z ust Alana, które wciąż pozostawały w upiornym uśmiechu. Następnie bez ostrzeżenia zgasił światło."
Krzyknęłam bezgłośnie, chwytając się za głowę. Próbowałam ze wszystkich sił wybić z umysłu te straszne momenty, które do dziś mnie nękały.
Bałam się, że stał tuż za mną.
Że Alan tu był.
Usłyszałam migotanie którejś z lamp, a następnie rozbłysło światło. Korytarz znów był oświetlony tak jak przedtem. Mimo to nie otworzyłam oczu i oddychałam zbyt szybko. Licząc w głowie do dziesięciu, próbowałam się uspokoić. Głośne łomotanie serca wybijało mnie z rytmu. Przerażał mnie fakt, że gdy otworzę oczy, ujrzę twarz Alana ze sznurem w ręce.
Uchyliłam powieki bardzo powoli. Zamrugałam kilkakrotnie by przyswoić wzrok do jasności. Tak jak się spodziewałam, byłam sama. Alana tu nie było. Mimo to ręce trzęsły mi się jak starej babie, a tętno pulsowało na wysokich obrotach. Niecałe dziesięć minut zajęło mi totalne wyciszenie się i odzyskanie sił.
Gdy miałam nareszcie się podnieść z zimnej kafelkowanej podłogi, zaświecił mój telefon i charakterystyczny dzwonek metalowej muzyki rozniósł się po korytarzu. Chwyciłam telefon i zesztywniałam.
Sebastian.
Nie odzywał się praktycznie od mojego przyjazdu do chłopaków i nagle sobie o mnie przypomniał? Martwiłam się dzień w dzień i naiwnie wysyłałam do niego wiadomości, które swoją drogą pozostały bez jakiegokolwiek odzewu. Diametralnie owładnęła mnie furia wściekłości za to, że pogrzebał własną siostrę. Wywiózł na drugi koniec świata i nawet nie raczył się mną zainteresować.
Dupek.
Wyświetlacz telefonu zgasł. Podniosłam się z ziemi i zdjęłam buty. Rzuciłam je gdzieś w kąt, bo miałam po nich obszorowane nogi chyba w każdym miejscu. Niech sobie tam poleżą i przemyślą swoje zachowanie. Nie ubiorę ich na pewno po raz kolejny.
Ledwo co ponownie chwyciłam telefon, a ponownie wyświetlił się numer brata. Ścisnęłam telefon w ręce. Zadziałałam impulsywnie.
- Halo? - mruknęłam z nutą irytacji.
- Halo? Domi? - jego zdyszany i łamiący głos sprawił, że cała wściekłość ze mnie uleciała. - Słuchaj, wiem, nie odzywałem się, ale nie czas na to. Wszystko ci wyjaśnię po drodze. Pakuj się. Będę za godzinę.
- Co się dzieje? - jedyne co usłyszałam to odgłos przerwanego połączenia. - Kurwa.
Pobiegłam do pokoju i od razu wyciągnęłam walizkę spod łóżka. Pakowałam się jak na wojnę - zgarniałam całą ręką wszystkie moje osobiste rzeczy do walizki, a ubrania wkładałam jak popadnie. Następnie zmyłam resztki makijażu i przebrałam sukienkę na luźne, czarne spodnie i koszulkę skradzioną kiedyś z szafy Seby.
Wyciągnęłam rączkę od walizki i zatrzymałam się w progu drzwi. Spojrzałam przez ramię na pokój, który został specjalnie urządzony dla mnie. Zacisnęłam wargi i uznałam, że nie mogę uciec bez żadnej informacji. Wróciłam do biurka i napisałam krótki list, który włożyłam w kopertę. Chłopcy na pewno i tak wrócą napici, więc nie zauważą tego od razu. Miałam nadzieję, że któryś z nich zainteresuje się tym kawałkiem kartki.
Zatrzymałam się tuż przed schodami i spojrzałam na walizkę. Spróbowałam ją podnieść, ale była zbyt ciężka. Coraz bardziej stresował mnie fakt, że Sebastian może już na mnie czekać, a ja nie mogę zejść z piętra, bo tak upchałam walizkę, że ledwo ją zamknęłam.
I wtedy wpadłam na genialny pomysł. Minusem było to, że schody były kręcone, ale musiałam podjąć ryzyko. Byłam za leniwa, żeby na każdym schodku się zatrzymywać z walizką, więc położyłam ją na ziemi i usiadłam na niej. Trzymałam się mocno poręczy, aby zakręcić kurs walizki, gdy schody będą się zakręcać. Nie wierzyłam, że wyjdę z tego cało. Przeżegnałam się i odepchnęłam się nogami.
Podskakiwałam jak jakiś królik na każdym ze schodów i kurczowo trzymałam się poręczy. Walizka zaczęła nabierać prędkości, przez co trudno było mi się w ogóle na niej utrzymać. W głowie powtarzałam w kółko "Zdrowaś Mario", aby w ogóle w całości zjechać na dół. Zacisnęłam zęby i o mały włos nie wjechałam prosto w ścianę. Walizka z głośnym hukiem zatrzymała się na dole, a ja odetchnęłam z ulgą.
Zbyt wiele adrenaliny jak na pierwszy raz.
Pośpiesznie schowałam szpilki do torby i ubrałam glany. Sięgnęłam po kurtkę, a wzrok utkwił mi na marynarce Olka. Bolało mnie to, że nie mogłam się z nimi pożegnać. Wiele dla mnie poświęcili. Wciąż miałam wyrzuty sumienia, że to przeze mnie Ed dokonał takich wyborów. Świadomie prowokowałam jego byłą - Jess. Może miał rację, gdy mówił, że to wszystko moja wina? Że mój przyjazd był przyczyną ostatnich zdarzeń?
Z myśli wyrwał mnie dźwięk klaksonu. Zarzuciłam kurtkę na barki i chwyciłam rączkę od walizki, a na ramię przerzuciłam torbę. Otworzyłam drzwi na oścież i stanęłam wryta.
Sebastian wciąż był taki wysoki jak zawsze, ale jego twarz wyrażała najgorsze obawy. Ręce schował w kieszeni kurki, ale znając go, właśnie zaciskał je w pięści. Miał podkrążone oczy, a sama jazda sprzedała mu niezłego kopa.
Bez wahania puściłam walizkę oraz torbę i przytuliłam się do niego. Objęłam najmocniej, jak mogłam jego klatkę i kurczowo trzymałam się jego kurtki, gdyby miałby mnie odsunąć. Sebastian zareagował dokładnie tak samo. Zaczął głaskać mnie po głowie jak dziecko, ale nie przeszkadzało mi to w żadnym stopniu. Za bardzo za nim tęskniłam.
- Nie będziesz zadowolona - mruknął nerwowo, co było u niego rzadko spotykane. Zwykle był opanowany, chyba że go wkurwiłam.
Odsunęłam się od niego i spojrzałam wprost w jego oczy.
- Co się dzieje? Dlaczego nie chciałeś mi nic powiedzieć przez telefon?
Sebastian odwrócił się do tyłu i wpatrywał się tępo w czarną przestrzeń. Dochodziła prawie północ. Zniecierpliwiona czekałam, aż w końcu odpowie mi na wszystkie pytania i już miałam coś powiedzieć, gdy nagle Seba się odwrócił i powiedział wprost twardym głosem:
- Ktoś nas odwiedził - zrobił długą przerwę, po czym dokończył. - Nasza mama.
Rozszerzyłam oczy i straciłam oddech.
Tylko nie to.
Ta rana była niczym w porównaniu z bólem, jaki nosiłam przez ostatnie tygodnie. Myślałam, że nie jestem aż takim ciężarem, ale Edward uświadomił mi dziś, jak bardzo się myliłam. Każdy z nich trzymał do mnie jakąś urazę, ale tylko pod wpływem emocji potrafili to ujawnić.
Żałosne.
Nie było ich stać na odwagę, by móc powiedzieć mi to w twarz. Chowali się z tym jak dziecko, które coś przeskrobało. Szczególnie Ed. Gdybym nie wytrąciła go z równowagi, dalej wierzyłabym, że w tym domu byłam potrzebna, że stanowiłam tutaj niewielką część rodziny.
Rodzina.
Sebastian.
W błyskawicznym tempie wyjęłam telefon, uciskając ranę w tym samym czasie kawałkiem sukienki. Marynarkę Olka odwiesiłam na wieszak i z powrotem usiadłam w siadzie skrzyżnym. Jak zwykle bez zmian - żadnych wiadomości od brata i brak jakiegokolwiek odzewu. Smucił mnie fakt, że mnie olał, gdy ja starałam się o nim zapomnieć. Zbyt wiele razy mi się śnił, a każdy sen o nim kończył się w ten sam sposób - prosił, abym wróciła.
Przesuwałam kciukiem po czarnym ekranie telefonu, rysując okręgi. A co jeśli stało się mu coś strasznego?
Nagle cały oświetlony korytarz zatopił się w głębokiej czerni. Wszystkie światła zgasły. Zachłysnęłam się powietrzem i wstrzymałam oddech.
O nie, nie, nie...!
Ze strachu przestałam oddychać. Momentalnie oczy zaszły mi łzami, a płuca aż paliły od braku tlenu. Z całej siły ściskałam telefon w dłoni, niemalże go zgniatając.
- Alan? - szepnęłam błagalnie.
Nabrałam duży chłyst powietrza i zaczęłam okropnie kaszleć. Łzy same płynęły mi strużkami po policzkach, a telefon wypadł mi z rąk, które swoją drogą trzęsły się niemiłosiernie.
Gapiąc się w czerń, przypominałam sobie jak zawsze wydarzenia, które budziły do dziś we mnie lęk ciemności.
"Błądził dłonią po włączniku światła i obserwował każdy mój ruch. Liczył każdy mój oddech. Sycił się moim strachem.
- Boli?
Przesłodzony jad z domieszką obrzydliwego okrucieństwa wydobył się z ust Alana, które wciąż pozostawały w upiornym uśmiechu. Następnie bez ostrzeżenia zgasił światło."
Krzyknęłam bezgłośnie, chwytając się za głowę. Próbowałam ze wszystkich sił wybić z umysłu te straszne momenty, które do dziś mnie nękały.
Bałam się, że stał tuż za mną.
Że Alan tu był.
Usłyszałam migotanie którejś z lamp, a następnie rozbłysło światło. Korytarz znów był oświetlony tak jak przedtem. Mimo to nie otworzyłam oczu i oddychałam zbyt szybko. Licząc w głowie do dziesięciu, próbowałam się uspokoić. Głośne łomotanie serca wybijało mnie z rytmu. Przerażał mnie fakt, że gdy otworzę oczy, ujrzę twarz Alana ze sznurem w ręce.
Uchyliłam powieki bardzo powoli. Zamrugałam kilkakrotnie by przyswoić wzrok do jasności. Tak jak się spodziewałam, byłam sama. Alana tu nie było. Mimo to ręce trzęsły mi się jak starej babie, a tętno pulsowało na wysokich obrotach. Niecałe dziesięć minut zajęło mi totalne wyciszenie się i odzyskanie sił.
Gdy miałam nareszcie się podnieść z zimnej kafelkowanej podłogi, zaświecił mój telefon i charakterystyczny dzwonek metalowej muzyki rozniósł się po korytarzu. Chwyciłam telefon i zesztywniałam.
Sebastian.
Nie odzywał się praktycznie od mojego przyjazdu do chłopaków i nagle sobie o mnie przypomniał? Martwiłam się dzień w dzień i naiwnie wysyłałam do niego wiadomości, które swoją drogą pozostały bez jakiegokolwiek odzewu. Diametralnie owładnęła mnie furia wściekłości za to, że pogrzebał własną siostrę. Wywiózł na drugi koniec świata i nawet nie raczył się mną zainteresować.
Dupek.
Wyświetlacz telefonu zgasł. Podniosłam się z ziemi i zdjęłam buty. Rzuciłam je gdzieś w kąt, bo miałam po nich obszorowane nogi chyba w każdym miejscu. Niech sobie tam poleżą i przemyślą swoje zachowanie. Nie ubiorę ich na pewno po raz kolejny.
Ledwo co ponownie chwyciłam telefon, a ponownie wyświetlił się numer brata. Ścisnęłam telefon w ręce. Zadziałałam impulsywnie.
- Halo? - mruknęłam z nutą irytacji.
- Halo? Domi? - jego zdyszany i łamiący głos sprawił, że cała wściekłość ze mnie uleciała. - Słuchaj, wiem, nie odzywałem się, ale nie czas na to. Wszystko ci wyjaśnię po drodze. Pakuj się. Będę za godzinę.
- Co się dzieje? - jedyne co usłyszałam to odgłos przerwanego połączenia. - Kurwa.
Pobiegłam do pokoju i od razu wyciągnęłam walizkę spod łóżka. Pakowałam się jak na wojnę - zgarniałam całą ręką wszystkie moje osobiste rzeczy do walizki, a ubrania wkładałam jak popadnie. Następnie zmyłam resztki makijażu i przebrałam sukienkę na luźne, czarne spodnie i koszulkę skradzioną kiedyś z szafy Seby.
Wyciągnęłam rączkę od walizki i zatrzymałam się w progu drzwi. Spojrzałam przez ramię na pokój, który został specjalnie urządzony dla mnie. Zacisnęłam wargi i uznałam, że nie mogę uciec bez żadnej informacji. Wróciłam do biurka i napisałam krótki list, który włożyłam w kopertę. Chłopcy na pewno i tak wrócą napici, więc nie zauważą tego od razu. Miałam nadzieję, że któryś z nich zainteresuje się tym kawałkiem kartki.
Zatrzymałam się tuż przed schodami i spojrzałam na walizkę. Spróbowałam ją podnieść, ale była zbyt ciężka. Coraz bardziej stresował mnie fakt, że Sebastian może już na mnie czekać, a ja nie mogę zejść z piętra, bo tak upchałam walizkę, że ledwo ją zamknęłam.
I wtedy wpadłam na genialny pomysł. Minusem było to, że schody były kręcone, ale musiałam podjąć ryzyko. Byłam za leniwa, żeby na każdym schodku się zatrzymywać z walizką, więc położyłam ją na ziemi i usiadłam na niej. Trzymałam się mocno poręczy, aby zakręcić kurs walizki, gdy schody będą się zakręcać. Nie wierzyłam, że wyjdę z tego cało. Przeżegnałam się i odepchnęłam się nogami.
Podskakiwałam jak jakiś królik na każdym ze schodów i kurczowo trzymałam się poręczy. Walizka zaczęła nabierać prędkości, przez co trudno było mi się w ogóle na niej utrzymać. W głowie powtarzałam w kółko "Zdrowaś Mario", aby w ogóle w całości zjechać na dół. Zacisnęłam zęby i o mały włos nie wjechałam prosto w ścianę. Walizka z głośnym hukiem zatrzymała się na dole, a ja odetchnęłam z ulgą.
Zbyt wiele adrenaliny jak na pierwszy raz.
Pośpiesznie schowałam szpilki do torby i ubrałam glany. Sięgnęłam po kurtkę, a wzrok utkwił mi na marynarce Olka. Bolało mnie to, że nie mogłam się z nimi pożegnać. Wiele dla mnie poświęcili. Wciąż miałam wyrzuty sumienia, że to przeze mnie Ed dokonał takich wyborów. Świadomie prowokowałam jego byłą - Jess. Może miał rację, gdy mówił, że to wszystko moja wina? Że mój przyjazd był przyczyną ostatnich zdarzeń?
Z myśli wyrwał mnie dźwięk klaksonu. Zarzuciłam kurtkę na barki i chwyciłam rączkę od walizki, a na ramię przerzuciłam torbę. Otworzyłam drzwi na oścież i stanęłam wryta.
Sebastian wciąż był taki wysoki jak zawsze, ale jego twarz wyrażała najgorsze obawy. Ręce schował w kieszeni kurki, ale znając go, właśnie zaciskał je w pięści. Miał podkrążone oczy, a sama jazda sprzedała mu niezłego kopa.
Bez wahania puściłam walizkę oraz torbę i przytuliłam się do niego. Objęłam najmocniej, jak mogłam jego klatkę i kurczowo trzymałam się jego kurtki, gdyby miałby mnie odsunąć. Sebastian zareagował dokładnie tak samo. Zaczął głaskać mnie po głowie jak dziecko, ale nie przeszkadzało mi to w żadnym stopniu. Za bardzo za nim tęskniłam.
- Nie będziesz zadowolona - mruknął nerwowo, co było u niego rzadko spotykane. Zwykle był opanowany, chyba że go wkurwiłam.
Odsunęłam się od niego i spojrzałam wprost w jego oczy.
- Co się dzieje? Dlaczego nie chciałeś mi nic powiedzieć przez telefon?
Sebastian odwrócił się do tyłu i wpatrywał się tępo w czarną przestrzeń. Dochodziła prawie północ. Zniecierpliwiona czekałam, aż w końcu odpowie mi na wszystkie pytania i już miałam coś powiedzieć, gdy nagle Seba się odwrócił i powiedział wprost twardym głosem:
- Ktoś nas odwiedził - zrobił długą przerwę, po czym dokończył. - Nasza mama.
Rozszerzyłam oczy i straciłam oddech.
Tylko nie to.
Komentarze
Prześlij komentarz