Przejdź do głównej zawartości

Rozdział 19 - Lododupek

         Zwyczajny kretyn, egoistyczny idiota i przede wszystkim najgorszy kapitan. Jak można być takim samolubnym o własne imię? O własny tytuł? Jak można uważać, że doping kapitana to najżałośniejsza rzecz na świecie? Przecież współgracze tylko czekają, aż ktoś wyższej rangi ich pochwali lub zachęci do działania, a ta jebana świecąca gwiazdka błyszczy swoim mieniem bardziej niż bożonarodzeniowe lampki. Nie liczy się dla niego drużyna, tylko on. Sam pierdolony kapitan Edward!
         Kopnęłam kamyk na drodze, gdy szliśmy obok siebie do domu i nie odzywaliśmy się ani słowem. Z jednej strony bardzo się z tego cieszyłam, bo gdyby któreś z nas się odezwało, skończyłoby się to kłótnią. Ba, gównoburzą.
         Nie patrzyłam na niego, odkąd opuściliśmy budynek szatana. Mimowolnie dotknęłam barku, gdzie wcześniej kopnął mnie Alan. Myśląc o nim, nieświadomie zacisnęłam palce dookoła bolącego miejsca i poczułam przeszywający ból aż po łokieć. Wstrzymałam oddech i nadęłam policzki, by nie syknąć z bólu. Po chwili opuściłam bezwładnie rękę wzdłuż ciała, a bark niemalże pulsował.
         - Boli?
         Z początku nie zorientowałam się, że pytanie padło ze strony Edwarda. Gdzieś wśród moich wspomnień wyszukałam ten sam moment.
         "Stał przy tynkowanej ścianie, trzymając jedną rękę na włączniku światła, w zaś drugiej gruby sznur. Okrągła żarówka migotała co paręnaście sekund, tworząc horrorową aurę. Posłał mi jeden z najbrzydszych uśmiechów, który kiedyś tak kochałam. Przerażona wiedząc, co nastąpi, otuliłam kolana rękoma i raz po raz błagałam rozpaczliwie, aby tego nie robił. On natomiast upajał się tą chwilą i pragnął więcej, więcej i więcej. Błądził dłonią po włączniku światła i obserwował każdy mój ruch. Liczył każdy mój oddech. Sycił się moim strachem.
         - Boli?
         Przesłodzony jad z domieszką obrzydliwego okrucieństwa wydobył się z ust Alana, które wciąż pozostawały w upiornym uśmiechu. Następnie bez ostrzeżenia zgasił światło.
         Krzyknęłam."
         Sama nie wiedząc, kiedy zatrzymałam się i patrzyłam wprost na rażące światło lampy przy drodze.
         - Dominika?
         Skierowałam wzrok w stronę Edwarda, a przed oczami pojawiły mi się plamki. Wydawał się wkurwiony i zmartwiony jednocześnie. Nie wiedząc, co mogłam mu odpowiedzieć, potrząsnęłam głową i przyśpieszyłam kroku, by się z nim zrównać. Urywki wspomnienia wciąż nie opuszczały moich myśli, przez co zrobiło mi się momentalnie chłodno, jak tamtego dnia w piwnicy Alana. Otuliłam rękami ciało i oddychałam zbyt szybko. Chciałam jak najszybciej znaleźć się pod ciepłem kołdry i zasnąć przy włączonej lampce nocnej.
         Z jednej strony w myślach przeklęłam Eda. Czy ten chuj nie może podarować mi na parę minut swojej czerwonej bluzy z logiem drużyny? Faceci z reguły to gorące grzejniczki, które trzeba jedynie dokarmiać, aby miały stałą temperaturę. Czy on naprawdę nie widzi, że czuję się jak jebany Eskimos, tylko bez futrzanej narzuty? Co ja muszę napisać tabliczkę z napisem: "Zimno mi, kurwa, wiesz?" i postawić ją przed nim?
         - Zimno ci? - zapytał znudzony, a ja omal nie krzyknęłam ze szczęścia. - Zaraz będziemy w domu - no teraz to ci, kurwa, łeb urwę!
         Pokiwałam z kpiną, a pod nosem i tak powiedziałam: "zimny chuj".
         Niemal jak wybawienie pojawiła się przed moimi oczami czarna brama, a za nim willa chłopców. Przeniosłam wzrok na ręce Edwarda, który po ciemku próbował otworzyć furtkę. Gdy rozległ się charakterystyczny zgrzyt zamka, omal nie pobiegłam do drzwi, tylko nie spodziewałam się jednego. Czarnowłosy odwrócił się w moją stronę i zmierzył mnie wzrokiem.
         - Nie lubię, gdy ktoś mi nie odpowiada - jego ponury ton działał mi na nerwy.
         Przepuść mnie, kurwa! Dalej mi zimno! Gdyby był bardziej inteligentny, sam pobiegł do drzwi i mi je otworzył, a nie torował drogę jak zimny skurwiel.
         - Nie boli - odpowiedziałam natychmiastowo z nutą złości.
         Kiwnął głową bez przekonania i dalej stał jak posąg. Rusz się, lododupku!
         - Co cię łączy z Alanem?
         Momentalnie cała się spięłam i zapomniałam na krótki moment o chłodzie.
         - To nic ważnego - odwróciłam głowę, by uniknąć jego spojrzenia.
         - Gdyby to nie było nic ważnego, to by dzisiaj nie próbował cię pobić - zawahał się na moment. - Przepraszam, to nie moja sprawa - przesunął dupę i ruszył prosto do domu.
         Nie opowiedziałam mu nic więcej na temat Alana. Rozeszliśmy się około piętnaście minut temu do swoich pokoi i od tego momentu panowała kompletna cisza. Zanurkowałam pod pierzynę i zakrywałam się aż po szyje. Prawie zasypiałam, gdy nagle otrzymałam nową wiadomość.
         Od Szlachta:
         Wygraliśmy, bro! Jutro o 20:00 mamy wieczorek zwycięski! Ubierz się ładnie ♡
         Nie przejęłam się zbytnio otrzymaną wiadomością i po chwili zasnęłam.


* * *

         Nie mam się w co ubrać!
         Siedziałam zmarnowana na podłodze, a dookoła mnie walały się ciuchy, które wyrzuciłam z szafy. Zrezygnowana odchyliłam się do tyłu i upadłam na stos ubrań. Do wybicia godziny dwudziestej zostały trzy godziny, a ja dalej przerzucałam ubrania z jednej kopiczki na drugą.
         Nagle drzwi do mojego pokoju się otworzyły, a w nich stał Patrycjusz z krawatem obwiązanym dookoła jego pasa, który był zaciśnięty zbyt mocno, przez co brunet nie mógł prawie oddychać. Następnie wbiegł Olek z krawatem na czole, przepychając przed tym Pati w progu. Oboje wyglądali komicznie - Patrycjusz jak mistrz karate, a Alek jako pirat. Wybuchłam śmiechem, gdy tylko zobaczyłam ich błagające miny.
         - Pomocy? - Pati ledwo chodził, gdyż krawat odcinał mu dopływ powietrza. Poruszał się jak balerina na paluszkach i takim krokiem stanął tuż obok mnie. - Duszę się.
         Wstałam szybko i pociągnęłam właściwie za krawat. Rozluźniłam ucisk czarnego materiału, a brunet niemal od razu odetchnął z ulgą i złapał się za brzuch. Chyba go rozbolał od ciągłego napinania. Alek wcale nie przejmował się swoim stanem i dodatkowo bawił się jak kot końcówkami krawata, które zwisały obok jego głowy.
         - Jak to zrobiliście? - wciąż bawiła mnie ta sytuacja.
         - Ja to zrobiłem - oświadczył bez bicia Aleksander. - Ten skurwiel zabrał mi koszulę, którą szukałem jak pojebany!
         - Przecież mówiłem, że chcę ją pożyczyć - jedną ręką trzymał się za brzuch, a drugą wskazał na szarowłosego. - Sam przywłaszczałeś sobie moje bluzy!
         - Nawet mnie o nią nie poprosiłeś, niewdzięczniku! - zignorował zarzut o bluzach.
         - Gdybym poprosił, to byś jebnął mi w twarz swoją koszulkę po treningu! - skrzyżował ręce na piersi i udał obrażonego.
         - Racja - Olek pokiwał głową zgodnie z prawdą.
         Mierzyli się spojrzeniami przez parę sekund, po czym oboje odwrócili wzrok w tym samym momencie. Stanęłam tuż przed brunetem i zarzuciłam mu na szyję krawat, po czym zaczęłam wiązać go od nowa. Zwężałam akurat supeł, aby dopasować go do rozmiarów Patrycjusza, gdy usłyszałam za sobą ciche nawoływania Olka.
         - Uduś go... uduś go... - wywijał lekko zaciśnięte pięści na wysokości brzucha w akcie dopingu.
         - Żeby ci przypadkiem dzisiaj jedna z sów nie puściła pluszu - odgryzł się i uśmiechnął kpiąco.
         Czułam się niezręcznie, gdy wiązałam mu krawat, bo nie spuszczał ze mnie wzroku. Już sama nie wiedziałam, czy patrzył się na mnie, czy na moje cycki.
         - Teraz ja! - Olek wepchnął się przed bruneta, kiedy skończyłam z jego krawatem.
         Nachylił głowę w moim kierunku, tak jakbym miała go ukoronować.
         - Nie ma dla ciebie korony, księżniczko - rzekłam z rozbawieniem.
         - Jak to nie masz korony dla tak pięknej księżniczki? - upadł na kolana i udawał, że ociera łzę.
         - Jesteś najbrzydszą księżniczką, jaką widziałem - Patrycjusz przyłożył dwa palce do ust i symulował odruch wymiotów.
         Olek jednym ruchem złapał moją dłoń jak książę i zapytał:
         - Czy pozwolisz mi go ślicznie zajebać? - zamrugał oczami jak dama.
         - Sówki się nie biją - odparłam, a szarowłosy poczuł się urażony.
         - Ta, tylko rozkurwiają tymi dziobami w całości - prychnął brunet i podszedł do sterty ubrań.
         Olek fuknął pod nosem, a ja zaczęłam wiązać mu krawat. W przeciwieństwie do jego przyjaciela nie patrzył się na mnie tylko w bok. Gdy skończyłam usłyszałam, jak Pati wzdycha z zachwytu. Obróciłam się w jego stronę i zobaczyłam, że w rękach trzyma moją czarną sukienkę, którą w prezencie dostałam od Gabriela. Totalnie o niej zapomniałam.
         - Masz ją ubrać. Dzisiaj.
         Patrycjusz posłał mi spojrzenie, które mówiło, że nie przyjmuje odmowy. Odebrałam od niego sukienkę i wpatrywałam się w nią przez chwilę.
         - Będziesz wyglądała w niej jak upadła księżniczka - podsumował Alek.
         - Upadła księżniczka? - zawtórował brunet.
         - No bo jak są upadłe anioły, to czemu nie mogą być upadłe księżniczki? - potarł dłonią brodę, jakby głęboko coś rozmyślał.
         - A upadłe sowy? - nie odpuszczał.
         - To chyba jedynie te, które ktoś zastrzelił - wzruszyłam ramionami, a Aleksandrowi w tej chwili na pewno pękło serce.
         - Bezduszne istoty - z udawanym płaczem wybiegł z pokoju.
         Oboje spojrzeliśmy na siebie w tym samym czasie i zapadła cisza.


* * *

         - Jesteś gotowa, królowo pingwinów? - usłyszałam zza drzwi pokoju.
         Stałam przodem do lustra i dokonywałam ostatnich poprawek. Podkręciłam lekko włosy, aby tworzyły fale. Tylko raz przejechałam tuszem rzęsy, gdyż naprawdę nie cierpiałam makijażu, a znając mnie, na pewno potrę oko za parę minut, zapominając o tym, że je pomalowałam. Wygładziłam dłonią czarną, rozkloszowaną sukienkę od Gabriela, która została wykonana z tiulu. Posiadała nieduży dekolt w literę V, a na ramiączkach kreacji były malutkie diamenciki. Była po prostu olśniewająca i moim zdaniem, kompletnie do mnie nie pasowała. Czułam się w niej bezbronna i zbyt dziecinnie. Mimo to postanowiłam w niej pójść na prośbę Patrycjusza.
         Odeszłam od lustra i otworzyłam drzwi na oścież. Brunet opierał się o framugę i sprawdzał coś na telefonie. Pewnie go znudziło czekanie na moją odpowiedź.
         Wyglądał seksownie. Bardzo. Szczerze, który facet wygląda źle w garniturze?
         Kontrast białych i czarnych barw garnituru idealnie upodabniał go do pingwina. Biały brzuch zastępowała koszula, a resztę ciała okrywał czarny kolor. Zawiodłam się jedynie, gdy zobaczyłam, że jego buty nie były koloru pomarańczowego, tylko ciemnogranatowe.
         - Wow.
         To było wszystko, co zdołał z siebie wykrztusić, gdy podniósł wzrok znad telefonu. Zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu i uśmiechnął się, ukazując dołeczki w policzkach.
         - Dobrze wyglądasz, królu pingwinów - rzuciłam i poprawiłam mu krawat, który wystawał mu z kołnierzyka koszuli.
         - Zawstydzisz dzisiaj wszystkie dziewczyny. Nawet tą kurwę Jess - mówił spokojnie i wysunął w moją stronę łokieć. - Czy uczynisz mnie najszczęśliwszym facetem na ziemi i pójdziesz ze mną na dół po schodach, aby zobaczyć minę Aleksandra?
         Chwyciłam go pod ramię i pewnym krokiem schodziliśmy na dół. Zauważyłam Olka na ostatnim stopniu, który siedział znudzony, a słysząc nasze kroki, odwrócił się do tyłu na sekundę, po czym znów powrócił do poprzedniej pozy. Po upływie niecałej sekundy zerwał się na równe nogi i dopiero teraz do niego dotarło, jak pięknie musiało to wyglądać. Przyłożył obie ręce do twarzy ja zakochana nastolatka i zaczął się kręcić na boki, wydając z siebie okrzyki zachwytu.
         Czułam się dumnie, schodząc w obcasach przy boku bruneta, tak jakbyśmy byli najważniejszą atrakcją w tym momencie, a Olek zastępował nam publiczność. Uśmiechnęłam się, gdyż chwila naprawdę była dla mnie cudowna, a następnie stało się to, czego się spodziewałam.
         Spadłam ze schodów.
         - Kurwa! - rozumiem, że moja kość ogonowa długo nie spotkała się z podłogą czy innym podłożem, ale żeby akurat teraz?!
         Aleksander odruchowo upadł na ziemię i nie zaczerpnąć tchu, gdyż tak histerycznie zaczął się śmiać. Zmroziłam go spojrzeniem, trzymając się za obolałe pośladki. On w ogólnie się tym nie przejął i usiadł na piętach, oplatając dłońmi brzuch od napadów śmiechu. Wkrótce sama wybuchłam śmiechem i oboje wyglądaliśmy jak niezdrowi na umyśle. Dopiero po chwili zrozumiałam, że nade mną góruje Patrycjusz, który idealnie maskował twarz, aby nie parsknąć. Chwyciłam go za kostkę i pociągnęłam do przodu, przez co brunet wylądował tyłkiem tuż obok mnie z dziewczęcym piskiem. Wygłosił wiązankę przekleństw i przeszył mnie wzrokiem. Olek wpadł w jeszcze atak śmiechu i pobladł, gdy nie mógł już zaczerpnąć tchu. Po chwili totalnie się uspokoił i z głupawym uśmieszkiem zmierzył nas wzrokiem.
         - Idioci - oświadczył.
         Patrycjusz obdarował mnie spojrzeniem i uśmiechnął się przenikliwie.
         - Zobaczymy, czy sowa umie latać? - zapytał słodko.
         - No pewnie - odpowiedziałam i oboje spojrzeliśmy wprost na zmieszanego Aleksandra.
         Wstaliśmy niemal równocześnie, a kość niemiłosiernie paliła mnie przez moment. Kierowaliśmy się powoli do towarzysza, a on przerażony wycofywał się.
         - Nie, nie! To były tylko żarty! - stuknął plecami o ścianę i wpadł w większą panikę. - Ej, chłopaki! Pomocy! Przepraszam! Kocham was! Naprawdę! Pingwiny to najsłodsze zwierzęta na świecie! - krew odpływa mu z twarzy, gdy Patrycjusz chwycił go mocno za nogę.
         - Mam nadzieję, że masz skrzydełka - posłał mu buziaka w powietrzu.
         - Siostrzyczko! Ratuj mnie! - wycierał się niesamowicie.
         - Z chęcią. - Odpowiedziałam i chwyciłam za drugą nogę.
         Zabawę czas zacząć. 





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 9 - Sekta pluszowych sów

     Przytuliłam głowę do pluszowego misia imieniem Edward. Przekręciłam się na drugi bok, zabierając misia ze sobą. Miałam ochotę wstać, zrobić śniadanie chłopakom i miło spędzić niedzielę, ale uznałam, że jednak mi się nie chce.      Pogłaskałam misia po miękkim futerku. Nie wiedziałam, czy to moja wyobraźnia, ale wydawało mi się, że jego futerko jakby zostało przystrzyżone. Było ciut krótsze niż wczoraj. Chciałam pogłaskać misia za uchem, ale nie było go tam. Zamiast ślicznej mordki poczułam coś na kształt dziobu.      Że co?      Usiadłam na łóżku jak porażona i odskoczyłam od pluszaka.      Co robi w moim pokoju sowa?! Pluszowa sowa?!      Spojrzałam na podłogę i zauważyłam, że jestem otoczona przez pluszowe sowy, których oczy skierowane były na mnie. Przerażające.      Nagle usłyszałam gorzki głos Aleksandra za drzwiami.      - Kto porwał moich przyjaciół?...

Rozdział 7 - Czerwony rumak

     Siedziałam w domu już którąś godzinę. Nie miałam co robić. Wyszłam z mojego pokoju, który nawiasem mówiąc, chciałam przemalować na inny kolor. Różowy powoli doprowadzał mnie do szału. Następnie ruszyłam korytarzem. Wielkość domu mnie przerażała. Nie sądziłam, że w tak wielkim budynku mieszkają zaledwie trzy osoby! Aktualnie już cztery. Tu mogłoby się pomieścić o wiele więcej ludzi. Ciekawe, czy dostają oferty o organizowanie wesel, domówek, poprawin, chrztów...      Były tutaj jasne oraz kręcone schody na pierwsze piętro, trzy drzwi do pokoju chłopaków, dwa pokoje zostały zamknięte na klucz, łazienka, od niedawna i mój pokój oraz drugie schody prowadzące na górę. Nie chciałam naruszać ich prywatności, więc udałam się po schodach do góry. Wszędzie wszystko było cholernie duże, a ja wydawałam się zagubiona w tym domu. I tak było. U góry znajdowały się dwa pojemne strychy, suszarnia, pralnia, gdzie zapełnione były do pełna aż trzy kosze, łazienka, cztery...

Rozdział 20 - Kapitan czy już nie?

          C.d.                     Po przeprowadzeniu testu "Czy sowy ludzkie też potrafią latać?" wsiedliśmy w trójkę do samochodu i ruszyliśmy na salę bankietową. Najprościej rzecz ujmując, test polegał na tym, że Patrycjusz chwycił za jedną nogę, a ja za drugą i oboje ściągnęliśmy Olka ze schodów na dworze. Oczywiście szarowłosy nie był zadowolony z tego obrotu sprawy, bo najbardziej na tym ucierpiał. Zdałam sobie sprawę, że akurat ze schodów na dworze nie chciałabym spaść, bo obawiałam się, że moja kość ogonowa by tego nie przeżyła.          Reakcja szarowłosego była do przewidzenia. Aleksander leżał obrażony na brzuchu na tylnym siedzeniu. W aucie słychać było jedynie cicho grają muzykę w radiu i wyzwiska skierowanych naszym kierunku ze strony Olka.          - Ej, bro - zaczął pewnie Patrycjusz, który prowadził niemal perfekcyjnie jak instruktor. - A ty i...