Przejdź do głównej zawartości

Rozdział 20 - Kapitan czy już nie?

         C.d.
         
         Po przeprowadzeniu testu "Czy sowy ludzkie też potrafią latać?" wsiedliśmy w trójkę do samochodu i ruszyliśmy na salę bankietową. Najprościej rzecz ujmując, test polegał na tym, że Patrycjusz chwycił za jedną nogę, a ja za drugą i oboje ściągnęliśmy Olka ze schodów na dworze. Oczywiście szarowłosy nie był zadowolony z tego obrotu sprawy, bo najbardziej na tym ucierpiał. Zdałam sobie sprawę, że akurat ze schodów na dworze nie chciałabym spaść, bo obawiałam się, że moja kość ogonowa by tego nie przeżyła.
         Reakcja szarowłosego była do przewidzenia. Aleksander leżał obrażony na brzuchu na tylnym siedzeniu. W aucie słychać było jedynie cicho grają muzykę w radiu i wyzwiska skierowanych naszym kierunku ze strony Olka.
         - Ej, bro - zaczął pewnie Patrycjusz, który prowadził niemal perfekcyjnie jak instruktor. - A ty idziesz bez partnerki?
         Olek znieruchomiał, a następnie zerwał się z siedzenia jak strzała, przez co zarył głową o dach auta. 
         - Cholera! Wiedziałem, że o czymś zapomniałem! - prawą ręką rozmasowywał bolące miejsce.
         Zaczęłam się niepohamowanie śmiać. Jak można zapomnieć o osobie towarzyszącej? Jeszcze parę dni temu sam chwalił się, że idzie z dziewczyną, która lubi sowy. 
         Zdawało mi się, że właśnie je znienawidziła.
         - Mam po nią podjechać? - spytał Pati, spoglądając w lusterko na odbicie przyjaciela.
         Aleksander machnął ręką i rzucił okiem na telefon.
         - Nawet nie wiecie, jaki dumny jestem, że nie zostawiłem jej swojego numeru - ponownie opadł na siedzenie. - I żeby nie było - ciągnął - wiem, zachowałem się jak chuj.
         - Cieszy mnie to, że sam się tego domyśliłeś - mruknął kierowca.
         - Bardziej martwi mnie, co ona ci zrobi, gdy spotka cię w szkole - odezwałam się.
         - Wyrwie mi wszystkie pióra i zrobi z nich pochodnie - fuknął Olek.
         - Byle nie zawitała do naszego gniazda - rzucił brunet.
         Aleksander tylko mruknął pod nosem w ramach odpowiedzi i zasnął.


* * *

         Sala była ogromna i urządzona w elegancki sposób. Ściany koloru złotego idealnie komponowały się z ciemną podłogą. Okrągłe stoliki znajdowały się wzdłuż jednej ze ścian, a na nich prezentowały się skromne przystawki i ogromne ilości jakiegoś słabego szampana i nic poza tym.
         Nie było żadnych krzeseł. Wszyscy zebrani stali w pobliżu stolików i ze znużeniem sączyli kieliszek za kieliszkiem, rozmawiając od czasu do czasu. Po prawej stronie mieściła się mała scena, na której stał trener z Jessicą, (która swoją drogą miała najbardziej obciachowy strój jakby stylizowany na ubraniach z lumpeksu) i ku mojemu zdziwieniu był też tam Edward. Znajdowali się daleko od mikrofonu, ale doskonale dało się zauważyć, co się tam działo.
         Edward kiwał głową, co parę sekund na znak zrozumienia, a trener gestykulował i co chwilę wskazywał na niego palcem. Jessica jedynie wtrącała się co jakiś czas i uśmiechała się pewna swojego zdania.
         Za wszelką cenę chciałam się dowiedzieć, o co chodzi. Ed wyglądał tak, jakby odebrano mu piłkę i zakazano gry w siatkówkę do końca życia. Czemu nikt inny nie reagował?
         Patrycjusz pociągnął mnie do jego ze stolików, a kilku jego kolegów z drużyny przywitało się z nim. Następnie bez wyrazu patrzyli wprost na mnie, jakby wyczuli zagrożenie albo osobę zewnątrz.
         - Poznajcie Dominikę - rozpoczął Pati, przysuwając mnie do jego klatki piersiowej. - Pewnie ją kojarzycie, prawda?
         - Ta, wszyscy ją znamy - odpowiedział któryś z nich, a ja poczułam się zagrożona. Jak to wszyscy? Ktoś zaczął rozdawać pierdolone ulotki na mój temat? A może znowu to sprawka Jess? - Mało kto uczepia się tynku Jessicy - zarechotał.
         - Że co? - uwolniłam się z lekka z uścisku Patycjusza i omiotłam ich wzrokiem.
         - Mała, spokojnie. Chodzi o to, że Jess zazwyczaj oprowadza nowe dziewczyny po szkole, a na końcu one stają się jej pupilkami i walczą o jej względy - odezwał się blondyn, który stał przed chwilą z tyłu. - Jak widać ciebie nie oswoiła i po prostu stałaś się tematem rozmów.
         Gotowało się we mnie. A co ja jakiś jebany cziłała, że miałam mieć panią? Widziałam nie raz jak dziewczyny latały do niej z każdą pierdołą, a ona czuła się jak królowa, która słucha cierpliwie poddanych. Była ustawiona, a jej ranga szkolna była zasługą trenera. No bo kogo by innego?
         - Tej suki nie da się oswoić - mruknęłam, ale wystarczająco głośno, aby zebrani to usłyszeli.
         Nie zależało mi na tym, aby porywać serca chłopców na tym balu. Byłam tu na prośbę Patrycjusza, a obecność i zainteresowanie innych moją osobą bardzo mnie irytowało.
         Rozległ się pisk mikrofonu i następnie padły słowa:
         - Zapraszam wszystkich pod scenę. Czas zacząć wieczorek zwycięski - oznajmił sztucznie miło trener i uśmiechnął się.
         - Ale żenada - ktoś skomentował. - Zaraz zacznie pierdolenie, że gdyby nie on to by nasza drużyna byłaby zwykłym gównem.
         - Tak co roku? - dopytywałam.
         - Ta, chyba że przegramy.
         Pokiwałam głową i ustawiliśmy się w szeregach. Wciąż kurczowo trzymałam się ręki Patrycjusza, bo czułam się obco i przede wszystkim - nie na miejscu. Cieszył mnie fakt, że nie odtrącał mojego uścisku, bo chyba odcięłam mu w pewnym momencie dopływ krwi.
         Trener zaczął przemowę. Była sztuczna, pozbawiona emocji i totalnie beznadziejna. Nie było zdania bez zamieszczenia w nim choćby jednej jego zasługi.
         Oparłam głowę o ramię bruneta i słuchałam tego, wiedząc, że już nigdy nie dam się namówić na przyjście na ten syf.
         Po dwudziestu minutach trener się zamknął. To był miód na moje uszy, ale nie trwało to długo. Odkaszlnął i zmienił ton głosu na bardziej smutny i przygnębiony.
         - Chyba każdy z was obecnych rozumie powagę sytuacji, która zdążyła się na wczorajszym meczu - rozpoczął tajemniczo, nie zmierzając do sedna. - To dla nas wielki wstyd i upokorzenie. Nie mówię o waszej grze, w końcu jesteśmy solidną drużyną. Ale solidna drużyna potrzebuje solidnego kapitana! - wskazał gestem ręki na Edwarda, który od początku stał na tyle sceny w bezruchu, blady jak ściana z głową w dole. - Jak nasza drużyna ma być połączona, gdy główny zasilacz drużyny wystawia ją na boisku? Nie mogę dopuścić do sytuacji, żeby ktoś rozbił naszą spójną całość przez tak idiotyczne wybryki! - podniósł głos. - Podejdź tu - zachęcił Eda, a on spełnił prośbę. U jego boku stała Jessica i splotła ich palce, a on nawet nie drgnął. - Z ogromną goryczą muszę wam przekazać to, co uważam za słuszne.
         Zaschło mi w gardle, gdy Ed podniósł wzrok i szukał pomocy. Przeraziłam się, czego mógł się dopuścić. Wyglądał gorzej niż po ataku. Tym razem nie ukrywał twarzy ani bólu.
         A najgorsze było to, że nikt nie wiedział jak mu pomóc.
         - Zawieszam funkcję kapitana drużyny siatkarskiej, którą pełnił Edward przez długie lata, a na jego nieobecność postanowiłem wybrać spośród was godną osobę - podszedł do czarnowłosego i jednym szybkim ruchem zerwał mu z marynarki odznakę w kształcie małej korony (symbol kapitana).
         Serce biło mi jak oszalałe. Edward jest tylko zawodnikiem, nie kapitanem. Powracały mi wspomnienia ze szkoły, gdy kłóciłam się z nim o ten tytuł, bo uważał siebie za kogoś wysoko cenionego, a resztę jak śmieci. Zacisnęłam rękę na dłoni Patrycjusza tak mocno, że mogłabym mu ją zmiażdżyć. Mimo to odwzajemnił uścisk równie mocno.
         - Na miejsce tymczasowego kapitana zasłużyła osoba równie mądra i wysportowana - przycichł na moment, a następnie wykrzyczał imię nowego przywódcy. - Jest nią Aleksander!
         Wszyscy automatycznie zaczęli rozglądać się za szarowłosym. Stał z tyłu przy stoliku i, gdy usłyszał swoje imię, wypluł zawartość szampana w ustach i upuścił kieliszek. Szkło huknęło o podłogę, rozpadając się na tysiące kawałeczków, a na ziemi rozlała się ciecz. Olek zamrugał kilkakrotnie, a następnie rozszerzył oczy ze zdziwienia.
         - Że niby ja?! 






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 37 - Jaki brat, taka siostra

           Wracając z tak smętnego i znużonego miejsca jakim był szpital, mieliśmy dobry humor, a to wszystko dzięki komicznemu występowi recytatorskiemu Patrycjusza, który rozbawił nas do łez. Z uśmiechem na twarzy wyjrzałam przez okno. Ciężarówka z piaskiem zbliżała się do skrzyżowania, a Ed słusznie ustąpił jej pierwszeństwa. W lusterku zobaczyłam czarną kropkę, która zbliżała się do nas w przerażającym tempie. Ryku silnika nie dało się porównać z żadnym innym pojazdem, jakim był motor. Ed kontrolnie obserwował sytuację i ściskał z każdą sekundą mocniej kierownicę, by przygotować się na najgorsze i na manewr. Ciężarówka ciężko ruszyła do przodu, a motocykl gnał w najlepsze. W jednej chwili pojazd z tyłu nas wydawał się zwalniać, a w następnej odgłos wdepnięcia gazu zmroził nam krew w żyłach. Motocykl zręcznie nas wyminął, nie licząc się z ustępstwem pierwszeństwa i sunął wprost na ciężarówkę, która ostro zaczęła skręcać w prawą stronę. Stłuczka obu pojaz...

Rozdział 38 - Taximan

Tupałem nerwowo nogą, opierając się o framugę drzwi. Krzyknąłem na tyle głośno, aby Olek w końcu się odwrócił w moją stronę. - Długo mamy na ciebie czekać? Nie potrafisz pożegnać się z Alicją? - wyrzuciłem, a on zignorował moje pytanie i nie ruszył się z miejsca. Następnie odwrócił się błyskawicznie oraz wytknął na mnie palec wskazujący. - A ty potrafiłeś pożegnać się z Dominiką, gdy dwukrotnie odebrał ją brat? - uśmiechnął się triumfalnie i powrócił do wcześniejszej pozy. Siedział, przyklejony do łóżka i nie miał zamiaru ruszyć swojej płaskiej dupy ku wyjściu. Ku zbawieniu nareszcie do pokoju wkroczyła Alicja, która ledwo co trzymała się na nogach. Nic dziwnego skoro właśnie spędziła dwie doby bez przerwy w szpitalu, nie zmrużywszy nawet oka. - Przepraszam, że tyle to trwało, ale facet z trójki jest naprawdę nieznośny... - Olek w mgnieniu oka znalazł się naprzeciw dziewczyny i splótł ręce na piersi. - Jaki facet? - jego naburmuszony ton zawisł w powietrzu, a ja prychnąłem. - Daj jej s...

Rozdział 39 - Ob(j)awy

          Fala gorąca owładnęła całe moje ciało. Gotowałam się w środku niczym genialna zupa pomidorowa, a jednocześnie przechodziły mnie kolejne fale zimna, jakby ktoś bombardował mnie paczkami kostek lodu. Dziwne, jestem chyba trochę za młoda jak na menopauzę.            P rzetarłam wilgotne włosy od potu i aż się skrzywiłam z niesmaku. Pewnie nigdy nie były bardziej przetłuszczone niż teraz. Oddychałam dość głęboko, a nos miałam zatkany w najlepsze. Chwyciłam paczkę chusteczek ze stolika i próbowałam ze wszystkich sił wydmuchać nos, ale na marne. Wkurwiona rzuciłam je z powrotem. Pewnie najszybciej odetkałabym nos z użyciem sprężarki. Tylko szkoda mi poturbowania reszty twarzy dla jednej korzyści.            O czym ja w ogóle myślę?            Chwyciłam rękami pierzynę i zastygłam            Ktoś zmienił mi poszewkę czy już wcześniej spałam ...