Aleksander był spity w trzy dupy. Miał słabą głowę do picia i dobrze o tym wiedział.
Trzymając go pod pachami i jednocześnie będąc za jego plecami, ciągnąłem go w stronę łóżka. Po schodach zdołał dojść, ale na korytarzu u góry po prostu zasnął. Wiedziałem, że nawet wypowiedzenie o zakupie nowych garnków specjalnie dla niego przez megafon, nie zbudziłoby go.
Przez swoją nieuwagę zachwiałem się, bo przyznam sam otwarcie nie byłem trzeźwy i Alek uderzył nogą w próg drzwi.
Był stanowczo za ciężki. Gdzie on pod tymi piórami chował tą całą masę?
Przyciągnąłem go do ostatecznego celu i oparłem jego plecy łóżko. Odetchnąłem lekko i nim zdążyłem zareagować, Aleksander pochylił się do przodu i uderzył z hukiem głową o podłogę.
- Ała! Nie bij! - jęknął przez sen i znowu zasnął.
Jego poza wyglądała nienaturalnie i dziwnie. Nogi w rozkroku, głową pomiędzy nimi, ręce w tyle. Wyglądał jakby właśnie wyskoczył ze stoczni i szybował jak Kamil Stoch. Brakowało mu jedynie nart, kasku (na ten jego pusty łeb) i tego strasznie opinającego kombinezonu, który wstrzymuje akcję serca.
Patrzyłem na tego idiotę i sam nie wiedziałem, jak mam mu pomóc. Gdyby leżał tak do rana, to istniałaby szansa, że w końcu umiałby dotknąć palców u stóp na wyprostowanych nogach.
Taki z niego sportowiec, że jako ostatni pcha się do ćwiczeń na rozciąganie, a pierwszy do piłki. Mimo to był świetnym atakującym.
Klęknąłem i uniosłem jego tors do pionu, ale zrobiłem to zbyt szybko, przez co głową uderzył się w drewniane zdobienie od łóżka. Tym razem mruknął coś pod nosem i dalej spał. Nie miałem pomysłu jak go wciągnąć na łoże.
Wiem. Trzeba będzie go obrócić i pociągnąć za nogi na górę.
Przy obracaniu Aleksander znów uderzył się w głowę (ale jutro będzie go głowa bolała, zapewne od kaca), ale udało mi się wykonać pierwszy krok. Powoli ciągnąłem go za nogi, aby mógł w końcu spać na łóżku.
Ale w sumie dlaczego nie mógłby spać na ziemi?
Szarpnąłem dosyć mocno i po długich wciąganiach pulchnej sowy, Aleksander znalazł się w łóżku prostopadle do poduszek. Przykryłem go pierwszym lepszym kocem i zmachany wyszedłem z pokoju, gasząc światła oraz głaszcząc po łebku małą pluszową sowę na szafce nocnej.
Trzask drzwi zabrzmiał dwukrotnie i w tym samym czasie. Obróciłem się w lewo i zauważyłem Dominikę. Oboje trzymaliśmy klamki i patrzyliśmy sobie w oczy bez jakichkolwiek uczuć. No tak... Dominika pomagała Patrycjuszowi.
Niemal jednocześnie zrobiliśmy krok do siebie, a to dlatego, że miałem pokój dalej niż Patrycjusz, a Dominika naprzeciwko Aleksandra. Nie odrywałem od niej wzroku i tak samo czułem, że mi się przygląda. Albo mi się wydawało albo graliśmy w jakiś pieprzony pojedynek na wzrok, ale nie miałem zamiaru go przegrać. Gdy przechodziła tuż obok mnie, spojrzała na drzwi od swojego pokoju, więc oficjalnie można uznać, że wygrałem.
Przypomniałem sobie jeden istotny fakt. Odwróciłem się błyskawicznie i w ostatniej chwili udało mi się chwycić ją za rękę. Ucisk był mocniejszy niż chciałem, a na jej twarzy dopatrzyłem się oznaki bólu.
- Ładna bluzka - ubrałem na usta ten swój uwodzicielski uśmiech, po którym większość dziewczyn wyskakiwała z ubrań lub pozyskały ogromne dekolty.
- Dzięki - mruknęła zła. - Puścisz?
- Niby dlaczego? - przechyliłem głowę jak dziecko.
- Bo jesteś pijany. Dlatego.
Z jakiegoś powodu mnie to rozbawiło.
- Wiem. - Odezwałem się po chwili.
Jednym szybkim ruchem przygwoździłem ją do ściany. Nie wiedziałem, co robię, ale wiedziałem, że musi mi na coś odpowiedzieć.
- Skąd ta rana? - spojrzała odruchowo na swoją rękę.
Jeżeli się cięła, nie pozwolę, aby się kaleczyła. Stała się bardzo ważnym członkiem tego domu. I to nie tylko dla mnie.
- Otarłam się o nóż - brzmiało to prawdopodobnie, ale jak można tak głęboko zaciąć się kuchennym narzędziem aż po łokieć?
- Nie będę pytał jak to zrobiłaś, ale wiem, że kłamiesz - Dominika ruszyła się nerwowo. - Tniesz się?
- Nie! - pokręciła głową.
Ręce bolały mnie on trzymania ich na ścianie na poziomie głowy brunetki. Niby to takie męskie, gdy facet przygniata dziewczynę do ściany, aby wyszeptać jej coś do ucha, ale czemu nikt nie spojrzy z czym wiąże się ta czynność? Ręce po tym zapierdalają jakby wisiał na krzyżu. Nie mówiąc o ogromnym strachu, bo kolano kobiety znajduje się w idealnym punkcie przyłożenia w czuły punkt mężczyzn.
Nie chciałem jej wystraszyć, ale widziałem, że lekko zaciskała pięści, ignorowała mojego wzroku i zagryzała wnętrze policzka.
- Posłuchaj - opuściłem ręce wzdłuż ciała, bo odczuwałem, że krew zdążyła spłynąć z dłoni. - Możesz na mnie spojrzeć? - Nie lubiłem, gdy miałem coś konkretnego do powiedzenia, a ktoś totalnie mnie olewał. - Dziękuję. - Powiedziałem, gdy spełniła prośbę. - Martwię się.
Palnąłem bez zastanowienia i dopiero po chwili ogarnąłem jak to zabrzmiało. Czy te procenty w moim ciele nadal nie ustępowały i jedynie pogarszały moja sytuację?
- Przepraszam, za dużo alkoholu we krwi - próbowałem jakoś rozluźnić atmosferę, a Dominika jedynie prychnęła.
- Albo za dużo krwi w alkoholu - wzruszyła ramionami.
Uśmiechałem się, ale inaczej niż wcześniej. Czy ona naprawdę nie zdawała sobie sprawy, że powinna być speszona, rozdrażniona i zarumieniona, bo stała tylko krok ode mnie i miałem nad nią władzę?
- Pobiłaś się z kimś.
Dominika podniosła na mnie wzrok i wyglądała na okropnie zdziwioną. Zgadłem.
- Tak. To była zacięta walka z gwoździem - uśmiechnęła się słodko i sprawiała wrażenie dumnej ze swojej odpowiedzi.
Uniosłem brwi i usatysfakcjonowany uznałem, że mówiła prawdę. Dominika bez pytania ruszyła w stronę swojego pokoju, gdyż stwierdziła, że rozmowa została zakończona. Nacisnęła na klamkę i gdy miała zniknąć w pomieszczeniu, aż do rana, mruknąłem sennie:
- Dobranoc.
- Trzeźwiej szybko - trzask drzwi i absolutna cisza wypełniła korytarz.
Obyś miała rację.
Poranek.
Walka z kacem.
Zmrużyłem oczy i wcale tego nie pożałowałem, bo okna były zasłonięte roletami. Rozejrzałem się po moim syfie i zdałem sobie sprawę, że głową leżałem na ziemi, a tułowiem na łóżku. Pierzyna znajdowała się na szafce nocnej.
Przetarłem twarz dłońmi i poczochrałem splątane kosmyki włosów.
Co właściwie się tu odjebało?
W strachu spojrzałem z dołu na łóżko, czy przypadkiem nie leżała tam Jessica.
Odetchnąłem z ulgą widać moją ulubioną poduszkę i moje skarpetki.
Czyżby moje skarpetki tak jebały, że oddaliłem się od nich i spadłem z łóżka?
Możliwe.
Podniosłem się w ślimaczym tempie i pościeliłem łóżko, tak aby wyglądało to jakoś normalnie. Skarpetki zrzuciłem na podłogę, a poduszkę odwróciłem na drugą stronę, aby nie śmierdziała skarpetkami. Opadłem na łóżko i luknąłem na zegar na ścianie. Była siódma więc nie musiałem się przejmować faktem, że się spóźnię to szkoły. Z nudy przewróciłem się na brzuch i tępo patrzyłem na zawaloną rzeczami podłogę.
I wtedy jak błyskawica moją czaszkę przeszła fala bólu. Schowałem głowę w miękkiej poduszce i zacisnąłem obie dłonie na pierzynie. Krzyknąłem w poduszkę, aby nikogo nie zbudzić, gdy poczułem jak tysiące małych igieł atakuje moje więzły nerwowe w czaszce. Następnie pojawiła się czerń zalewająca cały obraz. Oddychałem płytko i bardzo szybko. Ból świetnie bawił się w mojej głowie, a ja traciłem siły. Kurwa, ostatni atak był miesiąc temu! Czemu tak szybko wrócił? Rozluźniłem dłonie i lekko przesunąłem głowę w lewą stronę. Kiedy miałem już cieszyć się minimalną wygraną z bólem, on zaatakował znowu z podwójną mocą. Zdusiłem okrzyk, a ręce same uczepiły się pierzyny. Pobielały mi knykcie i sam odczułem jak drżę na całym ciele. Krew odpływała mi z dłoni i z głowy. Czułem się jakby ktoś walił moją głową o podłogę, kostkę brukową, beton czy uderzał kijem od baseballa. Tym razem miliony igieł drażniły się z nerwami, ciągnąc je, przekuwając na wylot i wyszarpując z czaszki. Tak bynajmniej to odczuwałem. Nie wytrzymałem i wydarłem się z bólu w poduszkę. Krztusiłem się i nagle zabrakło mi powietrza.
Usłyszałem trzask drwi, który jeszcze bardziej skumulował się z bólem.
- Kurwa! - ktoś potrącił po drodze parę rzeczy, co zadawało mi kolejne ciosy. - Mówiłeś, że to już minęło! - obraz został przykryty jakby przez kurtynę. - Ed! Bro, wytrzymaj! - nagłe klepnięcie w plecy nie bolało tak bardzo. - Nie mdlej, kurwa! Nie bądź pizda i trzymaj się przy życiu!
Gwałtowny powiew powietrza sprawił, że poczułem się jakbym wypłynął na powierzchnię wody. Zacząłem kaszleć jak nałogowy palacz.
- O cholera...
Zmrużyłem oczy i wciąż widziałem piksele. Igły, kij baseballowy i uderzenia w głowę malały. Oddychałem ciężko i niekiedy znów kaszlałem. Zacisnąłem powieki i otworzyłem ponownie. Zauważyłem Aleksandra przy oknie otworzonym na oścież w samych bokserkach (w dodatku w sowy) i z jedną skarpetką na nodze. Był w szoku, ale nie powiedział nic więcej. Spojrzałem na pościel i zastygłem w bezruchu. Wykaszlałem tyle krwi, że na ten widok zrobiło mi się niedobrze. Po długim wpatrywaniu się w przyjaciela, który bezradny stał przy oknie, postanowiłem wstać. Udźwignąłem cały ciężar ciała w pozycji do pompki i usiadłem na kolanach. Tym razem nie czułem mdłości widząc materiał we krwi.
- Dzięki, bro - mruknąłem, masując skronie.
- Tylko dzięki, do kurwy?! - ryknął, a gdy zamknąłem oczy, ściszył głos, jakby zauważył, że to boli. - Okłamałeś mnie i Patrycjusza! Nie byłeś nigdy u lekarza!
- Byłem - pozbawiłem głos jakichkolwiek uczuć. - Ale dał mi tylko skierowanie na badanie krwi.
- A ty nawet się na tym badaniu nie zjawiłeś, prawda? - zamilkłem. - Wiedziałem. - powiedział zdenerwowany do tego stopnia, że gdyby mógł, to wyjebał mi mocniej niż te cholerne ataki. - Kiedy to ostatni raz się zdarzyło? Pół roku temu?
Spojrzałem na niego i udało mi się uśmiechnąć.
- Tak, pół roku temu wtedy też mi pomagałeś z atakiem - przyznałem, nie przestając się szczerzyć. - Ale kiedy atakowały mnie kolejne bóle, to was nie było w tym czasie - uznałem, że należy mu się prawda.
- Nie było? - nie dowierzał. - Chcesz mi powiedzieć, że ataki następowały coraz częściej, a ty nie ruszyłeś swojej szanownej dupy do lekarza chociaż na prześwietlenie czaszki?! - wybuchł nagle. - Pamiętaj, że jestem pierwszą osobą, która chce ci najebać, ale ostatnią, która chce żebyś umarł - trzasnął oknem, zamykając je i zasuwając rolety. - Pamiętaj, kurwa! - wyszedł z pokoju.
Wpatrywałem się w swoją krew i sam nie wiedziałem, co zrobię. Nienawidziłem szpitali i lekarzy. Mam nagle pobiec z otwartymi ramionami do lekarza, który nie potrafił wypełnić swojego obowiązku w przeszłości?
Nie myśl o przeszłości, Edward. Nie myśl, kurwa!
Spojrzałem na zasłonięte okno, a na samym dole próbowały dostać się promienie słoneczne.
"Butelka na słońcu nie zapali się, Ed."
Naprężyłem mięśnie i z całej siły rzuciłem zakrwawioną poduszką w okno. Następnie schowałem twarz w dłoniach i po raz kolejny próbowałem się uspokoić.
- Mój misiu! - ten piskliwy głos nie dało się pomylić z niczym innym.
- Jess... - mruknąłem niezadowolony.
Moim kumple spojrzeli na Jessice i uśmiechnęli się w jej stronę łobuźliwie. Staliśmy przed szkołą, opieraliśmy się o barierki i tak przez pięć dni w tygodniu.
Jess niemal uwiesiła się na moim karku i pocałowała mnie zachłannie. Niemal czułem, że wysysałem jej botoks z ust. Okropność.
- I co u ciebie, kotuś? - zapytała, gdy skończyliśmy się całować i otarła się o mnie niczym kot. Swoją drogą - bardzo brzydki, puszczalski kot.
Kumple patrzyli na nią jak na boginie, choć wiem że każdy i tak się już z nią przespał. Nie miałem nikomu tego za złe, a sam nie byłem zazdrosny. To że ona dawała dupy jak ludzie rozdający ulotki na ulicy, to nie była moja sprawa. Po prostu się nie szanowała i chyba nawet nie była świadoma tego, że jestem jej chłopakiem, a może ja też byłem jedynie kolejnym do jej zaliczenia?
- W porządku.
Jessica mówiła mi coś o butach, nowych kosmetykach i rzeczach firmowych, ale totalnie mnie to nie obchodziło. Sam miałem ubogą kosmetyczkę: płyn do mycia ciała, włosów i twarzy (jeden kosmetyk) i perfum. I koniec. Dbałem o siebie, ale nie aż tak, żeby dupa świeciła mi jak u niemowlaka.
- Kacper, to czasem nie ta, którą miałeś dziś zaprosić na nasz mecz? - zapytał Jakub i wskazał ręką na jakąś dziewczynę. Z ciekawości spojrzałem w tamtą stronę.
Gdybym coś pił, to bym to wypluł.
Dominika szła w glanach, czarnych spodniach i jakaś zajebistą koszulką, która do niej pasowała idealnie (też koloru czarnego). Gdy przechodziła do szkoły zwracała uwagę każdego chłopaka. No nie ukrywajmy, która dziewczyna w tej szkole ostatnio nosiła glany?
- A no prawda. Tylko weekend miałem zawalony i całkiem o tym zapomniałem - odpowiedział Kacper i nie odrywał wzroku od Dominiki. - Tylko nie wiem, czy kręci ją siata. Większość dziewczyn lubi jak gramy w nogę, nie?
- Zapytaj się jej po prostu - poleciłem mu, a on wyglądał na zdziwionego, że otrzymuje ode mnie wskazówki i polecania niedotyczące siatkówki.
- Kochanie, czy ty mnie zdradzasz?! - wrzasnęła Jessica nad moim uchem.
Nim coś odpowiedziałem Jessica znów do mnie przylgnęła i przywarła do mnie swoimi ustami. Kątem oka widziałem jak Dominika na mnie patrzyła. Ale tylko na chwilę. Później znikła w szkole. Później jednak przypomniało mi się, że mówiłem jej kilka dni temu, że Jessica nic dla mnie nie znaczy i nie kocham jej.
Spierdoliłeś jak zawsze, Edward.
Trzymając go pod pachami i jednocześnie będąc za jego plecami, ciągnąłem go w stronę łóżka. Po schodach zdołał dojść, ale na korytarzu u góry po prostu zasnął. Wiedziałem, że nawet wypowiedzenie o zakupie nowych garnków specjalnie dla niego przez megafon, nie zbudziłoby go.
Przez swoją nieuwagę zachwiałem się, bo przyznam sam otwarcie nie byłem trzeźwy i Alek uderzył nogą w próg drzwi.
Był stanowczo za ciężki. Gdzie on pod tymi piórami chował tą całą masę?
Przyciągnąłem go do ostatecznego celu i oparłem jego plecy łóżko. Odetchnąłem lekko i nim zdążyłem zareagować, Aleksander pochylił się do przodu i uderzył z hukiem głową o podłogę.
- Ała! Nie bij! - jęknął przez sen i znowu zasnął.
Jego poza wyglądała nienaturalnie i dziwnie. Nogi w rozkroku, głową pomiędzy nimi, ręce w tyle. Wyglądał jakby właśnie wyskoczył ze stoczni i szybował jak Kamil Stoch. Brakowało mu jedynie nart, kasku (na ten jego pusty łeb) i tego strasznie opinającego kombinezonu, który wstrzymuje akcję serca.
Patrzyłem na tego idiotę i sam nie wiedziałem, jak mam mu pomóc. Gdyby leżał tak do rana, to istniałaby szansa, że w końcu umiałby dotknąć palców u stóp na wyprostowanych nogach.
Taki z niego sportowiec, że jako ostatni pcha się do ćwiczeń na rozciąganie, a pierwszy do piłki. Mimo to był świetnym atakującym.
Klęknąłem i uniosłem jego tors do pionu, ale zrobiłem to zbyt szybko, przez co głową uderzył się w drewniane zdobienie od łóżka. Tym razem mruknął coś pod nosem i dalej spał. Nie miałem pomysłu jak go wciągnąć na łoże.
Wiem. Trzeba będzie go obrócić i pociągnąć za nogi na górę.
Przy obracaniu Aleksander znów uderzył się w głowę (ale jutro będzie go głowa bolała, zapewne od kaca), ale udało mi się wykonać pierwszy krok. Powoli ciągnąłem go za nogi, aby mógł w końcu spać na łóżku.
Ale w sumie dlaczego nie mógłby spać na ziemi?
Szarpnąłem dosyć mocno i po długich wciąganiach pulchnej sowy, Aleksander znalazł się w łóżku prostopadle do poduszek. Przykryłem go pierwszym lepszym kocem i zmachany wyszedłem z pokoju, gasząc światła oraz głaszcząc po łebku małą pluszową sowę na szafce nocnej.
Trzask drzwi zabrzmiał dwukrotnie i w tym samym czasie. Obróciłem się w lewo i zauważyłem Dominikę. Oboje trzymaliśmy klamki i patrzyliśmy sobie w oczy bez jakichkolwiek uczuć. No tak... Dominika pomagała Patrycjuszowi.
Niemal jednocześnie zrobiliśmy krok do siebie, a to dlatego, że miałem pokój dalej niż Patrycjusz, a Dominika naprzeciwko Aleksandra. Nie odrywałem od niej wzroku i tak samo czułem, że mi się przygląda. Albo mi się wydawało albo graliśmy w jakiś pieprzony pojedynek na wzrok, ale nie miałem zamiaru go przegrać. Gdy przechodziła tuż obok mnie, spojrzała na drzwi od swojego pokoju, więc oficjalnie można uznać, że wygrałem.
Przypomniałem sobie jeden istotny fakt. Odwróciłem się błyskawicznie i w ostatniej chwili udało mi się chwycić ją za rękę. Ucisk był mocniejszy niż chciałem, a na jej twarzy dopatrzyłem się oznaki bólu.
- Ładna bluzka - ubrałem na usta ten swój uwodzicielski uśmiech, po którym większość dziewczyn wyskakiwała z ubrań lub pozyskały ogromne dekolty.
- Dzięki - mruknęła zła. - Puścisz?
- Niby dlaczego? - przechyliłem głowę jak dziecko.
- Bo jesteś pijany. Dlatego.
Z jakiegoś powodu mnie to rozbawiło.
- Wiem. - Odezwałem się po chwili.
Jednym szybkim ruchem przygwoździłem ją do ściany. Nie wiedziałem, co robię, ale wiedziałem, że musi mi na coś odpowiedzieć.
- Skąd ta rana? - spojrzała odruchowo na swoją rękę.
Jeżeli się cięła, nie pozwolę, aby się kaleczyła. Stała się bardzo ważnym członkiem tego domu. I to nie tylko dla mnie.
- Otarłam się o nóż - brzmiało to prawdopodobnie, ale jak można tak głęboko zaciąć się kuchennym narzędziem aż po łokieć?
- Nie będę pytał jak to zrobiłaś, ale wiem, że kłamiesz - Dominika ruszyła się nerwowo. - Tniesz się?
- Nie! - pokręciła głową.
Ręce bolały mnie on trzymania ich na ścianie na poziomie głowy brunetki. Niby to takie męskie, gdy facet przygniata dziewczynę do ściany, aby wyszeptać jej coś do ucha, ale czemu nikt nie spojrzy z czym wiąże się ta czynność? Ręce po tym zapierdalają jakby wisiał na krzyżu. Nie mówiąc o ogromnym strachu, bo kolano kobiety znajduje się w idealnym punkcie przyłożenia w czuły punkt mężczyzn.
Nie chciałem jej wystraszyć, ale widziałem, że lekko zaciskała pięści, ignorowała mojego wzroku i zagryzała wnętrze policzka.
- Posłuchaj - opuściłem ręce wzdłuż ciała, bo odczuwałem, że krew zdążyła spłynąć z dłoni. - Możesz na mnie spojrzeć? - Nie lubiłem, gdy miałem coś konkretnego do powiedzenia, a ktoś totalnie mnie olewał. - Dziękuję. - Powiedziałem, gdy spełniła prośbę. - Martwię się.
Palnąłem bez zastanowienia i dopiero po chwili ogarnąłem jak to zabrzmiało. Czy te procenty w moim ciele nadal nie ustępowały i jedynie pogarszały moja sytuację?
- Przepraszam, za dużo alkoholu we krwi - próbowałem jakoś rozluźnić atmosferę, a Dominika jedynie prychnęła.
- Albo za dużo krwi w alkoholu - wzruszyła ramionami.
Uśmiechałem się, ale inaczej niż wcześniej. Czy ona naprawdę nie zdawała sobie sprawy, że powinna być speszona, rozdrażniona i zarumieniona, bo stała tylko krok ode mnie i miałem nad nią władzę?
- Pobiłaś się z kimś.
Dominika podniosła na mnie wzrok i wyglądała na okropnie zdziwioną. Zgadłem.
- Tak. To była zacięta walka z gwoździem - uśmiechnęła się słodko i sprawiała wrażenie dumnej ze swojej odpowiedzi.
Uniosłem brwi i usatysfakcjonowany uznałem, że mówiła prawdę. Dominika bez pytania ruszyła w stronę swojego pokoju, gdyż stwierdziła, że rozmowa została zakończona. Nacisnęła na klamkę i gdy miała zniknąć w pomieszczeniu, aż do rana, mruknąłem sennie:
- Dobranoc.
- Trzeźwiej szybko - trzask drzwi i absolutna cisza wypełniła korytarz.
Obyś miała rację.
* * *
Poranek.
Walka z kacem.
Zmrużyłem oczy i wcale tego nie pożałowałem, bo okna były zasłonięte roletami. Rozejrzałem się po moim syfie i zdałem sobie sprawę, że głową leżałem na ziemi, a tułowiem na łóżku. Pierzyna znajdowała się na szafce nocnej.
Przetarłem twarz dłońmi i poczochrałem splątane kosmyki włosów.
Co właściwie się tu odjebało?
W strachu spojrzałem z dołu na łóżko, czy przypadkiem nie leżała tam Jessica.
Odetchnąłem z ulgą widać moją ulubioną poduszkę i moje skarpetki.
Czyżby moje skarpetki tak jebały, że oddaliłem się od nich i spadłem z łóżka?
Możliwe.
Podniosłem się w ślimaczym tempie i pościeliłem łóżko, tak aby wyglądało to jakoś normalnie. Skarpetki zrzuciłem na podłogę, a poduszkę odwróciłem na drugą stronę, aby nie śmierdziała skarpetkami. Opadłem na łóżko i luknąłem na zegar na ścianie. Była siódma więc nie musiałem się przejmować faktem, że się spóźnię to szkoły. Z nudy przewróciłem się na brzuch i tępo patrzyłem na zawaloną rzeczami podłogę.
I wtedy jak błyskawica moją czaszkę przeszła fala bólu. Schowałem głowę w miękkiej poduszce i zacisnąłem obie dłonie na pierzynie. Krzyknąłem w poduszkę, aby nikogo nie zbudzić, gdy poczułem jak tysiące małych igieł atakuje moje więzły nerwowe w czaszce. Następnie pojawiła się czerń zalewająca cały obraz. Oddychałem płytko i bardzo szybko. Ból świetnie bawił się w mojej głowie, a ja traciłem siły. Kurwa, ostatni atak był miesiąc temu! Czemu tak szybko wrócił? Rozluźniłem dłonie i lekko przesunąłem głowę w lewą stronę. Kiedy miałem już cieszyć się minimalną wygraną z bólem, on zaatakował znowu z podwójną mocą. Zdusiłem okrzyk, a ręce same uczepiły się pierzyny. Pobielały mi knykcie i sam odczułem jak drżę na całym ciele. Krew odpływała mi z dłoni i z głowy. Czułem się jakby ktoś walił moją głową o podłogę, kostkę brukową, beton czy uderzał kijem od baseballa. Tym razem miliony igieł drażniły się z nerwami, ciągnąc je, przekuwając na wylot i wyszarpując z czaszki. Tak bynajmniej to odczuwałem. Nie wytrzymałem i wydarłem się z bólu w poduszkę. Krztusiłem się i nagle zabrakło mi powietrza.
Usłyszałem trzask drwi, który jeszcze bardziej skumulował się z bólem.
- Kurwa! - ktoś potrącił po drodze parę rzeczy, co zadawało mi kolejne ciosy. - Mówiłeś, że to już minęło! - obraz został przykryty jakby przez kurtynę. - Ed! Bro, wytrzymaj! - nagłe klepnięcie w plecy nie bolało tak bardzo. - Nie mdlej, kurwa! Nie bądź pizda i trzymaj się przy życiu!
Gwałtowny powiew powietrza sprawił, że poczułem się jakbym wypłynął na powierzchnię wody. Zacząłem kaszleć jak nałogowy palacz.
- O cholera...
Zmrużyłem oczy i wciąż widziałem piksele. Igły, kij baseballowy i uderzenia w głowę malały. Oddychałem ciężko i niekiedy znów kaszlałem. Zacisnąłem powieki i otworzyłem ponownie. Zauważyłem Aleksandra przy oknie otworzonym na oścież w samych bokserkach (w dodatku w sowy) i z jedną skarpetką na nodze. Był w szoku, ale nie powiedział nic więcej. Spojrzałem na pościel i zastygłem w bezruchu. Wykaszlałem tyle krwi, że na ten widok zrobiło mi się niedobrze. Po długim wpatrywaniu się w przyjaciela, który bezradny stał przy oknie, postanowiłem wstać. Udźwignąłem cały ciężar ciała w pozycji do pompki i usiadłem na kolanach. Tym razem nie czułem mdłości widząc materiał we krwi.
- Dzięki, bro - mruknąłem, masując skronie.
- Tylko dzięki, do kurwy?! - ryknął, a gdy zamknąłem oczy, ściszył głos, jakby zauważył, że to boli. - Okłamałeś mnie i Patrycjusza! Nie byłeś nigdy u lekarza!
- Byłem - pozbawiłem głos jakichkolwiek uczuć. - Ale dał mi tylko skierowanie na badanie krwi.
- A ty nawet się na tym badaniu nie zjawiłeś, prawda? - zamilkłem. - Wiedziałem. - powiedział zdenerwowany do tego stopnia, że gdyby mógł, to wyjebał mi mocniej niż te cholerne ataki. - Kiedy to ostatni raz się zdarzyło? Pół roku temu?
Spojrzałem na niego i udało mi się uśmiechnąć.
- Tak, pół roku temu wtedy też mi pomagałeś z atakiem - przyznałem, nie przestając się szczerzyć. - Ale kiedy atakowały mnie kolejne bóle, to was nie było w tym czasie - uznałem, że należy mu się prawda.
- Nie było? - nie dowierzał. - Chcesz mi powiedzieć, że ataki następowały coraz częściej, a ty nie ruszyłeś swojej szanownej dupy do lekarza chociaż na prześwietlenie czaszki?! - wybuchł nagle. - Pamiętaj, że jestem pierwszą osobą, która chce ci najebać, ale ostatnią, która chce żebyś umarł - trzasnął oknem, zamykając je i zasuwając rolety. - Pamiętaj, kurwa! - wyszedł z pokoju.
Wpatrywałem się w swoją krew i sam nie wiedziałem, co zrobię. Nienawidziłem szpitali i lekarzy. Mam nagle pobiec z otwartymi ramionami do lekarza, który nie potrafił wypełnić swojego obowiązku w przeszłości?
Nie myśl o przeszłości, Edward. Nie myśl, kurwa!
Spojrzałem na zasłonięte okno, a na samym dole próbowały dostać się promienie słoneczne.
"Butelka na słońcu nie zapali się, Ed."
Naprężyłem mięśnie i z całej siły rzuciłem zakrwawioną poduszką w okno. Następnie schowałem twarz w dłoniach i po raz kolejny próbowałem się uspokoić.
* * *
- Mój misiu! - ten piskliwy głos nie dało się pomylić z niczym innym.
- Jess... - mruknąłem niezadowolony.
Moim kumple spojrzeli na Jessice i uśmiechnęli się w jej stronę łobuźliwie. Staliśmy przed szkołą, opieraliśmy się o barierki i tak przez pięć dni w tygodniu.
Jess niemal uwiesiła się na moim karku i pocałowała mnie zachłannie. Niemal czułem, że wysysałem jej botoks z ust. Okropność.
- I co u ciebie, kotuś? - zapytała, gdy skończyliśmy się całować i otarła się o mnie niczym kot. Swoją drogą - bardzo brzydki, puszczalski kot.
Kumple patrzyli na nią jak na boginie, choć wiem że każdy i tak się już z nią przespał. Nie miałem nikomu tego za złe, a sam nie byłem zazdrosny. To że ona dawała dupy jak ludzie rozdający ulotki na ulicy, to nie była moja sprawa. Po prostu się nie szanowała i chyba nawet nie była świadoma tego, że jestem jej chłopakiem, a może ja też byłem jedynie kolejnym do jej zaliczenia?
- W porządku.
Jessica mówiła mi coś o butach, nowych kosmetykach i rzeczach firmowych, ale totalnie mnie to nie obchodziło. Sam miałem ubogą kosmetyczkę: płyn do mycia ciała, włosów i twarzy (jeden kosmetyk) i perfum. I koniec. Dbałem o siebie, ale nie aż tak, żeby dupa świeciła mi jak u niemowlaka.
- Kacper, to czasem nie ta, którą miałeś dziś zaprosić na nasz mecz? - zapytał Jakub i wskazał ręką na jakąś dziewczynę. Z ciekawości spojrzałem w tamtą stronę.
Gdybym coś pił, to bym to wypluł.
Dominika szła w glanach, czarnych spodniach i jakaś zajebistą koszulką, która do niej pasowała idealnie (też koloru czarnego). Gdy przechodziła do szkoły zwracała uwagę każdego chłopaka. No nie ukrywajmy, która dziewczyna w tej szkole ostatnio nosiła glany?
- A no prawda. Tylko weekend miałem zawalony i całkiem o tym zapomniałem - odpowiedział Kacper i nie odrywał wzroku od Dominiki. - Tylko nie wiem, czy kręci ją siata. Większość dziewczyn lubi jak gramy w nogę, nie?
- Zapytaj się jej po prostu - poleciłem mu, a on wyglądał na zdziwionego, że otrzymuje ode mnie wskazówki i polecania niedotyczące siatkówki.
- Kochanie, czy ty mnie zdradzasz?! - wrzasnęła Jessica nad moim uchem.
Nim coś odpowiedziałem Jessica znów do mnie przylgnęła i przywarła do mnie swoimi ustami. Kątem oka widziałem jak Dominika na mnie patrzyła. Ale tylko na chwilę. Później znikła w szkole. Później jednak przypomniało mi się, że mówiłem jej kilka dni temu, że Jessica nic dla mnie nie znaczy i nie kocham jej.
Spierdoliłeś jak zawsze, Edward.
Komentarze
Prześlij komentarz