Przejdź do głównej zawartości

Rozdział 13 - Przeprosiny

     Dziś rano musiałam odpokutować moje wcześniejsze złe zachowanie na lekcji angielskiego i razem z Patrycjuszem musieliśmy być już o siódmej rano w szkole. Była to w swoim rodzaju koza, ale otyła Merida wyszła i nie wróciła, więc razem z Patrycjuszem płakaliśmy ze śmiechu z własnych żartów oraz głupoty i po raz pierwszy nas nie uspokajano.
     Wymknęliśmy się parę minut przed dzwonkiem i rozdzieliliśmy się. Zmierzałam w stronę toalet, ale zatrzymał mnie kogoś głos. 
     - Ej ty! Pieprzona księżniczko!
     Z ciekawości podniosłam głowę i zobaczyłam dziewczynę Michała najprawdopodobniej z jej przyjaciółkami. Tak, na pewno to była ona. Blond włosy do piersi, niebieskie oczy, miała na sobie obciśniętą bluzkę w kolorze czerwonym, krótką spódniczkę, buty z koturnem i bardzo dużo błyskotek.
     Odwróciłam się do tyłu z ciekawości, czy ktoś podążał za mną i ta uwaga była zwrócona ku niemu. Jednak na holu byłam tylko ja i ten dziurawiec.
     - Mówisz o mnie czy o sobie? - odpowiedziałam po chwili, a ona zrobiła kilka kroków w przód.
     - Jesteś taka tępa czy tylko udajesz? - próbowała naśladować mój głos i wszystkie jej przyjaciółeczki się zaśmiały, a ich śmiech przypominał rechot żaby. Doprawdy, długo nie słyszałam takiego śmiechu. Przerażające.
     Nic nie odpowiedziałam, tylko czekałam na rozwój akcji.
     - O zabrakło języka w tej brzydkiej mordzie?
     - A widziałaś kiedyś swoje odbicie w lustrze czy każde pęka na twój widok? - odpyskowałam.
     - Ty nawet nie wiesz, co pęka w mężczyznach na mój widok - odgarnęła dumnie blond włosy.
     - Prezerwatywy?
     Uśmiechnęłam się lekko. Jessica, czy jak jej tam było, spojrzała na mnie spod byka. Uhuhu, jak groźnie!
     - Grzecznie mówiąc, odpierdol się od mojego chłopaka! - wrzasnęła jak dziecko, tylko zapomniała tupnąć nogą.
     - Od Michała? - próbowałam grać osobę, która wiedziała jedynie, gdzie jest biblioteka w szkole.
     - Od Michała? - spytała zdziwiona. - Chodzę z Edwardem, nie Michałem! - i wtedy poczułam, że jednak mój instynkt nie zawiódł. Wiedziałam, że to imię do niego nie pasowało. - On jest mój! A nagle jakaś szmata, która cały czas chodzi jak na pogrzeb, staje w centrum uwagi wszystkich facetów! Możesz przestać? To wkurwiające - jej koleżanki powtórzyły za nią ostatnie zdanie.
     - Ojej, przepraszam. Odebrałam ci posadzkę? - udawałam smutną. - Miałaś pierwsze miejsce za największą ilość makijażu na twarzy czy za największą ilość pieprzenia się z obcymi facetami?
     - Nie udawaj takiej gwiazdeczki, Panno Star - oboje ryknęły śmiechem, a ja zastanawiałam się, w którym wyrazie występuje komizm. - Grzecznie odpierdol się od mojego Edwarda, dobrze? - nawet wymuszony miły ton u niej brzmiał niemiło.
     - A ty niby jesteś taka wierna w stosunku do niego, tak? - zadrwiłam.
     - Sama nie jesteś, kurwa, święta! - nie rozumiałam, czemu mnie osądza o takie rzeczy.
     - To w końcu kurwa czy święta? - zaśmiałam się z jej głupoty.
     - Jesteś zjebaną szmatą, suką na chłopaków i jesteś po prostu niczym, panno Star - odpowiedziała, a mnie w środku to zabolało. - Niczym.
     Zadzwonił dzwonek.
     - A ty niby to kto? - zapytałam i podeszłam do niej bliżej. - Myślisz, że jesteś atrakcyjna z tapetą na ryju? I czym później ją zdejmujesz? Szpachelką?
     - Nie przesadzaj - warknęła. - Bynajmniej mam powodzenie u mężczyzn, nie to, co ty. Kto by chciał takiego śmiecia - prychnęła.
     Wokół nas zebrało się kilku gapiów, a inni szeptali po kątach. Czułam się, jakbym uczestniczyła w kłótni Godlewskiej i Linkiewicz. Teraz wystarczyło poczekać, aż któraś z nas pierwsza rzuci czymś w drugą.
     - Masz powodzenie, bo sama im na to pozwalasz. No błagam - zeskanowałam ją wzrokiem. - Kto by ubrał tak krótką spódniczkę do szkoły, która ledwo zasłania tyłek? Przypominasz bardziej dziwkę niż dziewczynę.
     - Te rzeczy, panno Star, dodają mi urody. Popatrz na siebie! Wyglądasz jak pieprzony grabarz! - jej piskliwy głos rozniósł się po holu, przez co więcej osób zwróciło na nas uwagę.
     - Ale bynajmniej nie wyglądam jak ostania dziwka - odgryzłam się.
     - Dziwka to twój przyszły zawód! Lepiej się już ucz i praktykuj! - wybuchła śmiechem.
     Większe koło zrobiło się wokół nas. Strasznie mnie to irytowało. Tylko psułam sobie opinię na mój temat, a poza tym byłam zbyt wrażliwa na przezwiska. Sama się dziwiłam, że nie uciekłam po pierwszym wyzwisku. Może to, jak traktowała Edwarda, nie Michała, wbijało mnie w ziemię i nie pozwalało odejść, dopóki nie przysięgnie, że się zmieni?
     - Za to ty już zdałaś praktyki, co? I to pewnie na najwyższą ocenę - prychnęłam, a w środku rozpadałam się coraz bardziej. Musiałam wiać.
     - Możesz się w końcu ode mnie odpierdolić?! - wrzasnęła na cały korytarz. Wszyscy umilkli. - Myślisz, że jak jesteś nowa to każdy będzie chciał się z tobą zaprzyjaźnić?! Że wszystko ci wolno?! Że każdy ma cię szanować i nosić na rączkach?! Znajdź swoje miejsce, popierdolona kurwo!
     - Odpierdolić? - zapytałam spokojnie, a ręce zaczęły mi drzeć. - Przecież to ty mnie zatrzymałaś i  już wcześniej ustalałyśmy, że dziwką to jesteś ty.
     - A żeby cię, kurwa, słońce spaliło na proch - syknęła i obróciła się na pięcie.
     - Ty lepiej w ogóle na słońce nie wychodź - założyłam ręce pod piersiami. - Plastik szybko topi się na słońcu.
     - Myślisz, że to mnie urazi? Jesteś żałosna - obróciła się energicznie, a za nią powtórzyły jej przyjaciółki. - Spójrz na siebie - zawtórowała poprzednie słowa. - Ciebie piorun jebnął, że masz takie włosy? - zachichotała.
     - W ciebie to by nawet piorun nie uderzył - warknęłam. - A wiesz czemu?
     Tupała nogą, mierzyła mnie spojrzeniem na wylot, a mimo to nie odpowiedziała.
     - Czemu? - zapytał ktoś z tłumu.
     - Według zasad fizyki plastik nie przewodzi prądu. Temu. - Uśmiechnęłam się zwycięsko i ukłoniłam teatralnie. Jessica gotowała się ze złości.
     Wianuszek gapiów dookoła nas zaśmiał się i rozpoczęły się coraz głośniejsze szepty. Schowałam ręce do kieszeni bluzy, gdyż drgawki się nasiliły.
     - Po prostu odpierdol się ode mnie i od Edwarda! - Echo rozniosło się po holu.
     Nagle z tłumu wybiegł zmęczony Edward, nie Michał. Podszedł do Jess i spojrzał jej prosto w oczy. Momentalnie wszyscy się spięli i zamilkli.
     - Edwardziu! - rozpłakała się w trzy sekundy. Wtf? Jak?! - Ona mnie przezywa! I powiedziała, że nie jestem ciebie warta! - łzy leciały jej potokami po policzkach.
     Zagryzłam wargę, aż poczułam smak krwi. Pieprzona kłamczucha.
     Edward, jebany kot ruchacz, obrócił się w moją stronę lekko zdziwiony, a potem widziałam w jego oczach tylko złość. On naprawdę jej uwierzył. Zacisnęłam pięści i widziałam triumfalny uśmieszek na twarzy Jessicy. Przytuliła się do chłopaka, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
     Przecież on mnie z domu wyrzuci.
     Nagle poczułam rękę na moim ramieniu. Podniosłam gwałtownie głowę i zauważyłam zmartwioną twarz Patrycjusza. 
     - Idziemy do dyry? - uśmiechnął się uroczo i zauważyłam jego dołeczki w policzkach.
     Faktycznie miałam zapukać do drzwi dyrekcji, bo otyła Merida nie da mi spokoju. Obróciłam się na pięcie, a Patrycjusz wciąż nie zdjął ręki z mojego ramienia. Byłam mu w tej chwili za to wdzięczna, bo wystarczyło nie dużo, abym nie panowała nad sobą. Dłonie drżały mi jakbym dostała ataku drgawek, ale wystarczyła tylko chwila osamotnienia, aby to ustabilizować. Musiałam po prostu się schować przed światem na dłuższy czas.
     - Nie zasługuję na przepraszam?! - usłyszałam pisk Jess i zatrzymałam się w pół kroku.
     - Chodź - szepnął Patrycjusz. - Nie warto.
     Stałam w bezruchu i zastanawiałam się, jak będę miała przejebane w domu. Edward mi i tak nie wybaczy. To jego dziewczyna. To Jess chłopak, nie mój. Mogłam po prostu zignorować ją od razu i udawać do końca roku, że była dla mnie powietrzem. Ale moje sumienie nie mogło zaprzepaścić takiej okazji. Nie teraz, gdy wyciągnęła mnie z harmonii, gdy nikt mnie nie przezywał. Ona rozdrapała rany, a ja zadam jej nowe.
     Odwróciłam się błyskawicznie i wyciągnęłam ręce z bluzy, pokazując jej dwa środkowe palce. 
     - Przyjmij to za przeprosiny - odpowiedziałam najgroźniej, jak mogłam, wprawiając ją w osłupienie.
     Następnie uciekłam.

* * *

     Wróciłam do domu i jebłam wszystko o szafę. Chwyciłam się za głowę i miałam ochotę zrobić taki rozpierdol, że nikt by tego domu nie poznał.
     - Kurwa!
     Podniosłam rzeczy, które leżały na ziemi i schowałam je na porządnie do szafy. Westchnęłam i próbowałam się opanować. Jakiś pieprzony plastik nie będzie mną kurwa pomiatać! Co to, to kurwa nie!
     Jeszcze Edward. Dlaczego mnie okłamał? Myślał, że pomimo jego urody zacznę za nim latać jak zakochana nastolatka?
     Zaniosłam plecak do swojego pokoju i postanowiłam się przebrać. Te spodnie były za obcisłe. Przebrałam je na jakieś spodenki z wysokim stanem i czarną koszulkę na jedno ramię. Rozpuściłam włosy i poszadziłam je na wszystkie strony. Dopiero teraz wyglądałam, jakby uderzył mnie piorun, Jessico.
     Do przyjścia chłopaków zostały dwie godziny. Nie wiem, co mnie opętało, ale wciąż pod wpływem krążących w moim ciele emocji, weszłam do piwnicy. Tam, gdzie się kiedyś zgubiłam. Tym razem otworzyłam drugie drzwi i zauważyłam, że jest tu siłownia.
     Siłownia!
     Od razu weszłam do pokoju i zauważyłam worek treningowy.
     Idealnie.
     Chwyciłam rękawice, które leżały obok na małej szafce i rozpoczęłam trening. Lepsze to niż ryczenie w pokoju.
     Kiedyś brat zabierał mnie na treningi, a potem miał dość mojego jęczenia, kiedy pójdzie poćwiczyć, więc zabierał Paulinę. Jak zawsze byłam najważniejsza w rodzinie.
     Nie pamiętam, ile ćwiczyłam, ale coś przerwało moje rozładowanie energii. Dzwonek do drzwi. Czyżby chłopacy wrócili szybciej? Odłożyłam spanikowana rękawice i pobiegłam do góry. Zdałam sobie sprawę, że może to jakiś gość.
     Otwierać czy nie?
     Dzwonek zadzwonił ponownie.
     Dobra, kurwa! Otwieram!
     Podeszłam do drzwi (i co z tego, że byłam lekko spocona, włosy jak po tornadzie i strój jak na lato) i otworzyłam je na oścież. Zdziwienie i szok wypisany na twarzy gościa był tak samo ogromny, jak mój.







Czytaj dalej>>

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 9 - Sekta pluszowych sów

     Przytuliłam głowę do pluszowego misia imieniem Edward. Przekręciłam się na drugi bok, zabierając misia ze sobą. Miałam ochotę wstać, zrobić śniadanie chłopakom i miło spędzić niedzielę, ale uznałam, że jednak mi się nie chce.      Pogłaskałam misia po miękkim futerku. Nie wiedziałam, czy to moja wyobraźnia, ale wydawało mi się, że jego futerko jakby zostało przystrzyżone. Było ciut krótsze niż wczoraj. Chciałam pogłaskać misia za uchem, ale nie było go tam. Zamiast ślicznej mordki poczułam coś na kształt dziobu.      Że co?      Usiadłam na łóżku jak porażona i odskoczyłam od pluszaka.      Co robi w moim pokoju sowa?! Pluszowa sowa?!      Spojrzałam na podłogę i zauważyłam, że jestem otoczona przez pluszowe sowy, których oczy skierowane były na mnie. Przerażające.      Nagle usłyszałam gorzki głos Aleksandra za drzwiami.      - Kto porwał moich przyjaciół?...

Rozdział 7 - Czerwony rumak

     Siedziałam w domu już którąś godzinę. Nie miałam co robić. Wyszłam z mojego pokoju, który nawiasem mówiąc, chciałam przemalować na inny kolor. Różowy powoli doprowadzał mnie do szału. Następnie ruszyłam korytarzem. Wielkość domu mnie przerażała. Nie sądziłam, że w tak wielkim budynku mieszkają zaledwie trzy osoby! Aktualnie już cztery. Tu mogłoby się pomieścić o wiele więcej ludzi. Ciekawe, czy dostają oferty o organizowanie wesel, domówek, poprawin, chrztów...      Były tutaj jasne oraz kręcone schody na pierwsze piętro, trzy drzwi do pokoju chłopaków, dwa pokoje zostały zamknięte na klucz, łazienka, od niedawna i mój pokój oraz drugie schody prowadzące na górę. Nie chciałam naruszać ich prywatności, więc udałam się po schodach do góry. Wszędzie wszystko było cholernie duże, a ja wydawałam się zagubiona w tym domu. I tak było. U góry znajdowały się dwa pojemne strychy, suszarnia, pralnia, gdzie zapełnione były do pełna aż trzy kosze, łazienka, cztery...

Rozdział 20 - Kapitan czy już nie?

          C.d.                     Po przeprowadzeniu testu "Czy sowy ludzkie też potrafią latać?" wsiedliśmy w trójkę do samochodu i ruszyliśmy na salę bankietową. Najprościej rzecz ujmując, test polegał na tym, że Patrycjusz chwycił za jedną nogę, a ja za drugą i oboje ściągnęliśmy Olka ze schodów na dworze. Oczywiście szarowłosy nie był zadowolony z tego obrotu sprawy, bo najbardziej na tym ucierpiał. Zdałam sobie sprawę, że akurat ze schodów na dworze nie chciałabym spaść, bo obawiałam się, że moja kość ogonowa by tego nie przeżyła.          Reakcja szarowłosego była do przewidzenia. Aleksander leżał obrażony na brzuchu na tylnym siedzeniu. W aucie słychać było jedynie cicho grają muzykę w radiu i wyzwiska skierowanych naszym kierunku ze strony Olka.          - Ej, bro - zaczął pewnie Patrycjusz, który prowadził niemal perfekcyjnie jak instruktor. - A ty i...