Przejdź do głównej zawartości

Rozdział 11 - Jaskółki z nadwagą

     - Gdzie Michał pojechał? - wyjrzałam przez okno i obserwowałam, jak czerwony mercedes znika mi z oczu.
     Patrycjusz spojrzał na mnie podejrzliwie.
     - Michał? - spytał, jakby nigdy nie słyszał o istnieniu bruneta.
     - Przed chwilą pojechał - próbowałam jakoś to wytłumaczyć, ale nie wiedziałam, co miałam mu przetłumaczyć. Własny przyjaciel nie znał jego imienia?
     Jego wizerunek twarz zmienił się błyskawicznie i uśmiechnął się niepewnie.
     - Pewnie do swojej dziewczyny - odparł zdezorientowany.
     A no faktycznie wspominał, że ma dziewczynę, ale z przymusu. Kłamstwo, że jej nie lubił?
     - Randka? - usiadłam naprzeciwko bruneta, a on prychnął.
     - Znając Jessice, nie skończy się na zwykłym filmie i kolacji.
     - Naprawdę ma na imię Jessica? - byłam zdziwiona, bo nie spotkałam się jeszcze z takim imieniem w Polsce.
     - Tak - na chwilę spoważniał. - Nie zapoznawaj się z nią. Szkoda czasu.
     Nie pytałam, dlaczego, bo zapewne ona będzie chciała poznać mnie, a nie ja ją. W końcu mieszkam w domu z jej chłopakiem. Jak się dowie, to powiesi mnie na gwoździu na furtce do ogrodu.
     Nudziło mi się, więc wstałam od stołu i pobiegłam na górę. Wyjęłam grę i różową bluzkę, którą dziś kupiłam i postanowiłam ją ubrać. Na pewno nie pokaże się w niej poza ścianami tego domu. Wyszłam z pokoju i odszukałam Patrycjusza.
     - Chciałbyś pograć ze mną w Assassina, Pati? - oparłam się o próg ściany i pomachałam płytą.
     Brunet odwrócił się gwałtownie i wyglądał na zdziwionego. Po chwili uśmiechnął się i wstał z krzesła.
     - Myślałem, że nie lubisz grać w takie gry - schował telefon do kieszeni. - Kupiłaś różową rzecz! Nawet nie wiesz, jaki jestem z ciebie dumny, Domiś - chwycił się za policzki i zaczął kołysać się na boki, a po chwili mnie przytulił. - Wierzę w ciebie, że nasz syf nie będzie dla ciebie problemem.
     - No problem, bro - usłyszałam, jak Pati zaczyna się śmiać.
     - Chodź grać, bro - podkreślił ostatnie słowo, a ja poczułam się doceniona w tym domu.
     Ale od jutra zapowiada się akcja sprzątania. Sama sobie życzę powodzenia.


* * *

     - W lewo! Lewo! Nie idź w prawo! Nie, nie, nie, nie! - strzeliłam otwartą ręką w twarz i udawałam, że tego nie widziałam.
     - Po raz pierwszy od dłuższego czasu gram w Assassina - oburzył się Patrycjusz.
     - Jak na pierwszy raz nie jest aż tak źle - dodałam mu otuchy. - Mogło być gorzej... Mogło...
     - Bardzo mnie to pocieszyło - prychnął.
     Nagle do salonu wbiegł Aleksander.
     - Gracie beze mnie?! - spojrzał z wyrzutem na mnie i na bruneta.
     - Bro, mówiąc szczerze, grasz gorzej ode mnie - odpowiedział Patrycjusz, a ja starałam się nie zaśmiać.
     - Przegrałeś ze mną kilka razy w Fifę! - droczył się.
     - A ile razy wygrałem? - odgryzł się.
     - To może zmiana gry? - zaproponowałam. - Fifa?
     - Popieram - odpowiedzieli równocześnie.


* * *

     - Ja z tobą nie gram! Trzymaj, bro! - Aleksander strzelił focha.
     - Nie moja wina, że faulujesz mnie na polu karnym i mam rzuty karne - również udałam obrażoną.
     - Ej, spokojnie - zaczął Patrycjusz. - To tylko gra, nie?
     - Tylko gra - zawtórował Aleksander. - Trzymaj i graj.
     - Bro, ty po prostu grać nie umiesz.
     - Jak ograsz Dominikę, kupuję wódkę, aby opić zamieszanie Dominiki u nas - rzekł poważnym tonem.
     Uhuhu, już chcą pić. Zabawa się zaczyna.
     - A jak przegram? Nie pijemy? - dopytywał.
     - Wtedy to ty kupujesz - zaśmiał się.


* * *


     - Może po prostu konsole są zepsute? - zaproponował Patrycjusz i razem z Olkiem dumali nad sprzętem.
     - Może się rozładowały? - szarowłosy obrócił konsolę w ręce.
     - A może nie umiecie pogodzić się z przegraną? - westchnęłam i oczekiwałam ich reakcji.
     - Umiemy! Tylko no... - odparli oboje.
     - To może lepiej zostawię ten sprzęt w spokoju - wyłączyłam PS4. - To może...
     - Butelka! - krzyknął Olek i pobiegł, po rzecz.
     Usiadłam na podłodze, a Patrycjusz obok mnie.
     Nagle Aleksander wtargnął do pokoju z półlitrową butelką wódki. Nie pustą, lecz pełną. Poczułam się, jakbym dokonała złego wyboru, bo jeszcze nigdy nie próbowałam alkoholu. To nie tak, że byłam jakoś strasznie grzeczna (Sebastian prędzej palnął sobie w łeb, gdyby miał przyznać, że jestem aniołkiem), tylko zwyczajnie czekałam na dorosłość. Nie ciekawiły mnie pijackie imprezy nastolatków, więc tylko parę razy zaszczyciłam ludzi swoją obecnością na takich typu zabawach. Brzydził mnie widok napitych ludzi porozwalanych po całym domu po udanej wiksie. To nie był po prostu mój typ i zniechęcenie do alkoholu, wzięło się głównie od jego skutków widocznych na innych osobach.
     - Gramy! - krzyknął Aleksander.
     A on przypadkiem nie miał kupić wódki?


* * *

     Na początku były lekkie pytania i bardzo skromne. Ulubiony kolor, rzecz, zwierzę. Gdy ktoś nie chciał odpowiadać - pił łyk wódki. Za zadania, które było dosyć wymagające lub dziwne i ktoś nie chciał jego wykonać, trzeba było wypić wyznaczoną przez gracza ilość wódki.
     Jak na razie nie piłam ani razu (wciąż jestem niepełnoletnia). Graliśmy chyba z pół godziny, a zabawa się rozkręcała, gdy nagle do domu wszedł lekko wstawiony Michał. Spojrzał na nas, co wyrabiamy i szybkim ruchem zdjął z sobie kurtkę oraz buty.
     - Dołączę do was, tylko się przebiorę - poinformował i zniknął za rogiem.
     - Teraz ja kręcę! - Patrycjusz chwycił butelkę.
     Wypadło na mnie.
     - Wyzwanie.
     - W końcu! - zaśmiał się. - Spróbuj przekonać Aleksandra, że nigdy nie będzie sową.
     - Ej! - oburzył się szarowłosy. - Ja już od dawna jestem sową!
     - Od jak dawna? - zapytałam ze śmiechem.
     - Od pisklęcia.
     Wybuchliśmy śmiechem, a Olek dalej był urażony. Zakręciłam pełną butelką i wypadło na obrażoną sowę.
     - Wyzwanie.
     - Skoro jesteś sową, to zaprezentuj się jako to zwierzę - przez chwilę się zastanawiał, po czym wybiegł z salonu i wrócił w błyskawicznym tempie, mając na sobie onesie sowę.
     Zaczął wywijać skrzydłami i wydawać odgłosy jak sowa. Najśmieszniejsze było to, że traktował to bardzo poważnie, a ja nie mogłam opanować śmiechu.
     Do salonu wszedł Michał, który pytająco spojrzał na przyjaciela w piżamie i zamrugał parę razy oczami.
     - Halo? Potrzebuję psychiatry - Michał przyłożył telefon do ucha. - Najlepiej jakiegoś, kto umie wyleczyć chorą miłość do sów.
     - Pff, no wiesz, bro? - oparł skrzydła o biodra. - Obyś w przyszłości weterynarzem nie został, bo nie mam zamiaru oddać ci żadnej z moich sów. Jeszcze wrócą bez piór i co wtedy?
     - Wtedy to będą pierwsze na świecie ptaki bez piór - odparł zwycięsko.
     Oboje usiedli na ziemi obok siebie, a Olek położył dłoń na wódce.
     Wylosowano Michała.
     - Pytanie - przeczesał włosy, które i tak odstawały na każdą stronę.
     - Gdzie byłeś?
     Wymieniliśmy się z Pati spojrzeniami. On wiedział, i ja wiedziałam. A Aleksander nie?
     - U Jess - zakręcił butelką, nie zwracając uwagi na to, że Olek przed chwilą zagwizdał.
     Wypadło na mnie.
     - Pytanie - podniosłam wzrok z podłogi i napotkałam jego zmieszany wzrok.
     Był trochę bardziej spity, niż myślałam. Nieźle zabalował z tą całą Jessicą.
     - Kim jest Gabriel?
     Cała trójka na mnie spojrzała.
     - Przyjacielem - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
     Wyglądał na nieco zdezorientowanego. Później na jego twarzy wstąpiła ulga.
     Zakręciłam butelką.
     Wypadło na Patrycjusza.
     - Wyzwanie.
     - Lubisz puzzle? - lekko przytaknął. - Weź bułkę tartą i ułóż chleb.
     Nie spodziewał się takiego zadania, a następnie chwycił za butelkę wódki.
     - Naprawdę, bro? I to ty? Myślałem, że mnie lubisz, bro - prychnął. - Ile?
     - Trzy łyki.
     Butelka ponownie kręciła się na podłodze. Wypadło na Michała.
     - Wyzwanie.
     - Idź zamień się z Domi koszulkami.
     Spojrzał z chęcią mordu na przyjaciela, a on tylko słodko się uśmiechnął. Michał chwycił za rogi koszulki, a ja wstałam i pobiegłam na górę. Wyciągnęłam moją długą koszulkę w kotki. Była różowa, duża i miękka. Zabrałam ją z domu, bo idealnie nadawała się do spania. Dobrze, że chłopaki nie wiedzieli o jej istnieniu.
     Zbiegłam po schodach, a brunet siedział już bez koszulki. Swoim okiem fachowca spojrzałam na jego brzuch i tak jak się spodziewałam, miał naprawdę pięknie wyrzeźbioną tą część ciała. Rzuciłam mu koszulkę, a jego chwyciłam w ręce i poszłam się przebrać do łazienki. Gdy miałam ją ubrać, coś mnie tknęło. On był w tej koszulce u dziewczyny. Wrócił napity.
     Miałam włożyć to coś na siebie, nie wiedząc co mógł z nią zrobić?
     Przecież jeżeli się ruchali i byli pijani, to chuj wie jakie mieli pomysły. Z zażenowaniem szukałam jakichś plam. Niczego nie znalazłam, więc wciąż z uczuciem zagrożenia, ubrałam koszulkę.
     Wyszłam z łazienki i poprawiłam koszulkę. Była w chuj długa i sięgała mi do połowy ud oraz pachniała męskimi perfumami. Wkroczyłam do salonu, zwracając uwagę chłopców.
     Michał wyglądał okropnie! Różowy wcale do niego nie pasował, a w dodatku koszulka była tak ciasna, że podkreślała mu chyba nawet żyły. W dodatku nawet jego mięśnie. 
     Parsknęłam śmiechem, a on tylko zmroził mnie spojrzeniem. Usiadłam z powrotem na moje miejsce i zakryłam usta ręką.
     - Bardzo stylowa - skomentował swój wygląd z nutą złości.
     - Bardzo - odpowiedzieliśmy całą trójką.
     Wylosowano Aleksandra.
     - Wyzwanie.
     - Ułóż jakiś wiersz na szybko i go zarecytuj - brunet pociągnął lekko za materiał koszulki przy szyi, bo trochę go cisnęła.
     - Na górze sowy, na dole ptaki, jeżeli nie lubisz sów, wyjeb się w rów - skierował tą poezję do Michała i uśmiechnął się kąśliwe.
     - Na górze róże, na dole pojeb od sów, nie podskakuj, bo dostaniesz w dziób - zrewanżował się, a Olek nie odpuszczał.
     - Na górze debil od kotów, na dole Bóg od sów, jeżeli twoja ręka mi przyjebie, wszystkie twoje koty wyjebie.
     - Jeżeli wyrzucisz moje koty, to twoje sowy będą miały odloty.
     - Oni mają ból dupy o zwierzęta, dobrze że nikt o pingwinach nie pamięta - wtrącił się Patrycjusz.
     - Pingwiny to jaskółki z nadwagą, dlatego nie mogą latać z taką wagą - palnął Olek, a Patrycjusz się zdenerwował.
     - Niby każda sowa jest mądra, jednak Aleksander na taką nie wygląda.
     Michał głośno prychnął, a Pati zachichotał.
     Fochnięty Aleksander zakręcił butelką i wypadło znów na mnie.
     - Pytanie.
     - Zrobiłaś kiedyś coś, przez co twoi rodzice musieli się wstydzić? - uśmiech nie schodził mu z twarzy.
     Mnie momentalnie zrobiło się przykro.
     Byłam sierotą.
     - Wstydzili się mnie - odpowiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
     Aleksander wytrzeszczył oczy i chyba pojął w jakimś sensie, o czym mówię.
     - Ja nie chciałem, siostrzyczko - głos mu się załamał i niemal błagał mnie oczami o przebaczenie. 
     - Przecież nic się nie stało - wzruszyłam ramionami, a w pokoju zapanowała tak gęsta atmosfera, że można była ją kroić. Chwyciłam butelkę i zakręciłam, a gwint wskazał na Michała, który o dziwo wlepiał we mnie podejrzliwy wzrok.
     - Wyzwanie.
     Nie miałam w głowie żadnych pomysłów.
     - Na ziemię i pompuj - uśmiechnęłam się słodko, a on westchnął.
     - Ile?
     - Sto.
     - Co? - poderwał głowę, gdy miał robić ćwiczenia.
     - Sto - powtórzyłam beznamiętnie.
     Sebastian na luzie wyciągał setkę, a nawet czasami prosił mnie o pomoc przy podwójnych pompkach. Sto to dużo dla kogoś, kto prawie codziennie chodził na treningi?
     - Jak nasz trener - skomentował Patrycjusz, a Olek przyznał mu rację.
     Wyglądał na zmęczonego, a każdy wiedział po czym. Z tego co mówił mi Patrycjusz, nie skończy się na samym przytulaniu z Jess. Kot Ruchacz.
     Zaczął robić pompki. Liczyłam głośno, aby mnie nie oszukał. Gdy skończył, padł lekko na ziemię i powiedział, że chwilę tak poleży. Nikt mu nie zakazywał, niech leży.
     Duży, zmęczony chłopczyk w różowej koszulce. Jakie to słodkie.
     Michał zakręcił butelką, gdy wstał z podłogi i jak na złość wypadło na mnie.
     - Wyzwanie.
     Nie przemyślałam tego. Wstrzymałam oddech, bo wiedziałam, że się zrewanżuje.
     - Zdejmij z sobie jedną rzecz, prócz skarpetek - uśmiechał się łobuzersko.
     Skubany, dobrze to przemyślał. Mojej ślicznej fryzurki nie rozwalę, skarpetek zdjąć nie mogę, mam na sobie jego koszulkę, a pod nią tylko stanik. Pod spodniami tylko bieliznę.
     Kurwa, chuj jebany. 
     Widziałam, jak się niecierpliwi, ale miałam też do wyboru wódkę.
     Nagle mnie oświeciło i lekko pociągnęłam koszulkę na dół, tak aby odsłaniała mi kark. Odpięłam medalik z komunii i położyłam do na ręce. Wyglądał na okropnie niezadowolonego i oszukanego. Jeszcze mu mało po pieprzeniu się z Jess?
     Zakręciłam butelką i wypadło na Aleksandra.
     - Wyzwanie.
     - Zagraj ze mną w Fifę - poprosiłam uroczo, a on nawet się nie wahając, sięgnął po wódkę.
     - Ile? - Zapytał, kiedy trzymał odkręconą butelkę.
     - Trzy.
     - Litry?!
     - Łyki, idioto.


* * *

     - No i... wtedy! - Olek mówił czkając. - Powiedzieli mi... że... muszę znaleźć... jakieś gniazdo dla moich dzieci! - ryknął śmiechem i turlał się po podłodze.
     Patrycjusz postąpił tak samo, gdyż był tak samo pijany. Ja tylko śmiałam się z ich głupoty. Michał natomiast nie wypił ani razu od rozpoczęcia gry. Wyszło na to, że Olek i Pati obalili całą wódkę na dwóch. Po ich zachowaniu mogłam stwierdzić, że naprawdę mieli słabą głowę.
     - Bro, ale... ty... masz... ich całą... szafę! - wybuchł Pati i teraz oboje kręcili się po ziemi.
     - Nie... wykarmię ich! - odpowiedział przez wybuchy śmiechu.
     Michał tylko kręcił głową z politowaniem i patrzył tępo na pustą butelkę wódki.
     - Siostrzyczko... jestem... złą matką? - zapytał mnie Aleksander, a ja nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.
     - Lepiej mów, kto jest ojcem.
     - Teraz to mnie zgasiła - odparł poważnie i złożył ręce na klatce piersiowej. - Ale puszczalską sową to nie jestem.
     Aleksander chwiejnie podniósł się z podłogi i zakręcił jakoś butelką. Wypadło na Pati.
     - Zaproś... Domiś... na wieczorek - powiedział, nie czekając czy wybierze pytanie bądź wyzwanie.
     - Od kilku miesięcy trenujemy na ważny mecz, który ma się rozegrać za kilka dni. Jeżeli go wygramy, przechodzimy do ćwierćfinału, a następnego dnia jest organizowana impreza tak zwany wieczorek zwycięski - wytłumaczył sprawnie Michał.
     Pati klęknął na kolano i wyciągnął do mnie dłoń. 
     - Czy ty, Dominiko, uczynisz mój naród bardziej szlachecki i przyjmiesz me zaproszenie, aby towarzyszyć mi na wieczorku? - uśmiechnął się uroczo.
     - Z miłą chęcią - zaśmiałam się, a on ucieszył się jeszcze bardziej.
     - Ja idę z jakomś typiarom, bo mófiła, że lubi sofy - bełkotał Aleksander.
     - Sofy?
     - Sofy! - próbował wymówić nazwę swoich ulubiony zwierząt, ale niezbyt mu to wychodziło.
     Michał wziął pod ramię Aleksandra i zaprowadził go do pokoju. Ja zajęłam się Patrycjuszem, bo lepiej trzymał się na nogach niż jego poprzednik. Otworzyłam drzwi do jego pokoju i zdałam sobie sprawę, że byłam otoczona przez pingwiny. Były dosłownie wszędzie. Na ścianach, na oknach, na szafie. Gdy zauważył znane mu łóżko, rzucił się na nie.
     Gdy miałam wychodzić, spojrzał na mnie zamglonym wzrokiem i mruknął.
     - Cieszę się, że z nami mieszkasz.
     Zasnął.






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 9 - Sekta pluszowych sów

     Przytuliłam głowę do pluszowego misia imieniem Edward. Przekręciłam się na drugi bok, zabierając misia ze sobą. Miałam ochotę wstać, zrobić śniadanie chłopakom i miło spędzić niedzielę, ale uznałam, że jednak mi się nie chce.      Pogłaskałam misia po miękkim futerku. Nie wiedziałam, czy to moja wyobraźnia, ale wydawało mi się, że jego futerko jakby zostało przystrzyżone. Było ciut krótsze niż wczoraj. Chciałam pogłaskać misia za uchem, ale nie było go tam. Zamiast ślicznej mordki poczułam coś na kształt dziobu.      Że co?      Usiadłam na łóżku jak porażona i odskoczyłam od pluszaka.      Co robi w moim pokoju sowa?! Pluszowa sowa?!      Spojrzałam na podłogę i zauważyłam, że jestem otoczona przez pluszowe sowy, których oczy skierowane były na mnie. Przerażające.      Nagle usłyszałam gorzki głos Aleksandra za drzwiami.      - Kto porwał moich przyjaciół?...

Rozdział 7 - Czerwony rumak

     Siedziałam w domu już którąś godzinę. Nie miałam co robić. Wyszłam z mojego pokoju, który nawiasem mówiąc, chciałam przemalować na inny kolor. Różowy powoli doprowadzał mnie do szału. Następnie ruszyłam korytarzem. Wielkość domu mnie przerażała. Nie sądziłam, że w tak wielkim budynku mieszkają zaledwie trzy osoby! Aktualnie już cztery. Tu mogłoby się pomieścić o wiele więcej ludzi. Ciekawe, czy dostają oferty o organizowanie wesel, domówek, poprawin, chrztów...      Były tutaj jasne oraz kręcone schody na pierwsze piętro, trzy drzwi do pokoju chłopaków, dwa pokoje zostały zamknięte na klucz, łazienka, od niedawna i mój pokój oraz drugie schody prowadzące na górę. Nie chciałam naruszać ich prywatności, więc udałam się po schodach do góry. Wszędzie wszystko było cholernie duże, a ja wydawałam się zagubiona w tym domu. I tak było. U góry znajdowały się dwa pojemne strychy, suszarnia, pralnia, gdzie zapełnione były do pełna aż trzy kosze, łazienka, cztery...

Rozdział 20 - Kapitan czy już nie?

          C.d.                     Po przeprowadzeniu testu "Czy sowy ludzkie też potrafią latać?" wsiedliśmy w trójkę do samochodu i ruszyliśmy na salę bankietową. Najprościej rzecz ujmując, test polegał na tym, że Patrycjusz chwycił za jedną nogę, a ja za drugą i oboje ściągnęliśmy Olka ze schodów na dworze. Oczywiście szarowłosy nie był zadowolony z tego obrotu sprawy, bo najbardziej na tym ucierpiał. Zdałam sobie sprawę, że akurat ze schodów na dworze nie chciałabym spaść, bo obawiałam się, że moja kość ogonowa by tego nie przeżyła.          Reakcja szarowłosego była do przewidzenia. Aleksander leżał obrażony na brzuchu na tylnym siedzeniu. W aucie słychać było jedynie cicho grają muzykę w radiu i wyzwiska skierowanych naszym kierunku ze strony Olka.          - Ej, bro - zaczął pewnie Patrycjusz, który prowadził niemal perfekcyjnie jak instruktor. - A ty i...