Przejdź do głównej zawartości

Rozdział 33 - Emerytki

         Bolało mnie wszystko, opowiadając moje osobiste brudy z przeszłości. Byłem na skraju wytrzymania i myślałem, że niebawem dostanę ataku. Jednak gdy skończyłem opowiadać, czułem się pusty. Totalnie. Tak jakby nie było we mnie już nic ciekawego do odkrycia i już na zawsze w oczach trójki przyjaciół będę żałosnym chłopcem, który dzierży los matki. 
         Spodziewałem się wszystkiego - wyśmiania, potępienia, zarzucenia mi bycia słabym czy nawet obrzucenia przezwiskami ze strony babć, ale nie spodziewałem się tak czułego przyjęcia. I chyba dopiero wtedy zrozumiałem pojęcie "przyjaciel". Tylko że potrójnie.
         Wciąż byłem wtulony w Dominikę i nie miałem ochoty jej puścić. W tym momencie dla mnie była podporą, abym nie zaczął histeryzować. Nie byłem w stanie jej tego powiedzieć, ale to, co robiła wiele dla mnie znaczyło. Nawet jeżeli były to drobne gesty, kilka słów. Miały one dla mnie najwyższą wagę, a sama brunetka ku mojemu zdziwieniu stała mi bliższa.
         Może nawet za.
         Podniosłem głowę w momencie, kiedy zadzwonił telefon Aleksandra. Zaczął nerwowo się obmacywać, bo dźwięk dzwonka się nasilał, a na niego kierowały się pierwsze spojrzenia. Znieruchomiał i cały pokój nadsłuchiwał, gdzie jest ten pieprzony telefon. Patrycjusz ponownie rozłożył się na podłodze i szukał za źródłem dźwięku. Olek zaczął przekopywać moje łóżko, szafkę szpitalną, a gdy chciał poszukać zguby u sąsiadki, ta zmierzyła go takim wzrokiem, że uniósł jedynie ręce w górę w geście kapitulacji.
         Dominika odsunęła się ode mnie, a ja w ostatnim momencie powstrzymałem się, aby ją do siebie nie objąć. Dobrze się czułem, gdy mnie tuliła, gdy "płaciła czynsz". Robiła to z sercem, co było dla mnie miłą odmianą od Jess, która przytulała się wyłącznie na pokaz.
         Brunetka przyłączyła się do poszukiwań. Dźwięk dzwonka świdrował mi dziurę w głowie. Raz był dalej, raz bliżej. I chyba nie tylko ja to zauważyłem, bo wraz z oddalaniem się Olka oddał się dźwięk, a Patrycjusz obserwował szarowłosego i przysuwał i odsuwał się od niego.
         - Zdejmuj tę bluzę.
         Patrycjusz stał naprzeciwko Olka z założonymi rękami. Nerwowo tupał nogą, gdyż dźwięk muzyczki go irytował. Tak jak powoli już każdego z nas. Muzyka z jego mobilnika była męcząca i drażniła ucho.
         - Nic pod nią nie mam, a nie chce widowni - rozejrzał się nieśmiało po sali.
         - Zdejmuj to, bo gdzieś to masz. A ta muzyka już mnie wkurwia - Patrycjusz przesunął się do niego o krok, sprawiając wrażenie nieustraszonego, mimo że Aleksander przewyższał go o jakieś dziesięć centymetrów. - Mam to zrobić sam?!
         Szarowłosy przewrócił oczami, ale ani drgnął. Wypowiedź jednej z babć, która specjalnie odłożyła krzyżówki na bok, totalnie nas zamurowała.
         - Rozbieraj się, synu.
         Próbowałem wstrzymać śmiech, ale to było zbyt silne. Dominika prychnęła pod nosem, a Patrycjusz nie zmienił postawy ani miny. Widać, że ta muzyczka denerwowała go do granic możliwości.
         Pozostałe babcie jakby na zawołanie obudziły się i przyćmione oczka miały wpatrzone w Aleksandra. No to się chłop doczekał widowni. Może niezbyt młodej i seksownej widowni, ale widowni.
         Olek w końcu przegryzł wargę. Muzyka mu również działa na nerwy, a tym bardziej niewiedza, kto do cholery wydzwania bez przerwy! Chwycił rąbek bluzy i szybkim zwinnym ruchem zrzucił ją z siebie jak model w Top Model, prezentując wyrzeźbioną, bladą klatkę piersiową. Bluza poleciała na ziemię, a z kaptura wypadł telefon, który odbił się od ściany i zgruchotał na podłodze.
         Jako jedyni w moim domu używaliśmy z Olkiem siłowni w piwnicy. Uważaliśmy, że nasze serwy ciągle są za słabe, uderzenia nie budzą grozy. Wniosek nasuwał się sam - brak siły. Dlatego postanowiliśmy to podreperować, że spędziliśmy codziennie parę godzin dziennie na ciągłym odmięśnianiu ramion, a przy okazji brzucha. Jakkolwiek to zabrzmi, to ćwiczenia na brzuch były po to, żeby z sadło nam się nie obijało podczas wyskoków. Uwierzcie, bardzo to pomogło. Dlatego klata Olka nie zrobiła na mnie większego wrażenia, jechaliśmy na tym samym wózku.
         Gdy telefon ucichł, momentalnie odetchnąłem z ulgą, jednak pozostałe pacjentki wstrzymały oddech. Oczka im błyszczały, a jedna z pań nawet pilotem podniosła oparcie łóżka, żeby się lepiej przyjrzeć. No cóż, nie każdy w takim wieku miałby okazję zobaczyć tak dobrze wyrzeźbione męskie ciało. Miałem cichą nadzieję, że żadna nie zejdzie na zawał przez półnagiego faceta.
         Z ciekawości spojrzałem w kierunku Dominiki, która nic sobie z tego wydarzenia nie zrobiła. Podchwyciła mój niedowierzający wzrok i jakby czytając mi w myślach, rozłożyła ręce na boki i powiedziała:
         - Mieszkałam pół życia z półnagim bratem. Co może mnie zdziwić?
         Uśmiechnąłem się pod nosem i pokręciłem głową. Patrycjusz podniósł telefon i wniósł go ku sufitowi. Pewnie dziękował Bogom, że ta pierdolona muzyczka ucichła. Następnie kopnął Olkowi bluzę i oddał mu telefon. Gdy już miał ubierać się z powrotem, powstrzymała go jedna z pań.
         - Zostań tak jeszcze przez chwilę, synu.
         Aleksander był zażenowany, a ja wprost nie mogłem przestać się śmiać. Kto by pomyślał, że tak szybko znajdzie tak liczne grono adoratorek?
         Patrycjusz spojrzał nieufnie na przyjaciela, po czym sam rozebrał się w parę sekund do pasa. Bluzę i koszulkę rzucił w moją stronę, puszczając przy tym oczko i świecił dumnie klatą na wszystkie strony. Zaczął pozować niczym wybrany do okładki Playboya. Olek otworzył usta ze zdziwienia, ale szybko zrozumiał, że to wyzwanie.
         I że nie może być gorszy.
         Podniósł głowę, wypchnął do przodu klatę, ściągnął łopatki i kręcąc tyłkiem, chodził pomiędzy łóżkami. Przebierając zalotny uśmieszek, babcie niemal omdlewały. Dominika zakryła twarz ręką, by ukryć śmiech i szybko dosiadła się obok mnie, aby mieć lepszy widok na tą parodię. Bez namysłu przerzuciłem rękę za plecy brunetki i objąłem ją, przesuwając Dominikę bliżej mnie. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, co zrobiłem. Mój śmiech stopniowo ucichł, a sam poczułem się niezręcznie. Dominika zesztywniała i powoli skierowała twarz w moją stronę.
         I wtedy zobaczyłem, że nie tylko ja spaliłem się ze wstydu.
         Gwałtownie odwróciliśmy się od siebie, a ja zabrałem rękę. Przesunąłem się minimalnie w bok, aby zwiększyć odległość pomiędzy nami. Tym razem ręce trzymałem przy sobie.
         Ale wstyd.
         Oboje spuściliśmy głowy, ale nie na długo. Do pokoju wparowała całkiem młoda pielęgniarka i stanęła jak wryta w progu. Chwyciła się ręką za serce i oczy wyszły jej na wierch, gdy zobaczyła paradujących prawie nagich facetów dla zabawienia emerytów. Patrycjusz i Olek wyprostowali się natychmiast i nerwowo spoglądali na siebie. Cały czas starali się być poważani, a po chwili wybuchli śmiechem, przepraszając za seksistowski występ. Pielęgniarka z uśmiechem pokręciła głową i uniosła ręce do góry, jakby chciała powiedzieć: "mnie w to nie mieszajcie". Wyszła rozbawiona, a chłopacy pospiesznie się ubrali w razie, gdyby później miałaby wejść mniej wyrozumiała pielęgniarka.
         Aleksander oprzytomniał i sprawdził, kto próbował się do niego dobić. Momentalnie zbladł i spojrzał prosto na mnie.
         - Dziesięć nieodebranych połączeń od mamy - wyszedł z pokoju z telefonem przy uchu nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć.
         Pacjentki uśmiechały się miło do Patrycjusza, który praktycznie sobie nic z tego nie robił i odpowiadał na komplementy z ich strony krótkim "dziękuję". Ubrał się z powrotem i dosiadł się na moje łóżko.
         - Chyba trochę przesadziliśmy, co? - uniósł kącik ust, a po chwili zaczął bawić się palcami.
         - Bywało gorzej - wzruszyłem ramionami, a brunet prychnął.
         Zapanowała chwila niezręcznej ciszy. Każda z nas martwił się o Olka, a jednocześnie zżerała nas ciekawość. Po upływie paru minut Aleksander wbiegł do pokoju i trzasnął mocno drzwiami.
         - NIE ZGADNIESZ! - pochylił się nade mną, a następnie zaczął kołysać się ze szczęścia na boki.
         - Na pewno nie, bo kręcisz się tak jakbyś usiadł na drewniany kołek - Olek gwałtownie spoważniał i zmrużył oczy. - I to chyba nawet całkiem wygodny.
         - Teraz ci nie powiem, wredny chuju.
         - Nie przeproszę za to, że dobrze dobrałem słowa - mimowolnie się uśmiechnąłem.
         - Moje heterowskie serduszko krwawi - rzucił, a po chwili skończył na łóżko, przypadkowo uderzając kolanem Patrycjusza. Brunet rzucił mu groźne spojrzenie, po czym w akcie porozumienia kopnął go w udo.
         I tak zaczęli się napierdalać przez dobre dziesięć minut. Skończyło się, dopiero kiedy Patrycjusz oberwał w skroń, a Olek w wargę i polała się krew. Wtedy jebli się na znak zgody w  bark i oboje z chusteczkami tamowali krwawienie po drugiej stronie łóżka, opierając się o ramę.
         - Moja mama powiedziała, że jej przyjaciółki z tego szpitala jej o tobie naopowiadały - zaczął Olek, a ja nie ukrywałem zdziwienia. Co tu o mnie gadać? - I że ma cię pod nadzorem ten lekarz Kutaswczyk i moja mama totalnie się załamała. Powiedziała, że chodziła z nim razem na studia medyczne i że nie chcieli mu dać dyplomu, bo psycholodzy uważali, że ma poglądy sadystyczne i masochistyczne i inne srutututu. Rozumiecie, jak ten facet musi mieć zjebaną psyche? - spoglądał wymownie na każdego z nas. - Ale mimo to go dostał. Mówię wam, moja mama wpadła w szał i powiedziała, że mają ciebie od razu przenieść do jej szpitala, bo nie będzie cię jakiś psychol leczył. Stary, to twoja szansa.
         Pierwszy raz widziałem go tak nakręconego.
         - To miłe z twojej mamy strony, ale oni mnie nie przeniosą. Nie można ot tak handlować pacjentami, bo jakiś lekarz jest psycholem - sam niemal w środku wrzeszczę ze szczęścia, ale trzeba było sprawę postawić jasno.
         Aleksander uśmiecha się i składa ręce razem jak do modlitwy.
         - Problem w tym, że można. Twoje papiery zostały już wysłane przez jedną z pielęgniarek do szpitala mojej mamy i teraz czekają na twój przyjazd.
         - Nie no w porządku. Idę założyć kurtkę, jak nigdy nic wychodzę ze szpitala, zamawiam taksę i bum! Jestem, kurwa, w nowym szpitalu! - gestykuluję, a Olek przewraca oczami. - To nie do wykonania. Sam widzisz.
         - To musi się kurwa udać! Moja mama specjalnie wysłała tutaj pustą karetkę, aby cię przywiozła do tamtego szpitala. Mamy pół godziny.
         - Pół godziny na co? - pyta Patrycjusz.
         - Żeby bez szumu przewieść naszego pacjenta bezpiecznie na oddział ostrego dyżuru, gdzie stacjonują karetki. Dobrze, siostry? - Olek spogląda to na Patrycjusza, to jest Dominikę.
         - O nie... Nie będę się przebierał w te obciśnięte damskie fartuchy! I jeszcze te ohydnie niebieskie spodnie w kant, maseczki, rękawiczki i buty drewniane. Wszystko śmierdzi takim szpitalnym syfem - marudzi Patrycjusz i zasłania twarz rękoma.
         - Narzekasz jak baba. Widzisz, masz już predyspozycje do zostania panią pielęgniarz - Olek trąci go łokciem.
         - Spierdalaj, po prostu wczuwam się już w rolę - odgarnął teatralnie kosmyki włosów.
         - Dominika? - Aleksander pyta bezpośrednio. - Wchodzisz w to?
         Zapada krótkie milczenie, a ja obserwuje ją kątem oka.
         - Nie chce być niemiła, ale nie uważacie, że opracowanie i obgadanie całego planu w obecności tylu świadków może źle się skończyć? - rozgląda się po sali, posyłając krótkie spojrzenia emerytkom. - Z całym szacunkiem panie, ale jaką możemy mieć pewność, że nas panie nie wydadzą?
         W trójkę kiwnęliśmy głową, bo sprawa teraz miała głębszy sens. Wiedziało o planie o parę uszu za dużo. Niekoniecznie sprawnych uszu, ale jednak uszu. Olek tak podekscytowany opowiadał plan, że pewnie nawet druga sala z kubkiem przy ścianie by go usłyszała. Ba, nawet bez kubku dało się usłyszeć jego krzykliwy głos.
         Moja sąsiadka odchrząknęła i powoli ilustrowała nasze twarze. Była bardzo słaba, żeby się podnieść, praktycznie była zależna od pomocy innych. A mimo to tak bardzo tętniło od niej dobro. Miała tak intensywnie niebieskie oczy i kręcone, białe loczki na głowie. Jak na starszą kobietę to była na prawdę ładna. Nie żeby mnie teraz pociągały kobiety po siedemdziesiątce, o to to nie! Po prostu była babcią, której mi brakowało i którą właśnie tak sobie wyobrażałem. Po rozpoczęciu się szarej i nieprzyjemnej strefy w moim życiu, przestaliśmy odwiedzać dziadków,a zarazem wszystkich innych naszych krewnych. Nie potrafiłem sobie przypomnieć nawet ich imion, a co dopiero ich twarzy. Wszystkie wspomnienia o dziadkach przeszły do mojej pamięci krótkotrwałej, przez co sam kreowałem w myślach ich twarze. Twarze, które były odwzorowaniem moich rodziców.
         - Synu, przeszłam tyle zawodów w życiu, że mogłabym ci je przez następne parę lat opowiadać - jej opadnięte policzki unoszą się ku górze, tworząc szczery uśmiech. - Ja, a dokładniej my, was nie zawiedziemy. Masz moje słowo, synu.
         Pozostałe pacjentki potakują głowami na znak zgody. Ogarnia mnie chwilowa euforia, przez co uśmiecham się sam do siebie. W jednej chwili doprecyzowujemy plan, a w drugiej już przystępujemy do jego realizacji. 
         Koniec był bliski.




Czytaj dalej>>


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 9 - Sekta pluszowych sów

     Przytuliłam głowę do pluszowego misia imieniem Edward. Przekręciłam się na drugi bok, zabierając misia ze sobą. Miałam ochotę wstać, zrobić śniadanie chłopakom i miło spędzić niedzielę, ale uznałam, że jednak mi się nie chce.      Pogłaskałam misia po miękkim futerku. Nie wiedziałam, czy to moja wyobraźnia, ale wydawało mi się, że jego futerko jakby zostało przystrzyżone. Było ciut krótsze niż wczoraj. Chciałam pogłaskać misia za uchem, ale nie było go tam. Zamiast ślicznej mordki poczułam coś na kształt dziobu.      Że co?      Usiadłam na łóżku jak porażona i odskoczyłam od pluszaka.      Co robi w moim pokoju sowa?! Pluszowa sowa?!      Spojrzałam na podłogę i zauważyłam, że jestem otoczona przez pluszowe sowy, których oczy skierowane były na mnie. Przerażające.      Nagle usłyszałam gorzki głos Aleksandra za drzwiami.      - Kto porwał moich przyjaciół?...

Rozdział 7 - Czerwony rumak

     Siedziałam w domu już którąś godzinę. Nie miałam co robić. Wyszłam z mojego pokoju, który nawiasem mówiąc, chciałam przemalować na inny kolor. Różowy powoli doprowadzał mnie do szału. Następnie ruszyłam korytarzem. Wielkość domu mnie przerażała. Nie sądziłam, że w tak wielkim budynku mieszkają zaledwie trzy osoby! Aktualnie już cztery. Tu mogłoby się pomieścić o wiele więcej ludzi. Ciekawe, czy dostają oferty o organizowanie wesel, domówek, poprawin, chrztów...      Były tutaj jasne oraz kręcone schody na pierwsze piętro, trzy drzwi do pokoju chłopaków, dwa pokoje zostały zamknięte na klucz, łazienka, od niedawna i mój pokój oraz drugie schody prowadzące na górę. Nie chciałam naruszać ich prywatności, więc udałam się po schodach do góry. Wszędzie wszystko było cholernie duże, a ja wydawałam się zagubiona w tym domu. I tak było. U góry znajdowały się dwa pojemne strychy, suszarnia, pralnia, gdzie zapełnione były do pełna aż trzy kosze, łazienka, cztery...

Rozdział 20 - Kapitan czy już nie?

          C.d.                     Po przeprowadzeniu testu "Czy sowy ludzkie też potrafią latać?" wsiedliśmy w trójkę do samochodu i ruszyliśmy na salę bankietową. Najprościej rzecz ujmując, test polegał na tym, że Patrycjusz chwycił za jedną nogę, a ja za drugą i oboje ściągnęliśmy Olka ze schodów na dworze. Oczywiście szarowłosy nie był zadowolony z tego obrotu sprawy, bo najbardziej na tym ucierpiał. Zdałam sobie sprawę, że akurat ze schodów na dworze nie chciałabym spaść, bo obawiałam się, że moja kość ogonowa by tego nie przeżyła.          Reakcja szarowłosego była do przewidzenia. Aleksander leżał obrażony na brzuchu na tylnym siedzeniu. W aucie słychać było jedynie cicho grają muzykę w radiu i wyzwiska skierowanych naszym kierunku ze strony Olka.          - Ej, bro - zaczął pewnie Patrycjusz, który prowadził niemal perfekcyjnie jak instruktor. - A ty i...