Odkąd pamiętam, wycieczki Hondą Seby zawsze wyglądały tak samo: silnik pracował na tyle głośno, że nawet przez zamknięte szyby było słychać głośne, metaliczne dudnięcia, playlista losowych piosenek Taylor Swift rozbrzmiewała wewnątrz samochodu, a jej zapalony fan (Sebastian) stukał do rytmu w kierownicę, co wprawiało mnie w złość. Ani brat, ani ja nigdy nie odzywaliśmy się, dopóki nie dojechaliśmy na miejsce. I tym razem było dokładnie tak samo. Wjeżdżając na zarośnięty trawą plac, miejscami usypany żwirem, poczułam się odprężona. Szary, pokryty bluszczem dom teraz wywołał u mnie prawdziwą nostalgię. Widząc znane mi miejsce, całe napięcie ze mnie upłynęło. Może stan euforii trwałby we mnie dłużej, gdyby nie widok matki stojącej w drzwiach. - Po co mnie tu ściągnąłeś? - spytałam powoli, mierząc rodzicielkę wzrokiem przez szybę w aucie. ...
Kiedy zapracowany brat w końcu wyjawi, że ma Cię serdecznie dość, to nie zamykasz się w pokoju i nie wypłakujesz 75% wody z Twojego organizmu, tylko rzucasz wszystko, co łączyło Cię z otaczającym miejscem i nie wyjeżdżasz w Bieszczady, ale do innego domu. Domu idiotów. A Ty będziesz jedną z nich.