Przejdź do głównej zawartości

Rozdział 22 - Puszczalec

         Zasnął. Jakby nigdy nic zasnął na mojej ręce! Zażenowana nie wiedziałam, co robić. Najpierw odjebał takie przedstawienie, a teraz zwyczajnie spał. Po prostu cudownie!
         Poniekąd próbowałam go zrozumieć, bo przez tyle miesięcy był przywiązany oraz manipulowany przez toksyczne osoby i zwyczajnie nie wytrzymał i doprowadził do takiej sytuacji, jaka miała miejsce dziś. Po tym, jak zhańbił należność do Nekomy, rzucając jak szmatę marynarkę z logiem na podłogę, wyszedł z sali, a wszyscy dookoła długo pozostali w bezruchu. Totalnie nas wszystkich zamurowało. Jessica niemal zalała swoimi łzami całą podłogę, a trener nawet nie pomógł jej wstać, tylko czerwony ze złości ogłosił, że wieczorek skończony i nowy kapitan (Olek) ma przypilnować porządku, a następnie wyszedł. Mina Aleksandra była bezcenna, gdy patrzył, jak Jess nie potrafiła się ogarnąć, bo naprawdę nie miał ochoty jej pocieszać, bo nienawidził jej z całego serca. Mimo to podszedł do niej z nieukrywanym obrzydzeniem i wyciągnął ku niej rękę. Byłam niemal pewna, że gdyby miał rękawiczki, to najpierw by je założył, a dopiero potem podał jej rękę. Ku mojemu zdziwieniu blondynka odepchnęła jego dłoń i po tysiącu próbach w końcu wstała i popełzła niczym żmija do drzwi. Olek obrócił się w moją oraz Patrycjusza stronę i wywrócił teatralnie oczami. Dopiero wtedy zauważyłam, że dalej trzymałam Pati za rękę. Gwałtownie się wyrwałam i przeprosiłam go, mówiąc, że zobaczę, co z Edwardem. Było mi wstyd za to, co zrobiłam, więc wymyśliłam pierwszą lepszą wymówkę. Brunet zaskoczony moją reakcją kiwnął jedynie głową.
         I oto tak siedziałam w samochodzie Edwarda tuż obok niego na siedzeniu pasażera, głaskając go po głowie jak dziecko. Zaprzestałam tę czynność niedługo potem, wyjęłam kluczyki ze stacyjki i wysiadłam z pojazdu. Kierowałam się z powrotem na salę, aby pomóc chłopakom w sprzątaniu, ale niespodziewanie ktoś brutalnie pociągnął mnie za ramię. Udało mi się cudem utrzymać równowagę, a następnie spotkałam się twarzą w twarz z Jess, która mierzyła mnie wściekłym spojrzeniem. Zaskoczyło mnie najbardziej to, że nadal tu była, bo wyszła z sali szybciej niż ja.
         - To wszystko twoja wina! Zepsułaś wszystko, kurwo! I jeszcze pieprzysz się z moim byłym w jego samochodzie! - wymachiwała rękami na każdą stronę i bałam się, że zaraz mi celowo przyjebie. - Jesteś z siebie dumna, co?! Teraz udajesz aniołeczka, a tak naprawdę zaplanowałaś to wcześniej! To przez ciebie Edward ze mną zerwał! Wszystko przez ciebie! - chwyciła mnie za barki i zaczęła mnie szarpać do przodu i do tyłu. - Jesteś okropna! Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę cię! Powinnaś nigdy nie przyjeżdżać do tego miasta! Wszystko niszczysz! Wypierdalaj stąd! Wracaj do swojego burdelu! Nie powinnaś nigdy tutaj przyjeżdżać! Przynosisz jedynie pecha! - popchnęła mnie do tyłu z całej siły i poleciałam na brukową kostkę. W ostatniej sekundzie zdążyłam się podeprzeć, ale boleśnie zdarłam skórę na rękach aż do krwi. - Słyszysz?! Wypierdalaj! Najlepiej by było dla wszystkich, gdyby w ogóle cię nie było! - niemal rwała włosy z głowy, a z każdą kolejną obelgą bolało mnie serce, natomiast sumienie miałam pełne od wyrzutów.
         Wytarłam krew z ran o kolana, zostawiając czerwone smugi i zadarłam głowę do góry oraz przybrałam najbardziej wkurwiony wyraz twarzy. W środku niemal się rozsypywałam kawałek po kawałku, ale nie mogłam pokazać tej kurwie, że potrafi mnie totalnie zniszczyć. 
         Gwałtownie schyliłam się po swój czarny obcas, zdjęłam go i nabierając zamachu, rzuciłam nim w pusty łeb Jess, nim ta zdążyła zareagować. 
         Chwyciła się za tlenione blond włosy i pisnęła obrzydliwie. Nie czekając na jej kontratak, przyjebałam jej jeszcze raz drugim butem.
         Kto wie, gdybym miała coś jeszcze w zapasie to otrzymałabym jakieś combo.
         - Ty pierdolona kurwo...! - po czole Jess płynęła strużka krwi, gdyż dostała centralnie obcasem w czoło. Blondynka jak opętana rzuciła się na mnie, wrzeszcząc i wymachując rękoma.
         W ostatniej chwili przekręciłam się po ziemi na bok, przez co Jessica dodatkowo jebła w brukową kostkę, zadając sobie kolejne rany. 
         O i teraz osiągnęłam zajebiste combo. Normalnie tutaj toczyła się gra jeden na jeden. 
         Blondynka pod wpływem furii zaczęła uderzać rękami o ziemię, raniąc okropnie dłonie aż do krwi. Lekko przerażona jej postawą wstałam i oddalałam się powoli. Nie przeszkadzał mi fakt, że nie miałam na sobie butów jedynie rajstopy i sukienkę (choć już w opłakanym stanie). Nie spuszczałam wzroku z Jess, która wrzeszczała, płakała histerycznie i zadawała ciosy biednej kostce. Byłam przekonana, że ta kostka miała być moim odzwierciedleniem. Zrobiło mi się przeraźliwie zimno, widząc jak blondynka miała zakrwawione całe dłonie, a mimo to nie zaprzestawała swojej czynności.  
         - Co się tu odkurwia?! - ryknął tuż nad moim uchem Olek, a ja aż podskoczyłam ze strachu.
         Z gry jeden na jednej zrobił się multiplayer. Któż by pomyślał.
         - Nic ci nie jest? - szarowłosy zmierzył mnie z góry na dół i zatrzymał wzrok na moich kolanach umazanych krwią. Zagryzł wargę i obrzydzony odwrócił głowę. - Czy ty właśnie dostałaś okres?
         Zamrugałam oczami, a następnie wybuchłam śmiechem. Rozbawiona pokazałam mu dłonie, a on jedynie zerknął i znowu odwrócił wzrok w drugą stronę tym razem z lekkim wyrazem ulgi. Mimo to niesmak u niego widocznie pozostał.
         - Szmata, kurwa, idiotka... - ledwo słyszalne wyzwiska wypowiadała Jessica raz za razem, mażąc czerwoną ciecz po kostce.
         - A tej co? - Olek zmarszczył brwi, a następnie ciężko przełknął ślinę. - Obrzydliwe. Ona też dostała okres? - blondynka odwróciła się gwałtownie w jego stronę i świdrowała go wzrokiem. - Ejej, spokojnie puszczalcu. Słyszałem, że gdy kobieta ma okres trzeba rzucić w jej stronę czekoladą - wskazał palcem na Jess. - W jej przypadku rzuciłbym czymś o wiele cięższym.
         Pokręciłam głową z nieukrywanym uśmiechem. Aleksander zdjął z siebie marynarkę i zarzucił mi ją na ramiona. Pogłaskał kciukami zaschłą krew na rękach i oznajmił, że nie zna się na opatrywaniu ran, ale w domu Edward się tym zajmie. Wspomniał coś o tym, że Edward zachowuje się jak typowa piguła (tzn. pielęgniarka) i nawet gdy kiedyś zaciął się na tyle głęboko, że krwawienie nie chciało ustać, to czarnowłosy pomógł mu na tyle profesjonalnie, że w szpitalu dokonali jedynie małych poprawek. Na moje pytanie: "Gdzie Edward się tego nauczył?", Olek perfidnie mnie zlał. 
         Z piskiem opon tuż przy Jessice zahamował czarny, luksusowy samochód, a następnie jacyś ludzie wciągnęli ją do auta siłą. Oniemieli patrzeliśmy, jak samochód odjeżdżał i zniknął za zakrętem. Jak nigdy nic odwróciliśmy się od miejsca zdarzenia, a ja po drodze zgarnęłam swoje szpilki i ruszyliśmy w stronę sali. Zatrzymał nas dźwięk otwieranych drzwi od samochodu i oboje zwróciliśmy głowę w tamtym kierunku.
         - Zawieziecie mnie do domu? - rzekł zaspanym głosem Ed, który opierał się całym ciałem o drzwi i ziewnął głęboko. Podniósł wzrok i przez chwilę wpatrywał się wprost na mnie. - Czy ty dostałaś okres?
         Po raz kolejny nie mogłam opanować śmiechu, a Olek strzelił sobie otwartą ręką w czoło i również się zaśmiał. 
         - Idioci - prychnęłam i pokręciłam zrezygnowana głową. - Okres to ja mam na rękach - wyciągnęłam obie dłonie do przodu, pokazując rany, o których Ed i tak by się dowiedział, nieważne jakbym to maskowała.
         W błyskawicznym tempie Edward znalazł się tuż przede mną, zapominając nawet o zamknięciu drzwi. Delikatnie chwycił mój nadgarstek i drugą ręką dotykał zranienia. Robił to tak bezboleśnie, że faktycznie przeleciała mi myśl o tym, że byłby dobrym lekarzem. Zwykle doktorzy kojarzyli mi się z bezwzględnością i specjalistami w zadawaniu bólu. 
         Lekarze przypominali tampony żądne krwi.
         - Zajmę się tym w domu, dobrze? - spojrzał na mnie jak matka, która nie przyjmuje odmowy, więc odruchowo kiwnęłam głową.
         - W końcu wrócisz do swojego fachu, co? - Olek klepnął go w ramię. - Idę po tego zjeba i wracamy. Mam dzisiaj serio wszystkiego dość. Kto jest za tym, żeby się najebać?
         Obie ręce Edwarda wystrzeliły w górę. Wykorzystując okazję, środkowy i wskazujący palec wbiłam w jego brzuch, przez co skulił się w pół i oplótł talię dłońmi.
         - Chyba nikt - odpowiedziałam pewnie, a Ed mierzył mnie nienawistnym wzrokiem.
         Następnie wyraz twarzy Eda diametralnie się zmienił i chwycił się za głowę, a następnie upadł kolanami na ziemię. Aleksander zbladł i ruszył w naszym kierunku. Oznaczało to tylko jedno: kolejny atak. Edward zaczął pojękiwać i zaciskał coraz mocniej dłonie. Stałam przerażona, nie wiedząc, jak mogę mu pomóc. Instynktownie podeszłam bliżej i to był mój najgorszy wybór. Zauważyłam za późno, że czarnowłosy się uśmiechał, a potem wykonał to, co miał w planach: podniósł mnie i przerzucił mnie przez bark. Dopiero teraz byłam totalnie bezbronna, bo gdy mnie podnosił spadły mi szpilki. Miałam cichą nadzieję, że któryś but spadł własnie na jego nogę.
         - Puść mnie! - zrobiłam najbardziej obciachową rzecz i zaczęłam go bić pięściami po plecach. - Pomocy!
         W dodatku na pewno było widać mi tyłek, przez co miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Jakby na zawołanie, Ed chwycił koniec mojej sukienki i trzymał go kurczowo za moją dupą. Gentleman się kurwa znalazł.
         - Widzimy się w domu - powiedział na odchodnym czarnowłosy i ruszył w stronę auta.
         Chyba zapomniał, kto tak naprawdę miał kluczyki. Gdybym mogła, podrzuciłabym je zwycięsko, ale aktualnie spoczywały w kieszeni marynarki Olka, którą wciąż miałam na sobie. 
         Szach mat, kocie ruchaczu.






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 9 - Sekta pluszowych sów

     Przytuliłam głowę do pluszowego misia imieniem Edward. Przekręciłam się na drugi bok, zabierając misia ze sobą. Miałam ochotę wstać, zrobić śniadanie chłopakom i miło spędzić niedzielę, ale uznałam, że jednak mi się nie chce.      Pogłaskałam misia po miękkim futerku. Nie wiedziałam, czy to moja wyobraźnia, ale wydawało mi się, że jego futerko jakby zostało przystrzyżone. Było ciut krótsze niż wczoraj. Chciałam pogłaskać misia za uchem, ale nie było go tam. Zamiast ślicznej mordki poczułam coś na kształt dziobu.      Że co?      Usiadłam na łóżku jak porażona i odskoczyłam od pluszaka.      Co robi w moim pokoju sowa?! Pluszowa sowa?!      Spojrzałam na podłogę i zauważyłam, że jestem otoczona przez pluszowe sowy, których oczy skierowane były na mnie. Przerażające.      Nagle usłyszałam gorzki głos Aleksandra za drzwiami.      - Kto porwał moich przyjaciół?...

Rozdział 7 - Czerwony rumak

     Siedziałam w domu już którąś godzinę. Nie miałam co robić. Wyszłam z mojego pokoju, który nawiasem mówiąc, chciałam przemalować na inny kolor. Różowy powoli doprowadzał mnie do szału. Następnie ruszyłam korytarzem. Wielkość domu mnie przerażała. Nie sądziłam, że w tak wielkim budynku mieszkają zaledwie trzy osoby! Aktualnie już cztery. Tu mogłoby się pomieścić o wiele więcej ludzi. Ciekawe, czy dostają oferty o organizowanie wesel, domówek, poprawin, chrztów...      Były tutaj jasne oraz kręcone schody na pierwsze piętro, trzy drzwi do pokoju chłopaków, dwa pokoje zostały zamknięte na klucz, łazienka, od niedawna i mój pokój oraz drugie schody prowadzące na górę. Nie chciałam naruszać ich prywatności, więc udałam się po schodach do góry. Wszędzie wszystko było cholernie duże, a ja wydawałam się zagubiona w tym domu. I tak było. U góry znajdowały się dwa pojemne strychy, suszarnia, pralnia, gdzie zapełnione były do pełna aż trzy kosze, łazienka, cztery...

Rozdział 20 - Kapitan czy już nie?

          C.d.                     Po przeprowadzeniu testu "Czy sowy ludzkie też potrafią latać?" wsiedliśmy w trójkę do samochodu i ruszyliśmy na salę bankietową. Najprościej rzecz ujmując, test polegał na tym, że Patrycjusz chwycił za jedną nogę, a ja za drugą i oboje ściągnęliśmy Olka ze schodów na dworze. Oczywiście szarowłosy nie był zadowolony z tego obrotu sprawy, bo najbardziej na tym ucierpiał. Zdałam sobie sprawę, że akurat ze schodów na dworze nie chciałabym spaść, bo obawiałam się, że moja kość ogonowa by tego nie przeżyła.          Reakcja szarowłosego była do przewidzenia. Aleksander leżał obrażony na brzuchu na tylnym siedzeniu. W aucie słychać było jedynie cicho grają muzykę w radiu i wyzwiska skierowanych naszym kierunku ze strony Olka.          - Ej, bro - zaczął pewnie Patrycjusz, który prowadził niemal perfekcyjnie jak instruktor. - A ty i...