Zasnął. Jakby nigdy nic zasnął na mojej ręce! Zażenowana nie wiedziałam, co robić. Najpierw odjebał takie przedstawienie, a teraz zwyczajnie spał. Po prostu cudownie!
Poniekąd próbowałam go zrozumieć, bo przez tyle miesięcy był przywiązany oraz manipulowany przez toksyczne osoby i zwyczajnie nie wytrzymał i doprowadził do takiej sytuacji, jaka miała miejsce dziś. Po tym, jak zhańbił należność do Nekomy, rzucając jak szmatę marynarkę z logiem na podłogę, wyszedł z sali, a wszyscy dookoła długo pozostali w bezruchu. Totalnie nas wszystkich zamurowało. Jessica niemal zalała swoimi łzami całą podłogę, a trener nawet nie pomógł jej wstać, tylko czerwony ze złości ogłosił, że wieczorek skończony i nowy kapitan (Olek) ma przypilnować porządku, a następnie wyszedł. Mina Aleksandra była bezcenna, gdy patrzył, jak Jess nie potrafiła się ogarnąć, bo naprawdę nie miał ochoty jej pocieszać, bo nienawidził jej z całego serca. Mimo to podszedł do niej z nieukrywanym obrzydzeniem i wyciągnął ku niej rękę. Byłam niemal pewna, że gdyby miał rękawiczki, to najpierw by je założył, a dopiero potem podał jej rękę. Ku mojemu zdziwieniu blondynka odepchnęła jego dłoń i po tysiącu próbach w końcu wstała i popełzła niczym żmija do drzwi. Olek obrócił się w moją oraz Patrycjusza stronę i wywrócił teatralnie oczami. Dopiero wtedy zauważyłam, że dalej trzymałam Pati za rękę. Gwałtownie się wyrwałam i przeprosiłam go, mówiąc, że zobaczę, co z Edwardem. Było mi wstyd za to, co zrobiłam, więc wymyśliłam pierwszą lepszą wymówkę. Brunet zaskoczony moją reakcją kiwnął jedynie głową.
I oto tak siedziałam w samochodzie Edwarda tuż obok niego na siedzeniu pasażera, głaskając go po głowie jak dziecko. Zaprzestałam tę czynność niedługo potem, wyjęłam kluczyki ze stacyjki i wysiadłam z pojazdu. Kierowałam się z powrotem na salę, aby pomóc chłopakom w sprzątaniu, ale niespodziewanie ktoś brutalnie pociągnął mnie za ramię. Udało mi się cudem utrzymać równowagę, a następnie spotkałam się twarzą w twarz z Jess, która mierzyła mnie wściekłym spojrzeniem. Zaskoczyło mnie najbardziej to, że nadal tu była, bo wyszła z sali szybciej niż ja.
- To wszystko twoja wina! Zepsułaś wszystko, kurwo! I jeszcze pieprzysz się z moim byłym w jego samochodzie! - wymachiwała rękami na każdą stronę i bałam się, że zaraz mi celowo przyjebie. - Jesteś z siebie dumna, co?! Teraz udajesz aniołeczka, a tak naprawdę zaplanowałaś to wcześniej! To przez ciebie Edward ze mną zerwał! Wszystko przez ciebie! - chwyciła mnie za barki i zaczęła mnie szarpać do przodu i do tyłu. - Jesteś okropna! Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę cię! Powinnaś nigdy nie przyjeżdżać do tego miasta! Wszystko niszczysz! Wypierdalaj stąd! Wracaj do swojego burdelu! Nie powinnaś nigdy tutaj przyjeżdżać! Przynosisz jedynie pecha! - popchnęła mnie do tyłu z całej siły i poleciałam na brukową kostkę. W ostatniej sekundzie zdążyłam się podeprzeć, ale boleśnie zdarłam skórę na rękach aż do krwi. - Słyszysz?! Wypierdalaj! Najlepiej by było dla wszystkich, gdyby w ogóle cię nie było! - niemal rwała włosy z głowy, a z każdą kolejną obelgą bolało mnie serce, natomiast sumienie miałam pełne od wyrzutów.
Wytarłam krew z ran o kolana, zostawiając czerwone smugi i zadarłam głowę do góry oraz przybrałam najbardziej wkurwiony wyraz twarzy. W środku niemal się rozsypywałam kawałek po kawałku, ale nie mogłam pokazać tej kurwie, że potrafi mnie totalnie zniszczyć.
Gwałtownie schyliłam się po swój czarny obcas, zdjęłam go i nabierając zamachu, rzuciłam nim w pusty łeb Jess, nim ta zdążyła zareagować.
Chwyciła się za tlenione blond włosy i pisnęła obrzydliwie. Nie czekając na jej kontratak, przyjebałam jej jeszcze raz drugim butem.
Kto wie, gdybym miała coś jeszcze w zapasie to otrzymałabym jakieś combo.
- Ty pierdolona kurwo...! - po czole Jess płynęła strużka krwi, gdyż dostała centralnie obcasem w czoło. Blondynka jak opętana rzuciła się na mnie, wrzeszcząc i wymachując rękoma.
W ostatniej chwili przekręciłam się po ziemi na bok, przez co Jessica dodatkowo jebła w brukową kostkę, zadając sobie kolejne rany.
O i teraz osiągnęłam zajebiste combo. Normalnie tutaj toczyła się gra jeden na jeden.
Blondynka pod wpływem furii zaczęła uderzać rękami o ziemię, raniąc okropnie dłonie aż do krwi. Lekko przerażona jej postawą wstałam i oddalałam się powoli. Nie przeszkadzał mi fakt, że nie miałam na sobie butów jedynie rajstopy i sukienkę (choć już w opłakanym stanie). Nie spuszczałam wzroku z Jess, która wrzeszczała, płakała histerycznie i zadawała ciosy biednej kostce. Byłam przekonana, że ta kostka miała być moim odzwierciedleniem. Zrobiło mi się przeraźliwie zimno, widząc jak blondynka miała zakrwawione całe dłonie, a mimo to nie zaprzestawała swojej czynności.
- Co się tu odkurwia?! - ryknął tuż nad moim uchem Olek, a ja aż podskoczyłam ze strachu.
Z gry jeden na jednej zrobił się multiplayer. Któż by pomyślał.
- Nic ci nie jest? - szarowłosy zmierzył mnie z góry na dół i zatrzymał wzrok na moich kolanach umazanych krwią. Zagryzł wargę i obrzydzony odwrócił głowę. - Czy ty właśnie dostałaś okres?
Zamrugałam oczami, a następnie wybuchłam śmiechem. Rozbawiona pokazałam mu dłonie, a on jedynie zerknął i znowu odwrócił wzrok w drugą stronę tym razem z lekkim wyrazem ulgi. Mimo to niesmak u niego widocznie pozostał.
- Szmata, kurwa, idiotka... - ledwo słyszalne wyzwiska wypowiadała Jessica raz za razem, mażąc czerwoną ciecz po kostce.
- A tej co? - Olek zmarszczył brwi, a następnie ciężko przełknął ślinę. - Obrzydliwe. Ona też dostała okres? - blondynka odwróciła się gwałtownie w jego stronę i świdrowała go wzrokiem. - Ejej, spokojnie puszczalcu. Słyszałem, że gdy kobieta ma okres trzeba rzucić w jej stronę czekoladą - wskazał palcem na Jess. - W jej przypadku rzuciłbym czymś o wiele cięższym.
Pokręciłam głową z nieukrywanym uśmiechem. Aleksander zdjął z siebie marynarkę i zarzucił mi ją na ramiona. Pogłaskał kciukami zaschłą krew na rękach i oznajmił, że nie zna się na opatrywaniu ran, ale w domu Edward się tym zajmie. Wspomniał coś o tym, że Edward zachowuje się jak typowa piguła (tzn. pielęgniarka) i nawet gdy kiedyś zaciął się na tyle głęboko, że krwawienie nie chciało ustać, to czarnowłosy pomógł mu na tyle profesjonalnie, że w szpitalu dokonali jedynie małych poprawek. Na moje pytanie: "Gdzie Edward się tego nauczył?", Olek perfidnie mnie zlał.
Z piskiem opon tuż przy Jessice zahamował czarny, luksusowy samochód, a następnie jacyś ludzie wciągnęli ją do auta siłą. Oniemieli patrzeliśmy, jak samochód odjeżdżał i zniknął za zakrętem. Jak nigdy nic odwróciliśmy się od miejsca zdarzenia, a ja po drodze zgarnęłam swoje szpilki i ruszyliśmy w stronę sali. Zatrzymał nas dźwięk otwieranych drzwi od samochodu i oboje zwróciliśmy głowę w tamtym kierunku.
- Zawieziecie mnie do domu? - rzekł zaspanym głosem Ed, który opierał się całym ciałem o drzwi i ziewnął głęboko. Podniósł wzrok i przez chwilę wpatrywał się wprost na mnie. - Czy ty dostałaś okres?
Po raz kolejny nie mogłam opanować śmiechu, a Olek strzelił sobie otwartą ręką w czoło i również się zaśmiał.
- Idioci - prychnęłam i pokręciłam zrezygnowana głową. - Okres to ja mam na rękach - wyciągnęłam obie dłonie do przodu, pokazując rany, o których Ed i tak by się dowiedział, nieważne jakbym to maskowała.
W błyskawicznym tempie Edward znalazł się tuż przede mną, zapominając nawet o zamknięciu drzwi. Delikatnie chwycił mój nadgarstek i drugą ręką dotykał zranienia. Robił to tak bezboleśnie, że faktycznie przeleciała mi myśl o tym, że byłby dobrym lekarzem. Zwykle doktorzy kojarzyli mi się z bezwzględnością i specjalistami w zadawaniu bólu.
Lekarze przypominali tampony żądne krwi.
- Zajmę się tym w domu, dobrze? - spojrzał na mnie jak matka, która nie przyjmuje odmowy, więc odruchowo kiwnęłam głową.
- W końcu wrócisz do swojego fachu, co? - Olek klepnął go w ramię. - Idę po tego zjeba i wracamy. Mam dzisiaj serio wszystkiego dość. Kto jest za tym, żeby się najebać?
Obie ręce Edwarda wystrzeliły w górę. Wykorzystując okazję, środkowy i wskazujący palec wbiłam w jego brzuch, przez co skulił się w pół i oplótł talię dłońmi.
- Chyba nikt - odpowiedziałam pewnie, a Ed mierzył mnie nienawistnym wzrokiem.
Następnie wyraz twarzy Eda diametralnie się zmienił i chwycił się za głowę, a następnie upadł kolanami na ziemię. Aleksander zbladł i ruszył w naszym kierunku. Oznaczało to tylko jedno: kolejny atak. Edward zaczął pojękiwać i zaciskał coraz mocniej dłonie. Stałam przerażona, nie wiedząc, jak mogę mu pomóc. Instynktownie podeszłam bliżej i to był mój najgorszy wybór. Zauważyłam za późno, że czarnowłosy się uśmiechał, a potem wykonał to, co miał w planach: podniósł mnie i przerzucił mnie przez bark. Dopiero teraz byłam totalnie bezbronna, bo gdy mnie podnosił spadły mi szpilki. Miałam cichą nadzieję, że któryś but spadł własnie na jego nogę.
- Puść mnie! - zrobiłam najbardziej obciachową rzecz i zaczęłam go bić pięściami po plecach. - Pomocy!
W dodatku na pewno było widać mi tyłek, przez co miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Jakby na zawołanie, Ed chwycił koniec mojej sukienki i trzymał go kurczowo za moją dupą. Gentleman się kurwa znalazł.
- Widzimy się w domu - powiedział na odchodnym czarnowłosy i ruszył w stronę auta.
Chyba zapomniał, kto tak naprawdę miał kluczyki. Gdybym mogła, podrzuciłabym je zwycięsko, ale aktualnie spoczywały w kieszeni marynarki Olka, którą wciąż miałam na sobie.
Szach mat, kocie ruchaczu.
Poniekąd próbowałam go zrozumieć, bo przez tyle miesięcy był przywiązany oraz manipulowany przez toksyczne osoby i zwyczajnie nie wytrzymał i doprowadził do takiej sytuacji, jaka miała miejsce dziś. Po tym, jak zhańbił należność do Nekomy, rzucając jak szmatę marynarkę z logiem na podłogę, wyszedł z sali, a wszyscy dookoła długo pozostali w bezruchu. Totalnie nas wszystkich zamurowało. Jessica niemal zalała swoimi łzami całą podłogę, a trener nawet nie pomógł jej wstać, tylko czerwony ze złości ogłosił, że wieczorek skończony i nowy kapitan (Olek) ma przypilnować porządku, a następnie wyszedł. Mina Aleksandra była bezcenna, gdy patrzył, jak Jess nie potrafiła się ogarnąć, bo naprawdę nie miał ochoty jej pocieszać, bo nienawidził jej z całego serca. Mimo to podszedł do niej z nieukrywanym obrzydzeniem i wyciągnął ku niej rękę. Byłam niemal pewna, że gdyby miał rękawiczki, to najpierw by je założył, a dopiero potem podał jej rękę. Ku mojemu zdziwieniu blondynka odepchnęła jego dłoń i po tysiącu próbach w końcu wstała i popełzła niczym żmija do drzwi. Olek obrócił się w moją oraz Patrycjusza stronę i wywrócił teatralnie oczami. Dopiero wtedy zauważyłam, że dalej trzymałam Pati za rękę. Gwałtownie się wyrwałam i przeprosiłam go, mówiąc, że zobaczę, co z Edwardem. Było mi wstyd za to, co zrobiłam, więc wymyśliłam pierwszą lepszą wymówkę. Brunet zaskoczony moją reakcją kiwnął jedynie głową.
I oto tak siedziałam w samochodzie Edwarda tuż obok niego na siedzeniu pasażera, głaskając go po głowie jak dziecko. Zaprzestałam tę czynność niedługo potem, wyjęłam kluczyki ze stacyjki i wysiadłam z pojazdu. Kierowałam się z powrotem na salę, aby pomóc chłopakom w sprzątaniu, ale niespodziewanie ktoś brutalnie pociągnął mnie za ramię. Udało mi się cudem utrzymać równowagę, a następnie spotkałam się twarzą w twarz z Jess, która mierzyła mnie wściekłym spojrzeniem. Zaskoczyło mnie najbardziej to, że nadal tu była, bo wyszła z sali szybciej niż ja.
- To wszystko twoja wina! Zepsułaś wszystko, kurwo! I jeszcze pieprzysz się z moim byłym w jego samochodzie! - wymachiwała rękami na każdą stronę i bałam się, że zaraz mi celowo przyjebie. - Jesteś z siebie dumna, co?! Teraz udajesz aniołeczka, a tak naprawdę zaplanowałaś to wcześniej! To przez ciebie Edward ze mną zerwał! Wszystko przez ciebie! - chwyciła mnie za barki i zaczęła mnie szarpać do przodu i do tyłu. - Jesteś okropna! Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę cię! Powinnaś nigdy nie przyjeżdżać do tego miasta! Wszystko niszczysz! Wypierdalaj stąd! Wracaj do swojego burdelu! Nie powinnaś nigdy tutaj przyjeżdżać! Przynosisz jedynie pecha! - popchnęła mnie do tyłu z całej siły i poleciałam na brukową kostkę. W ostatniej sekundzie zdążyłam się podeprzeć, ale boleśnie zdarłam skórę na rękach aż do krwi. - Słyszysz?! Wypierdalaj! Najlepiej by było dla wszystkich, gdyby w ogóle cię nie było! - niemal rwała włosy z głowy, a z każdą kolejną obelgą bolało mnie serce, natomiast sumienie miałam pełne od wyrzutów.
Wytarłam krew z ran o kolana, zostawiając czerwone smugi i zadarłam głowę do góry oraz przybrałam najbardziej wkurwiony wyraz twarzy. W środku niemal się rozsypywałam kawałek po kawałku, ale nie mogłam pokazać tej kurwie, że potrafi mnie totalnie zniszczyć.
Gwałtownie schyliłam się po swój czarny obcas, zdjęłam go i nabierając zamachu, rzuciłam nim w pusty łeb Jess, nim ta zdążyła zareagować.
Chwyciła się za tlenione blond włosy i pisnęła obrzydliwie. Nie czekając na jej kontratak, przyjebałam jej jeszcze raz drugim butem.
Kto wie, gdybym miała coś jeszcze w zapasie to otrzymałabym jakieś combo.
- Ty pierdolona kurwo...! - po czole Jess płynęła strużka krwi, gdyż dostała centralnie obcasem w czoło. Blondynka jak opętana rzuciła się na mnie, wrzeszcząc i wymachując rękoma.
W ostatniej chwili przekręciłam się po ziemi na bok, przez co Jessica dodatkowo jebła w brukową kostkę, zadając sobie kolejne rany.
O i teraz osiągnęłam zajebiste combo. Normalnie tutaj toczyła się gra jeden na jeden.
Blondynka pod wpływem furii zaczęła uderzać rękami o ziemię, raniąc okropnie dłonie aż do krwi. Lekko przerażona jej postawą wstałam i oddalałam się powoli. Nie przeszkadzał mi fakt, że nie miałam na sobie butów jedynie rajstopy i sukienkę (choć już w opłakanym stanie). Nie spuszczałam wzroku z Jess, która wrzeszczała, płakała histerycznie i zadawała ciosy biednej kostce. Byłam przekonana, że ta kostka miała być moim odzwierciedleniem. Zrobiło mi się przeraźliwie zimno, widząc jak blondynka miała zakrwawione całe dłonie, a mimo to nie zaprzestawała swojej czynności.
- Co się tu odkurwia?! - ryknął tuż nad moim uchem Olek, a ja aż podskoczyłam ze strachu.
Z gry jeden na jednej zrobił się multiplayer. Któż by pomyślał.
- Nic ci nie jest? - szarowłosy zmierzył mnie z góry na dół i zatrzymał wzrok na moich kolanach umazanych krwią. Zagryzł wargę i obrzydzony odwrócił głowę. - Czy ty właśnie dostałaś okres?
Zamrugałam oczami, a następnie wybuchłam śmiechem. Rozbawiona pokazałam mu dłonie, a on jedynie zerknął i znowu odwrócił wzrok w drugą stronę tym razem z lekkim wyrazem ulgi. Mimo to niesmak u niego widocznie pozostał.
- Szmata, kurwa, idiotka... - ledwo słyszalne wyzwiska wypowiadała Jessica raz za razem, mażąc czerwoną ciecz po kostce.
- A tej co? - Olek zmarszczył brwi, a następnie ciężko przełknął ślinę. - Obrzydliwe. Ona też dostała okres? - blondynka odwróciła się gwałtownie w jego stronę i świdrowała go wzrokiem. - Ejej, spokojnie puszczalcu. Słyszałem, że gdy kobieta ma okres trzeba rzucić w jej stronę czekoladą - wskazał palcem na Jess. - W jej przypadku rzuciłbym czymś o wiele cięższym.
Pokręciłam głową z nieukrywanym uśmiechem. Aleksander zdjął z siebie marynarkę i zarzucił mi ją na ramiona. Pogłaskał kciukami zaschłą krew na rękach i oznajmił, że nie zna się na opatrywaniu ran, ale w domu Edward się tym zajmie. Wspomniał coś o tym, że Edward zachowuje się jak typowa piguła (tzn. pielęgniarka) i nawet gdy kiedyś zaciął się na tyle głęboko, że krwawienie nie chciało ustać, to czarnowłosy pomógł mu na tyle profesjonalnie, że w szpitalu dokonali jedynie małych poprawek. Na moje pytanie: "Gdzie Edward się tego nauczył?", Olek perfidnie mnie zlał.
Z piskiem opon tuż przy Jessice zahamował czarny, luksusowy samochód, a następnie jacyś ludzie wciągnęli ją do auta siłą. Oniemieli patrzeliśmy, jak samochód odjeżdżał i zniknął za zakrętem. Jak nigdy nic odwróciliśmy się od miejsca zdarzenia, a ja po drodze zgarnęłam swoje szpilki i ruszyliśmy w stronę sali. Zatrzymał nas dźwięk otwieranych drzwi od samochodu i oboje zwróciliśmy głowę w tamtym kierunku.
- Zawieziecie mnie do domu? - rzekł zaspanym głosem Ed, który opierał się całym ciałem o drzwi i ziewnął głęboko. Podniósł wzrok i przez chwilę wpatrywał się wprost na mnie. - Czy ty dostałaś okres?
Po raz kolejny nie mogłam opanować śmiechu, a Olek strzelił sobie otwartą ręką w czoło i również się zaśmiał.
- Idioci - prychnęłam i pokręciłam zrezygnowana głową. - Okres to ja mam na rękach - wyciągnęłam obie dłonie do przodu, pokazując rany, o których Ed i tak by się dowiedział, nieważne jakbym to maskowała.
W błyskawicznym tempie Edward znalazł się tuż przede mną, zapominając nawet o zamknięciu drzwi. Delikatnie chwycił mój nadgarstek i drugą ręką dotykał zranienia. Robił to tak bezboleśnie, że faktycznie przeleciała mi myśl o tym, że byłby dobrym lekarzem. Zwykle doktorzy kojarzyli mi się z bezwzględnością i specjalistami w zadawaniu bólu.
Lekarze przypominali tampony żądne krwi.
- Zajmę się tym w domu, dobrze? - spojrzał na mnie jak matka, która nie przyjmuje odmowy, więc odruchowo kiwnęłam głową.
- W końcu wrócisz do swojego fachu, co? - Olek klepnął go w ramię. - Idę po tego zjeba i wracamy. Mam dzisiaj serio wszystkiego dość. Kto jest za tym, żeby się najebać?
Obie ręce Edwarda wystrzeliły w górę. Wykorzystując okazję, środkowy i wskazujący palec wbiłam w jego brzuch, przez co skulił się w pół i oplótł talię dłońmi.
- Chyba nikt - odpowiedziałam pewnie, a Ed mierzył mnie nienawistnym wzrokiem.
Następnie wyraz twarzy Eda diametralnie się zmienił i chwycił się za głowę, a następnie upadł kolanami na ziemię. Aleksander zbladł i ruszył w naszym kierunku. Oznaczało to tylko jedno: kolejny atak. Edward zaczął pojękiwać i zaciskał coraz mocniej dłonie. Stałam przerażona, nie wiedząc, jak mogę mu pomóc. Instynktownie podeszłam bliżej i to był mój najgorszy wybór. Zauważyłam za późno, że czarnowłosy się uśmiechał, a potem wykonał to, co miał w planach: podniósł mnie i przerzucił mnie przez bark. Dopiero teraz byłam totalnie bezbronna, bo gdy mnie podnosił spadły mi szpilki. Miałam cichą nadzieję, że któryś but spadł własnie na jego nogę.
- Puść mnie! - zrobiłam najbardziej obciachową rzecz i zaczęłam go bić pięściami po plecach. - Pomocy!
W dodatku na pewno było widać mi tyłek, przez co miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Jakby na zawołanie, Ed chwycił koniec mojej sukienki i trzymał go kurczowo za moją dupą. Gentleman się kurwa znalazł.
- Widzimy się w domu - powiedział na odchodnym czarnowłosy i ruszył w stronę auta.
Chyba zapomniał, kto tak naprawdę miał kluczyki. Gdybym mogła, podrzuciłabym je zwycięsko, ale aktualnie spoczywały w kieszeni marynarki Olka, którą wciąż miałam na sobie.
Szach mat, kocie ruchaczu.
Komentarze
Prześlij komentarz