Przebierałem koszulkę po treningu, gdy usłyszałem bardzo wyraźnie, jak ktoś mnie nawołuje.
- Edward! Ed, słyszysz mnie? - podniosłem głowę i spojrzałem pytająco na Patrycjusza. - Mamy mały problem.
Przechyliłem głowę na bok, dając mu do zrozumienia, że nadal nie rozumiem.
- Dominika się zgubiła.
Wyprostowałem się i sięgnąłem po czystą koszulkę. W sumie nie tak czystą, bo przechodziłem w niej cały dzień, ale nie była nigdzie brudna, więc była czysta. Prosta logika.
- Jak to zgubiła? - spytałem. To nie tak, że mnie to nie obchodziło. Po prostu przeczuwałem, że prędzej czy później straci orientację w tak dużym mieście.
- Napisała mi sms-a - wzruszył ramionami i nerwowo tupał nogą. - Pospieszysz się, czy będziesz dalej się guzdrał jak księżniczka na bal? - zilustrował mój dzisiejszy ubiór. - Swoją drogą, bardzo brzydki bal.
- Spierdalaj - spakowałem wszystkie swoje rzeczy i poszedłem za Patrycjuszem.
Zwykle jako ostatni opuszczałem salę gimnastyczną i szatnię, a dziś wyjątkowo byłem pierwszy. Chłopacy z drużyny dziwnie na siebie spojrzeli i usłyszałem, jak jeden z nich mówi:
- Pędzi do swojej dziewczyny - inni przyznali mu rację.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Właściwie idę na misję ratunkową biednej zagubionej dziewczynki, ale wolałem nie mówić tego głośno.
Ktoś z całej siły szarpnął mnie za lewą rękę na bok. Automatycznie skierowałem wzrok na sprawcę i okazało się, że to Jessica. Jej imię było niespotykane w tej szkole, ale jednocześnie sławne w każdym kącie.
- Hej, pysiaczku! - pisnęła, gdy znajdowaliśmy się w odludnionym miejscu. - Nie przywitałeś się ze mną rano! Dlaczego na mnie nie poczekałeś?
- Musiałem iść do sekretariatu pozałatwiać sprawy - rzekłem znudzony, a Jess wręcz promieniowała emocjami.
- No to chociaż mnie teraz pożegnaj! - naburmuszyła się.
Cmoknąłem ją szybko w usta, a ona nie odpuszczała. Uczepiła się mojej szyi i pociągnęła w swoją stronę. Zostałem skazany na długi pocałunek, ale w porę odezwał się dzwonek mojego telefonu.
- Śpieszę się - odwróciłem się i spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Patrycjusz.
- Czekaj na mnie w poniedziałek przy barierkach! - przebiegła tuż obok mnie i ostatni raz cmoknęła mnie w polik. Ohyda.
Odebrałem połączenie i usłyszałem:
- Dziesięć sekund albo wpierdol - rozłączył się.
Pobiegłem do wyjścia szkoły i tam czekali na mnie moi przyjaciele. Starłem wierchem dłoni ślinę Jessicy z mojej skóry, a w ustach czułem smak jej szminki. Miałem nadzieję, że kolor szminki nie rozmazał mi się po całej twarzy, bo inaczej wyglądałbym jak klaun.
- Nie mogłeś szybciej się z nią przelizać? - warknął Patrycjusz.
- W ten sposób ją unika - odgryzł się Aleksander i całą trójką wyszliśmy ze szkoły.
- Nie odpuścicie? - westchnąłem.
- Nie. - Odpowiedzieli równocześnie.
Dotarliśmy do domu i dopiero gdy odkładałem bluzę na wieszak, przypomniało mi się, o czym wcześniej mówił Patrycjusz.
- Będziecie musieli mi pomóc - oświadczył, gdy miałem zapytać.
- Bro, nie ogarniam matmy - Alek podniósł ręce w geście obronnym.
- A ja fizyki - podniosłem dłoń w akcie usprawiedliwienia.
- Musimy znaleźć Dominikę - powiedział bardzo spokojnie.
- Co?! Co się jej stało?! Mówiłem, że to zły pomysł zostawiać ją sama w domu w nieznanej okolicy! - szarowłosy wyolbrzymiał sprawę. - Kurwa, ruszaj dupę i idziemy ją szukać!
Już miał zamiar wyjść z domu, gdy brunet pociągnął go do tyłu za kaptur.
- Zgubiła się w domu.
Oboje spojrzeliśmy na niego jak na idiotę.
- Edward sprawdź piwnicę, ty pójdziesz przeszukać górę - wskazał na Aleksandra. - Ja obszukam parter - zauważył, że nie traktujemy tego serio. - Mówię poważnie, do cholery!
- Już po ciebie biegnę! - Alek krzyknął, gdy biegł po schodach do góry.
Rozdzieliliśmy się. Zszedłem do piwnicy i ujrzałem zapalone światło. Czyli wszystko wskazywało na to, że znajdowała się gdzieś tutaj. Wczoraj oświadczyliśmy Dominice, żeby obejrzała cały dom i okolicę. Jak widać, powinien jeden z nas to zrobić.
Każde drzwi prowadziły coraz dalej i w inne pomieszczenie. Ona zaś wybrała najbliższe wejście. Doskonale znałem każdy kąt w tym domu. To był mój dom rodzinny, a poza tym ta część domu kiedyś idealnie nadawała się na gry w chowanego. Otworzyłem drzwi i zamknąłem, gdyby te pojeby chciałyby mnie znaleźć. Szedłem wciąż na przód, otwierając kolejno drzwi. Ostatnie były uchylone i zauważyłem dziewczynę skuloną pod ścianą. Nie poruszyła się, nawet gdy zapaliłem światło w łazience.
- Zguba się znalazła - zabrzmiało to, zbyt sarkastycznie niż chciałem.
- Spierdalaj - szepnęła, a ja nie bardzo potraktowałem to jako podziękowanie.
Usiadłem naprzeciwko niej po turecku, a ona wciąż siedziała w tej samej pozycji. Kolana podciągnięte pod brzuch, a głowa schowana w kolanach. Wyglądała, jakby się mnie bała. No kurwa... Czy jednak Jess ujebała mnie szminką. Zapewne ma traumę jak większość tych dzieciaków, które idą do cyrku, po to aby zobaczyć klauna, a wychodzą z depresją.
- Dominika? - zapytałem łagodniej. - Wszystko w porządku?
Klask, klask kurwa. Znajdujesz dziewczynę w pozycji "kokona", która najwidoczniej się czegoś boi, a ty pytasz jak ostatni niedorozwój czy wszystko w porządku? Brawo, Ed. Brawo w chuj. Pogratuluję sobie jeszcze za to, że kłócę się sam ze sobą we własnych myślach.
Uniosła lekko głowę i spojrzała prosto na mnie zza szkieł okularów. Miała całe czerwone oczy i nieco zbladła. Wszystko wskazywało na to, że płakała. Nie, ona wręcz musiała ryczeć (jak bóbr o ostatnią kłodę na tamę). Pociągnęła nosem, a ja zaniemówiłem. Wpatrywała się we mnie intensywnie zielonymi tęczówkami.
- Już nigdy więcej tutaj nie zejdę, tylko pomóż mi stąd wyjść - mówiła tak łamiącym głosem, że nawet mnie to zabolało. - Proszę - ponownie ukryła głowę w kolanach.
Nie zajęło mi wiele czasu porównanie naszych osobowości. Oboje przeżyliśmy coś, co do dziś nie miało końca. Jedno spojrzenie, a potrafiłem odnaleźć w jej oczach to, co czułem, gdy patrzyłem na ogród.
Jednym szybkim ruchem przygarnąłem ją do siebie. Nie obchodził mnie w tej chwili żaden głupi zakład. Objąłem ją najmocniej, jak potrafiłem. Sam nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Równie dobrze mogłem podać jej rękę i rzucić: Idziemy, wstawaj. Może jej psychiczny stan załamania był zbliżony do mojego, przez co twierdziłem, że w jakimś sensie jesteśmy do siebie podobni?
Na początku za wszelką cenę chciała się wyswobodzić z uścisku, ale jej na to nie pozwalałem. Nie myślałem w tej chwili o Jess. Nie myślałem racjonalnie. W ogólne nie myślałem. Jess przeszła gdzieś na drugi plan, a na pierwszym znajdowała się Dominika. W końcu przestała się miotać i mocno wtuliła się w moją klatkę piersiową. Tak sądziłem. Nie można całe życie udawać, że to, co się kiedyś wydarzyło, wcale nas nie obchodzi. Kiedyś człowiek po prostu pęka, gdy znajduje się w miejscu ze wspomnień. Najwyraźniej w tej łazience było aż duszno od wspomnień.
Nie wiedziałem, czemu płakała. Mogła mieć tysiące powodów, np:
~ za późno przyszliśmy do domu,
~ bała się ciemności,
~ że byłem samolubnym dupkiem,
~ coś się stało jej bratu,
~ skończyły się płatki,
~ poznała prawdę o moim imieniu,
~ dowiedziała się o zakładzie,
~ morze czerwone (okres),
~ skończyła ulubiony serial,
~ była głodna.
Kurewsko pragnąłem wiedzieć, co takiego spotkało ją w życiu. Pogłaskałem ją po włosach i zauważyłem, że to jedyna rzecz, której nie odtrąciła. Czyżby to lubiła?
- Pograj ze mną w gówno prawdę - zaproponowałem, bo cisza była już irytująca. - Jestem kapitanem drużyny siatkarkiej - rzuciłem na pierwszy ogień, nie czekając na jej odpowiedź.
- Prawda - mruknęła lekko zachrypniętym głosem. - Aleksander i Patrycjusz też grają w siatkówkę?
- Prawda. Masz brata?
- Prawda - westchnęła. - Masz rodzeństwo?
- Prawda, siostrę. Masz chłopaka?
- Gówno prawda - prychnęła, a ja się zdziwiłem. Ona serio nikogo nie ma? - Masz dziewczynę?
Zamilkłem na chwilę.
- Prawda - oparłem głowę o jej ramię, gdy poczułem, że chciała się odsunąć. - Chciałbym z nią zerwać, ale nie mogę.
- Gówno prawda - powiedziała.
Patrzyłem jej prosto lekko spuchnięte oczy i rzekłem stanowczo:
- To jest prawda - spojrzała na mnie nieufnie. - Nie będę zanudzał cię szczegółami tego beznadziejnego układu trenerów, ale w skrócie to mam przejebane.
Niespodziewanie znów przytuliłem ją do siebie, przez co nie poznałem nawet siebie. Od kiedy zaczęło mi brakować czułości? Czy ja się właśnie przed nią rozklejam? Czy ja zamieniam się w pizdę?
- Lubisz się przytulać - zaśmiała się pod nosem, a ja razem z nią.
Nie mogłem być cipą. Będę musiał znów udawać, że nic mnie nie obchodziło i byłem uodporniony na stres.
Całe moje życie to jedno wielkie kłamstwo.
To zabrzmiało zbyt filozoficznie.
Moje życie po prostu było pojebane.
Zabrzmiało to o wiele lepiej.
- Prawda. Lubisz mnie - rzekłem i gdy myślałam, że będzie zwlekać z odpowiedzią, ona odpowiedziała natychmiast.
- Pieprz się - zdziwiło mnie to i już chciała zadać pytanie, ale ją wyprzedziłem.
- Tylko z tobą, kapciuszku - przypomniały mi się jej słodkie kapcie z rana.
Czemu mi nikt takich kapci nie kupi? Bo co, jak facet to kapcie już są obciachowe, tak? A to że mi zimno mi w giry jak popylam po domu to nie jest ważne? Nawet jakby mi ktoś takie różowe papucie kupił w jakieś wstążeczki różowe, to i tak bym je nosił, gdyby byłyby ciepłe.
Założyła mi dźwignie na szyi i lekko mnie dusiła. Nie sądziłem, że miała w sobie tyle siły, a przede wszystkim, że znała takie chwyty!
- Dobra, dobra przepraszam! - wychrypiałem.
- Jesteś zboczeńcem - powiedziała, a ja się zaśmiałem.
Czemu ona jedyna poprawiła mi humor, tym samym mnie obrażając?
- A który facet nie?
- Patrycjusz.
To mnie zamurowało. Ten pedofil od pingwiniej pornografii nie był zboczony? No błagam...
- On jest najbardziej zboczony z nas wszystkich - mruknąłem z nutą złości. - Jadłaś wczoraj moje ulubione płatki - zmieniłem sprawnie temat.
- Prawda, dobre są - zacząłem bawić się jej włosami. - Wczoraj nie mogłam zasnąć i słyszałam, jak krzyczysz przez sen, że uwielbiasz jednorożce i coś w stylu: Naprzód, różowy pegazie!
- Żartujesz, prawda?
- Tak.
Mimowolnie odetchnąłem z ulgą, a z drugiej strony zastanawiałem się, czy może było w tym ziarno prawdy. Na początku jej uwierzyłem, ale teraz postanowiłem się odegrać.
Dziewczyna odkleiła się ode mnie i próbowała jakoś wstać. Usiadłem na kolanach i pociągnąłem ją za rękę do siebie. Straciła równowagę, a ja przełożyłem jej ciało na swoje ramię, tak aby mieć cudowne widoki na jej tyłek. Kierowałem się do schodów na górę.
- Puść mnie! Umiem chodzić! - waliła mnie pięściami po plecach.
- Nie.
Chwilę się zastanawiałem, czy to zrobić, ale w końcu przyszła mi do głowy myśl, że powinna zapamiętać, że nie wolno mnie okłamywać.
- Za to, że mnie okłamałaś - klepnąłem ją mocno w tyłek i przeczuwałem, że będzie sprawdzać w lustrze, jaki czerwony pozostał ślad.
Nie spodziewałem się, że wychyli się do tyłu i uderzy mnie w pośladek w ramach rewanżu.
- Co ty przysiady robisz? - kątem oka zauważyłem, jak rozmasowuje rękę.
Mam żelazny tyłek. Miły komentarz.
Otworzyłem drzwi prowadzące na parter i zobaczyłem coś cholernie śmiesznego. Na podłodze w salonie leżał Patrycjusz i Aleksander, którzy wyglądali, jakby uszło z nich życie. Alek cicho płakał, a Patrycjusz podawał mu chusteczki i pociągnął nosem. Przypomniało mi się, że ten odcinek wyłożony płytkami jest ogrzewany, dlatego nie podnieśli się tak szybko z podłogi. Prychnąłem, a oni jednocześnie spojrzeli w moją stronę. Rozszerzyli oczy tak, jak za każdym razem widzieli pizzę. Postawiłem Dominikę na ziemi, a ona nie obdarowując mnie spojrzeniem, poszła od razu do chłopaków.
- Tak się martwiłem, Domiś! - płakał Aleksander, który w trzy sekundy znalazł się koło mnie.
- Me too - Patryjusz podał kolejną chusteczkę Aleksandrowi.
Wtuliła się w chłopaków. Czyli cała ta dobra relacja sprzed chwili poszła się pieprzyć. Fajnie.
- On mnie zamknął w piwnicy! - Dominika krzyknęła, pokazując na mnie palcem i otarła łzę z oka.
Aleksander i Patrycjusz spojrzeli na mnie, jakbym właśnie odmówił im grania na PS4, zamówienia pizzy lub oddania dobrowolnie nowego garnka w ręce Aleksandra.
- Jak mogłeś, bro! - krzyknęli i przytulili się do dziewczyny.
Czułem, jak żyłka pulsuje mi na czole. Dominika, która miała prawą rękę na plecach Patrycjusza, pokazała mi środkowy palec.
Odwdzięczę się, zobaczysz.
- Edward! Ed, słyszysz mnie? - podniosłem głowę i spojrzałem pytająco na Patrycjusza. - Mamy mały problem.
Przechyliłem głowę na bok, dając mu do zrozumienia, że nadal nie rozumiem.
- Dominika się zgubiła.
Wyprostowałem się i sięgnąłem po czystą koszulkę. W sumie nie tak czystą, bo przechodziłem w niej cały dzień, ale nie była nigdzie brudna, więc była czysta. Prosta logika.
- Jak to zgubiła? - spytałem. To nie tak, że mnie to nie obchodziło. Po prostu przeczuwałem, że prędzej czy później straci orientację w tak dużym mieście.
- Napisała mi sms-a - wzruszył ramionami i nerwowo tupał nogą. - Pospieszysz się, czy będziesz dalej się guzdrał jak księżniczka na bal? - zilustrował mój dzisiejszy ubiór. - Swoją drogą, bardzo brzydki bal.
- Spierdalaj - spakowałem wszystkie swoje rzeczy i poszedłem za Patrycjuszem.
Zwykle jako ostatni opuszczałem salę gimnastyczną i szatnię, a dziś wyjątkowo byłem pierwszy. Chłopacy z drużyny dziwnie na siebie spojrzeli i usłyszałem, jak jeden z nich mówi:
- Pędzi do swojej dziewczyny - inni przyznali mu rację.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Właściwie idę na misję ratunkową biednej zagubionej dziewczynki, ale wolałem nie mówić tego głośno.
Ktoś z całej siły szarpnął mnie za lewą rękę na bok. Automatycznie skierowałem wzrok na sprawcę i okazało się, że to Jessica. Jej imię było niespotykane w tej szkole, ale jednocześnie sławne w każdym kącie.
- Hej, pysiaczku! - pisnęła, gdy znajdowaliśmy się w odludnionym miejscu. - Nie przywitałeś się ze mną rano! Dlaczego na mnie nie poczekałeś?
- Musiałem iść do sekretariatu pozałatwiać sprawy - rzekłem znudzony, a Jess wręcz promieniowała emocjami.
- No to chociaż mnie teraz pożegnaj! - naburmuszyła się.
Cmoknąłem ją szybko w usta, a ona nie odpuszczała. Uczepiła się mojej szyi i pociągnęła w swoją stronę. Zostałem skazany na długi pocałunek, ale w porę odezwał się dzwonek mojego telefonu.
- Śpieszę się - odwróciłem się i spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Patrycjusz.
- Czekaj na mnie w poniedziałek przy barierkach! - przebiegła tuż obok mnie i ostatni raz cmoknęła mnie w polik. Ohyda.
Odebrałem połączenie i usłyszałem:
- Dziesięć sekund albo wpierdol - rozłączył się.
Pobiegłem do wyjścia szkoły i tam czekali na mnie moi przyjaciele. Starłem wierchem dłoni ślinę Jessicy z mojej skóry, a w ustach czułem smak jej szminki. Miałem nadzieję, że kolor szminki nie rozmazał mi się po całej twarzy, bo inaczej wyglądałbym jak klaun.
- Nie mogłeś szybciej się z nią przelizać? - warknął Patrycjusz.
- W ten sposób ją unika - odgryzł się Aleksander i całą trójką wyszliśmy ze szkoły.
- Nie odpuścicie? - westchnąłem.
- Nie. - Odpowiedzieli równocześnie.
Dotarliśmy do domu i dopiero gdy odkładałem bluzę na wieszak, przypomniało mi się, o czym wcześniej mówił Patrycjusz.
- Będziecie musieli mi pomóc - oświadczył, gdy miałem zapytać.
- Bro, nie ogarniam matmy - Alek podniósł ręce w geście obronnym.
- A ja fizyki - podniosłem dłoń w akcie usprawiedliwienia.
- Musimy znaleźć Dominikę - powiedział bardzo spokojnie.
- Co?! Co się jej stało?! Mówiłem, że to zły pomysł zostawiać ją sama w domu w nieznanej okolicy! - szarowłosy wyolbrzymiał sprawę. - Kurwa, ruszaj dupę i idziemy ją szukać!
Już miał zamiar wyjść z domu, gdy brunet pociągnął go do tyłu za kaptur.
- Zgubiła się w domu.
Oboje spojrzeliśmy na niego jak na idiotę.
- Edward sprawdź piwnicę, ty pójdziesz przeszukać górę - wskazał na Aleksandra. - Ja obszukam parter - zauważył, że nie traktujemy tego serio. - Mówię poważnie, do cholery!
- Już po ciebie biegnę! - Alek krzyknął, gdy biegł po schodach do góry.
Rozdzieliliśmy się. Zszedłem do piwnicy i ujrzałem zapalone światło. Czyli wszystko wskazywało na to, że znajdowała się gdzieś tutaj. Wczoraj oświadczyliśmy Dominice, żeby obejrzała cały dom i okolicę. Jak widać, powinien jeden z nas to zrobić.
Każde drzwi prowadziły coraz dalej i w inne pomieszczenie. Ona zaś wybrała najbliższe wejście. Doskonale znałem każdy kąt w tym domu. To był mój dom rodzinny, a poza tym ta część domu kiedyś idealnie nadawała się na gry w chowanego. Otworzyłem drzwi i zamknąłem, gdyby te pojeby chciałyby mnie znaleźć. Szedłem wciąż na przód, otwierając kolejno drzwi. Ostatnie były uchylone i zauważyłem dziewczynę skuloną pod ścianą. Nie poruszyła się, nawet gdy zapaliłem światło w łazience.
- Zguba się znalazła - zabrzmiało to, zbyt sarkastycznie niż chciałem.
- Spierdalaj - szepnęła, a ja nie bardzo potraktowałem to jako podziękowanie.
Usiadłem naprzeciwko niej po turecku, a ona wciąż siedziała w tej samej pozycji. Kolana podciągnięte pod brzuch, a głowa schowana w kolanach. Wyglądała, jakby się mnie bała. No kurwa... Czy jednak Jess ujebała mnie szminką. Zapewne ma traumę jak większość tych dzieciaków, które idą do cyrku, po to aby zobaczyć klauna, a wychodzą z depresją.
- Dominika? - zapytałem łagodniej. - Wszystko w porządku?
Klask, klask kurwa. Znajdujesz dziewczynę w pozycji "kokona", która najwidoczniej się czegoś boi, a ty pytasz jak ostatni niedorozwój czy wszystko w porządku? Brawo, Ed. Brawo w chuj. Pogratuluję sobie jeszcze za to, że kłócę się sam ze sobą we własnych myślach.
Uniosła lekko głowę i spojrzała prosto na mnie zza szkieł okularów. Miała całe czerwone oczy i nieco zbladła. Wszystko wskazywało na to, że płakała. Nie, ona wręcz musiała ryczeć (jak bóbr o ostatnią kłodę na tamę). Pociągnęła nosem, a ja zaniemówiłem. Wpatrywała się we mnie intensywnie zielonymi tęczówkami.
- Już nigdy więcej tutaj nie zejdę, tylko pomóż mi stąd wyjść - mówiła tak łamiącym głosem, że nawet mnie to zabolało. - Proszę - ponownie ukryła głowę w kolanach.
Nie zajęło mi wiele czasu porównanie naszych osobowości. Oboje przeżyliśmy coś, co do dziś nie miało końca. Jedno spojrzenie, a potrafiłem odnaleźć w jej oczach to, co czułem, gdy patrzyłem na ogród.
Jednym szybkim ruchem przygarnąłem ją do siebie. Nie obchodził mnie w tej chwili żaden głupi zakład. Objąłem ją najmocniej, jak potrafiłem. Sam nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Równie dobrze mogłem podać jej rękę i rzucić: Idziemy, wstawaj. Może jej psychiczny stan załamania był zbliżony do mojego, przez co twierdziłem, że w jakimś sensie jesteśmy do siebie podobni?
Na początku za wszelką cenę chciała się wyswobodzić z uścisku, ale jej na to nie pozwalałem. Nie myślałem w tej chwili o Jess. Nie myślałem racjonalnie. W ogólne nie myślałem. Jess przeszła gdzieś na drugi plan, a na pierwszym znajdowała się Dominika. W końcu przestała się miotać i mocno wtuliła się w moją klatkę piersiową. Tak sądziłem. Nie można całe życie udawać, że to, co się kiedyś wydarzyło, wcale nas nie obchodzi. Kiedyś człowiek po prostu pęka, gdy znajduje się w miejscu ze wspomnień. Najwyraźniej w tej łazience było aż duszno od wspomnień.
Nie wiedziałem, czemu płakała. Mogła mieć tysiące powodów, np:
~ za późno przyszliśmy do domu,
~ bała się ciemności,
~ że byłem samolubnym dupkiem,
~ coś się stało jej bratu,
~ skończyły się płatki,
~ poznała prawdę o moim imieniu,
~ dowiedziała się o zakładzie,
~ morze czerwone (okres),
~ skończyła ulubiony serial,
~ była głodna.
Kurewsko pragnąłem wiedzieć, co takiego spotkało ją w życiu. Pogłaskałem ją po włosach i zauważyłem, że to jedyna rzecz, której nie odtrąciła. Czyżby to lubiła?
- Pograj ze mną w gówno prawdę - zaproponowałem, bo cisza była już irytująca. - Jestem kapitanem drużyny siatkarkiej - rzuciłem na pierwszy ogień, nie czekając na jej odpowiedź.
- Prawda - mruknęła lekko zachrypniętym głosem. - Aleksander i Patrycjusz też grają w siatkówkę?
- Prawda. Masz brata?
- Prawda - westchnęła. - Masz rodzeństwo?
- Prawda, siostrę. Masz chłopaka?
- Gówno prawda - prychnęła, a ja się zdziwiłem. Ona serio nikogo nie ma? - Masz dziewczynę?
Zamilkłem na chwilę.
- Prawda - oparłem głowę o jej ramię, gdy poczułem, że chciała się odsunąć. - Chciałbym z nią zerwać, ale nie mogę.
- Gówno prawda - powiedziała.
Patrzyłem jej prosto lekko spuchnięte oczy i rzekłem stanowczo:
- To jest prawda - spojrzała na mnie nieufnie. - Nie będę zanudzał cię szczegółami tego beznadziejnego układu trenerów, ale w skrócie to mam przejebane.
Niespodziewanie znów przytuliłem ją do siebie, przez co nie poznałem nawet siebie. Od kiedy zaczęło mi brakować czułości? Czy ja się właśnie przed nią rozklejam? Czy ja zamieniam się w pizdę?
- Lubisz się przytulać - zaśmiała się pod nosem, a ja razem z nią.
Nie mogłem być cipą. Będę musiał znów udawać, że nic mnie nie obchodziło i byłem uodporniony na stres.
Całe moje życie to jedno wielkie kłamstwo.
To zabrzmiało zbyt filozoficznie.
Moje życie po prostu było pojebane.
Zabrzmiało to o wiele lepiej.
- Prawda. Lubisz mnie - rzekłem i gdy myślałam, że będzie zwlekać z odpowiedzią, ona odpowiedziała natychmiast.
- Pieprz się - zdziwiło mnie to i już chciała zadać pytanie, ale ją wyprzedziłem.
- Tylko z tobą, kapciuszku - przypomniały mi się jej słodkie kapcie z rana.
Czemu mi nikt takich kapci nie kupi? Bo co, jak facet to kapcie już są obciachowe, tak? A to że mi zimno mi w giry jak popylam po domu to nie jest ważne? Nawet jakby mi ktoś takie różowe papucie kupił w jakieś wstążeczki różowe, to i tak bym je nosił, gdyby byłyby ciepłe.
Założyła mi dźwignie na szyi i lekko mnie dusiła. Nie sądziłem, że miała w sobie tyle siły, a przede wszystkim, że znała takie chwyty!
- Dobra, dobra przepraszam! - wychrypiałem.
- Jesteś zboczeńcem - powiedziała, a ja się zaśmiałem.
Czemu ona jedyna poprawiła mi humor, tym samym mnie obrażając?
- A który facet nie?
- Patrycjusz.
To mnie zamurowało. Ten pedofil od pingwiniej pornografii nie był zboczony? No błagam...
- On jest najbardziej zboczony z nas wszystkich - mruknąłem z nutą złości. - Jadłaś wczoraj moje ulubione płatki - zmieniłem sprawnie temat.
- Prawda, dobre są - zacząłem bawić się jej włosami. - Wczoraj nie mogłam zasnąć i słyszałam, jak krzyczysz przez sen, że uwielbiasz jednorożce i coś w stylu: Naprzód, różowy pegazie!
- Żartujesz, prawda?
- Tak.
Mimowolnie odetchnąłem z ulgą, a z drugiej strony zastanawiałem się, czy może było w tym ziarno prawdy. Na początku jej uwierzyłem, ale teraz postanowiłem się odegrać.
Dziewczyna odkleiła się ode mnie i próbowała jakoś wstać. Usiadłem na kolanach i pociągnąłem ją za rękę do siebie. Straciła równowagę, a ja przełożyłem jej ciało na swoje ramię, tak aby mieć cudowne widoki na jej tyłek. Kierowałem się do schodów na górę.
- Puść mnie! Umiem chodzić! - waliła mnie pięściami po plecach.
- Nie.
Chwilę się zastanawiałem, czy to zrobić, ale w końcu przyszła mi do głowy myśl, że powinna zapamiętać, że nie wolno mnie okłamywać.
- Za to, że mnie okłamałaś - klepnąłem ją mocno w tyłek i przeczuwałem, że będzie sprawdzać w lustrze, jaki czerwony pozostał ślad.
Nie spodziewałem się, że wychyli się do tyłu i uderzy mnie w pośladek w ramach rewanżu.
- Co ty przysiady robisz? - kątem oka zauważyłem, jak rozmasowuje rękę.
Mam żelazny tyłek. Miły komentarz.
Otworzyłem drzwi prowadzące na parter i zobaczyłem coś cholernie śmiesznego. Na podłodze w salonie leżał Patrycjusz i Aleksander, którzy wyglądali, jakby uszło z nich życie. Alek cicho płakał, a Patrycjusz podawał mu chusteczki i pociągnął nosem. Przypomniało mi się, że ten odcinek wyłożony płytkami jest ogrzewany, dlatego nie podnieśli się tak szybko z podłogi. Prychnąłem, a oni jednocześnie spojrzeli w moją stronę. Rozszerzyli oczy tak, jak za każdym razem widzieli pizzę. Postawiłem Dominikę na ziemi, a ona nie obdarowując mnie spojrzeniem, poszła od razu do chłopaków.
- Tak się martwiłem, Domiś! - płakał Aleksander, który w trzy sekundy znalazł się koło mnie.
- Me too - Patryjusz podał kolejną chusteczkę Aleksandrowi.
Wtuliła się w chłopaków. Czyli cała ta dobra relacja sprzed chwili poszła się pieprzyć. Fajnie.
- On mnie zamknął w piwnicy! - Dominika krzyknęła, pokazując na mnie palcem i otarła łzę z oka.
Aleksander i Patrycjusz spojrzeli na mnie, jakbym właśnie odmówił im grania na PS4, zamówienia pizzy lub oddania dobrowolnie nowego garnka w ręce Aleksandra.
- Jak mogłeś, bro! - krzyknęli i przytulili się do dziewczyny.
Czułem, jak żyłka pulsuje mi na czole. Dominika, która miała prawą rękę na plecach Patrycjusza, pokazała mi środkowy palec.
Odwdzięczę się, zobaczysz.
Witam po miesięcznej przerwie!
Chciałam tylko napisać, że jeżeli dostrzeżecie jakiś błąd, bez wahania dodajcie komentarz w tamtym miejscu. Będę wdzięczna za Waszą pomoc.
A i jeszcze jedno:
miło, że tu jesteście. ❤
Komentarze
Prześlij komentarz