Przytuliłam głowę do pluszowego misia imieniem Edward. Przekręciłam się na drugi bok, zabierając misia ze sobą. Miałam ochotę wstać, zrobić śniadanie chłopakom i miło spędzić niedzielę, ale uznałam, że jednak mi się nie chce.
Pogłaskałam misia po miękkim futerku. Nie wiedziałam, czy to moja wyobraźnia, ale wydawało mi się, że jego futerko jakby zostało przystrzyżone. Było ciut krótsze niż wczoraj. Chciałam pogłaskać misia za uchem, ale nie było go tam. Zamiast ślicznej mordki poczułam coś na kształt dziobu.
Że co?
Usiadłam na łóżku jak porażona i odskoczyłam od pluszaka.
Co robi w moim pokoju sowa?! Pluszowa sowa?!
Spojrzałam na podłogę i zauważyłam, że jestem otoczona przez pluszowe sowy, których oczy skierowane były na mnie. Przerażające.
Nagle usłyszałam gorzki głos Aleksandra za drzwiami.
- Kto porwał moich przyjaciół?! Zimy nie ma, gdzie one odleciały?!
Niespodziewanie drzwi do mojego pokoju się otworzyły, a ja lekko się przestraszyłam huku i zakryłam się wyżej pierzyną.
- Zła siostro, Balladyno - Olek upadł na kolana, jakby ktoś wbił mu miecz w brzuch, a następnie wyciągnął prosząco ręce. - Czemuś to uczyniła? - spojrzał z żalem na każdą sowę.
Zamrugałam parę razy i lekko się otrząsnęłam. Znów zaczynał grę w poetów.
- O czym ty gaworzysz? - przyjęłam nonszalancki ton.
- Dlaczego wykradłaś mych przyjaciół jak firma Lays większość chipsów z paczek, zastępując je powietrzem i zawarłaś z nimi sojusz?! - brał każdego pluszaka po kolei pod pachę, a ja patrzyłam na niego jak na idiotę.
- Jakiż sojusz, miłośniku sów?
- Nie łżesz, pogromco nocnych ptaków - podszedł do mojego łóżka i spojrzał na sowę. Bez oporu podałam ją mu. - Dobranoc!
Wyszedł, a ja dopiero teraz spostrzegłam, że w progu drzwi stał uśmiechnięty od ucha do ucha Michał.
- Co się szczerzysz, człowieku, który przemyca cudze pluszaki do drugiego pokoju?
- Teraz jesteśmy w połowie kwita - wzruszył ramionami, a jego twarz wyrażała dumę. - Odwdzięczam się za wczoraj.
Wczoraj? Nie pamiętam, nawet kiedy się obudziłam, a mam pamiętać co robiłam wczoraj? Dostałam olśnienia kilka chwil potem. No tak. Uderzyłam go w pośladek. Swoją drogą miał ładny tyłek. Jeszcze wrobiłam chłopaków, że zamknął mnie w piwnicy.
To był zajebisty pomysł.
- Pomóc ci wstać? - zasugerował, a ja walnęłam otwartą ręką w czoło.
- Nie jestem kaleką, żebyś musiał mi pomagać w prosty rzeczach - spojrzałam na niego z ukosa. - Jestem załamana.
- Dlaczemu? - jak dziecko.
- Bo temu.
Zrzuciłam z siebie pierzynę i usiadłam na krawędzi łóżka. Sprawdziłam godzinę na telefonie i nałożyłam okulary. Prawie dziesiąta. Chwyciłam gumkę do włosów i próbowałam uczesać kitka lub coś, co wyglądałby na fryzurę.
Obok mnie znalazł się nieproszony Michał. Jego imię kompletnie do niego nie pasowało, ale z grzeczności nie powiem mu tego. Patrzył zainteresowany moimi włosami i ostatecznie zapytał:
- A teraz mogę? - wskazał palcem na moje włosy.
A co? Chcesz je wyrwać za wczoraj?
- Oddaj misia, to pogadamy.
Pokręcił głową z rozbawieniem. Wyszedł gdzieś, a po chwili wrócił z moim misiaczkiem. Wyciągnęłam ręce jak dziecko po cukierka, a on jak na złość wykorzystał moment. W ostatniej chwili schował misia za plecami, a mnie przygarnął do objęć.
Zajebie gnoja.
- Zmiana planów. Czynsz płacimy codziennie.
No chyba nie.
- Tul się z lustrem, skoro tak ci brakuje czułości.
Chciałam się wyrwać, ale żeby mieć to z głowy oraz odzyskać misia, przytuliłam go błyskawicznie i uciekłam do biurka. Chwyciłam szczotkę i kilka gumek do włosów. Usiadłam na krześle naprzeciwko lustra. Spojrzałam na niego w odbiciu, a on nieco poirytowany moją reakcją ściskał misia w ręce.
- Misia mi dusisz.
Lekko się otrząsnął i odłożył pluszaka na mojego łóżko. Podszedł do mnie i chwycił w rękę szczotkę, obracając ją w dłoni. On w ogóle wie, co to za narzędzie i jakie poważne szkody można tym wyrządzić? Mam nadzieję, że nie wyrwie mi połowy włosów. Jak ja się ludziom pokaże...
Nie czułam, żeby specjalnie ciągnął mnie za kosmyki włosów. Bardzo uważnie obserwowałam go w lustrze. Jego mięśnie napinały się za każdym ruchem. Był bardzo skupiony na tym, co robi. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, a brwi miał lekko zmarszczone.
Pewnie myślał, jak tu szybko mnie zabić niegroźną szczotką. Pewnie z grzebieniem miałby lepsze szanse.
- Już przestałaś gwałcić mnie wzrokiem? - zapytał i spojrzał na moje odbicie w lustrze.
- Muszę mieć pewność, że będę miała chociaż część włosów.
Zaśmiał się cicho, a ja dalej go monitorowałam.
- Jak to zrobiłeś?! - kręciłam się na fotelu obrotowym we wszystkie strony i podziwiałam to cudo.
Nie umiałam powiedzieć, co takiego utworzył z moich włosów, ale było to piękne. I bardzo do mnie pasowało. Czy on czasem nie kłamał, że grał w siatkówkę, bo tak naprawdę był prywatnym fryzjerem? Ciekawiło mnie, kto go nauczył robić takie cudeńka z włosów.
- Szybko - wytknął język w moją stronę.
Wstałam leniwie z krzesła i musiałam stwierdzić, że odbicie fotela odcisnęło mi się na tyłku. Trzeba było ubrać jeszcze krótsze spodenki. Podeszłam sprawnie do szafy, usiadłam na podłodze i wyciągnęłam rzeczy, które dziś miałam zamiar ubrać. Ciemna koszulka z jednym z moich ulubionych zespołów, czarne spodnie z wysokim stanem, czarne skarpetki w białe chmurki i może dla odmiany... Jakaś bluza z napisem w kolorze czarnym, aby zakryć ranę na ręce.
- Masz tylko czarne ciuchy? - Michał wyglądał wyraźnie na zdziwionego, a mnie to wcale nie zaskoczyło. Czarne ubrania to odzwierciedlenie mojego humoru i duszy. - Idziesz ze mną na zakupy.
- Co? Nie! Spier... - ugryzłam się w język. Za dużo klęłam. - Lubię czarny, a poza tym te skarpetki są biało czarne, a nie czarne. Więc nie wszystko mam w jednym kolorze.
Miałam łazić bez sensu po sklepach? I co może jeszcze kupimy mi wszystkie ubrania koloru różowego w jednorożce, słodkie gwiazdki i Hello Kitty?
- Wychodzimy za godzinę. Choć na śniadanie - wyszedł z pokoju.
- Jeżeli za pięć sekund nie wyjdziesz, to wywarze te drzwi! - krzyknął i lekko kopnął w drewniane drzwi.
Zamknęłam się w łazience w swoim pokoju i nie miałam zamiaru wyjść. Klucz zatrząsł się, gdy Michał uderzył. Nie pójdę po różowe rzeczy, bo ich nie lubię. Jakby chciał iść po nowe gry, to oczywiście z najmilszą chęcią, ale nienawidzę, gdy ktoś mówi mi, co mam robić!
- Nienawidzisz zakupów?
- Lubię! - taka była prawda, ale tylko z jedną osobą lubiłam je robić.
Z Gabrielem. Wciąż wspominałam, jak przegrał zakład i musiał ubrać się w kieckę w sklepie. Gdy odeszłam trochę na bok, jakaś starsza pani rozsunęła zasłonkę, gdzie przebierał się Gabriel, który już miał na sobie różową sukienkę. Pani zaczęła krzyczeć, a ja zapłakana ze śmiechu turlałam się po podłodze. Potem nas wyrzucono i złożono skargę na mnie o zakłóceniu spokoju, a Gabrielowi o straszenie klientek. Na końcu, gdy wychodziliśmy ze sklepu, ekspedientka lekko uderzyła go sukienką, która mierzył, w tył głowy Gabriela.
Do dziś nie rozumiem, dlaczego tak się zdenerwował, gdy kupiłam mu ją na urodziny.
- Więc w czym problem?
- Ty masz problem do moich ubrań! - odgryzłam się i dalej podziwiałam moją fryzurkę w lustrze.
- Bo masz wszystkie w jednym kolorze!
- I chuj - mruknęłam zbyt głośno.
Nastąpiła chwila ciszy, ale nie wystarczająco na długo.
- Chodź.
- Nie.
- Dominika, chodź - uhuhu jak strasznie, użył pełnego imienia.
- Nie.
- Ładnie proszę - ładnie to nawet nie zabrzmiało.
- Nie.
Cisza, która trwała dokładnie dwie minuty, stała się uciążliwa. Poszedł sobie?
- Jeżeli ze mną nie pójdziesz i nie kupisz chociaż jednej kolorowej rzeczy, mogę ci obiecać, że już nigdy nie zobaczysz swojego misia.
Jednak chuj nie poszedł. Co on ma do tego biednego pluszaka? Ja mu nie kradłam misiów, o ile je miał, i nie ustawiałam sekty pluszowych sów dookoła łóżka.
Wpatrywałam się w klucz. Lubiłam tego misia, bardziej niż jego. Naciągnęłam rękawy od czarnej bluzy i westchnęłam. Przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam drzwi na oścież. Stał bardzo blisko i dostrzegłam, jak kąciki jego ust nieznacznie się uniosły. Zmierzyłam Michała zabójczym spojrzeniem.
- Od misia to ty się odczep - fuknęłam i podeszłam do wyjścia z pokoju. - Zjem twoje ulubione płatki - pogroziłam.
Zeszłam na dół po schodach i ubierałam moje trampki. Musiałam powoli zbierać na nowe buty, bo właściwie trwa jesień. Ciekawe, czy w okolicy znajdę jakąś pracę...
Michał poszedł do kuchni i zauważyłam, że w ręce trzyma kluczyki od auta. Poczekałam, aż założy obuwie. W chwili, gdy mieliśmy opuścić dom, zatrzymali nas chłopacy.
- A wy gdzie, kochani? - Patrycjusz zapytał babcinym głosem.
- Na zakupy - Michał wzruszył ramionami. - Chcecie coś?
- Garnek - Olek miał gwiazdki w oczach.
- Pingwina - podniósł rękę Patrycjusz.
Czarnowłosy pokręcił głową.
- Jeżeli przyjdę z różową rzeczą, to obiecuję, że pomogę wam porządkach domowych - oświadczyłam i wyszłam z domu.
- Kup jej chociaż różowego lizaka - usłyszałam ciche błagania Aleksandra i Patrycjusza przed wyjściem.
- Przymierz tą. Albo nie... ta jest ładniejsza - brunet wręcz buszował wśród ciuchów, a ja patrzyłam na niego jak na idiotę.
Mój brat Sebastian nigdy nie poszedł ze mną na zakupy. Nienawidzi ciuchów, ale gdy sam potrzebował rzeczy, to czasem udało się go zaciągnąć.
Nie znałam chłopaka, który tak bardzo umiał doradzić, dopasowywać i jednocześnie ocenić ubrania w stosunku do kobiet.
Poczułam ciężar na rękach i zobaczyłam, że trzymałam około dziesięcioro kolorowych ciuchów.
- Chyba nie myślisz, że to założę - prychnęłam.
- Marsz do przebieralni - zanim zdążyłam zaprzeczyć, stałam za czerwoną firanką w małym pomieszczeniu z krzesłem i lustrem.
Usiadłam, rzuciłam ubrania na małą pufę obok i wyjęłam telefon. Sprawdziłam Facebooka, Twittera, Snapchata, Instagrama i inne serwisy. Oglądałam różne wpadki ludzi i zwierzęta oraz poradniki. Wszystko było jakieś przereklamowane. Nagle firanka się odsunęła, a w progu stał znudzony Michał. Gdy zobaczył, że siedzę sobie spokojnie z telefonem w ręku, wkurwił się. Ewidentnie.
- A może chociaż puk puk? - próbowałam rozluźnić atmosferę.
Już miał zamiar coś powiedzieć, ale uspokoił się. Zachowywał się zmiennie i dziwnie. Bardzo dziwnie.
- Dlaczego masz bandaż na ręce? - odruchowo spojrzałam na swoją rękę i zdałam sobie sprawę, że tylko na kilka centymetrów bluza osunęła się na dół.
Wstałam chwiejnie i schowałam telefon do kieszeni.
- Uderzyłam się - skłamałam i zsunęłam materiał.
Czarnowłosy przyglądał się mi podejrzliwie, a następnie wszedł do przebieralni. Zasunął zasłonkę.
- Co ty robisz...?
Było tu mało miejsca, a on chwycił moją rękę i niezbyt delikatnie pociągnął czarny materiał bluzy, tak aby odsłaniała bandaż.
- I niby co chcesz zrobić? Sprawdzić, czy kłamię? - znowu uderzysz mnie w tyłek za nieprawdę?
Nie odezwał się, tylko zaczął odwijać bandaż. Westchnęłam, bo wiedziałam, że tracę na jego zaufaniu. Nie żeby mi jakoś na tym zależało, ale chodziło o sam fakt, że dzielimy razem dom i wypadałoby mieć jakiś szacunek do siebie. Czy lepiej nie?
Syknęłam, gdy zaschnięta krew oderwała się od skóry. Brunet zaprzestał swojej czynności, wpatrując się w ranę, a następnie znów zawinął opatrunek.
- Po uderzeniach zostają siniaki, a nie rozcięcia na pół ręki - warknął i wyszedł jakby nigdy nic.
Zebrałam rzeczy, a następnie odłożyłam je na swoje miejsce. Powędrowałam za Michałem, jak jakaś stalkerka, która próbuje śledzić crusha. Dopiero po chwili zauważyłam, że wszedł do kolejnego sklepu... O nie.
Kolejny sklep był gorszy, niż myślałam. Gdzie się człowiek nie odwróci tam różowy! Sądząc po jego orientacji w terenie, spostrzegłam że musiał bywać tu częściej niż ja w sklepach z grami.
- Przypominam o misiu - podał mi bluzkę ze zdrobnieniami i wskazał przebieralnię.
Odwróciłam się niezbyt zadowolona i poszłam przymierzyć ten różowy szajs. Zasłoniłam firankę i zdjęłam górna część ubrań. Nałożyłam to coś. Poprawiłam bluzkę, która o dziwo mi pasowała. Obejrzałam się w lustrze i sama nie wiedziałam, czy coś jest ze mną już nie tak, ale podobała mi się. Tego się obawiałam, że może jednak coś sobie wypatrzę. Uchyliłam firankę i wyszukiwałam Kota Ruchacza (ta ksywka wciąż do niego pasuje), żeby mieć to już z głowy. Zauważyłam go z jakąś dziewczyną. Była bardzo ładna, ale wydać było, że to typowa tapeciara. Okej, dziewczyny, które nadkładają podkład, malują rzęsy czy usta nie wyglądają źle. Ale ona chyba wykupiła cały sklep kosmetyczny i zaczęła warstwa po warstwie nakładać wszystko na siebie. Tak przynajmniej to wyglądało.
No cóż... Zasłoniłam zasłonę i ponownie się przebrałam.
Poskładałam bluzkę w kostkę i udałam się do kasy. I tak zamierzałam pomóc chłopakom w domu, bo kosz na brudne ubrania już pękał.
Nie chciałam, żeby ktoś za mnie płacił. Nie jestem dzieckiem. Bluzka była jak na mój gust okropnie droga, a w portfelu zostało mi jeszcze z jakieś sześćdziesiąt złotych. Chwyciłam papierową torbę od ekspedientki i próbowałam wyszukać lokatora. Wciąż rozmawiał z tą dziewczyną.
Nagle mnie oświeciło.
Przecież to idealna okazja, żeby wyjść z tego piekła! Zniżyłam się i wzięłam obojętną rzecz na wieszaku i zasłoniłam się nią. Powoli szłam do wyjścia. Udawałam ninję z najniebezpieczniejszą bronią na świecie - wieszakiem.
Gdy już byłam u wrót zbawienia, odłożyłam ubranie na przypadkowe miejsce i opuściłam sklep. Gdy znajdowałam się na bezpiecznej odległości, odwróciłam się do tyłu, aby sprawdzić, czy Michał się zainteresował moją ucieczką. Nie było go. W duchu przybijam sobie piątkę i pobiegłam przed siebie. Zatrzymał mnie napis "Giermania - gry na wszystko!". Czemu nie skorzystać, gdyż uwielbiam grać, a ostatnio wyszła nowa część Assassina?
Pogłaskałam misia po miękkim futerku. Nie wiedziałam, czy to moja wyobraźnia, ale wydawało mi się, że jego futerko jakby zostało przystrzyżone. Było ciut krótsze niż wczoraj. Chciałam pogłaskać misia za uchem, ale nie było go tam. Zamiast ślicznej mordki poczułam coś na kształt dziobu.
Że co?
Usiadłam na łóżku jak porażona i odskoczyłam od pluszaka.
Co robi w moim pokoju sowa?! Pluszowa sowa?!
Spojrzałam na podłogę i zauważyłam, że jestem otoczona przez pluszowe sowy, których oczy skierowane były na mnie. Przerażające.
Nagle usłyszałam gorzki głos Aleksandra za drzwiami.
- Kto porwał moich przyjaciół?! Zimy nie ma, gdzie one odleciały?!
Niespodziewanie drzwi do mojego pokoju się otworzyły, a ja lekko się przestraszyłam huku i zakryłam się wyżej pierzyną.
- Zła siostro, Balladyno - Olek upadł na kolana, jakby ktoś wbił mu miecz w brzuch, a następnie wyciągnął prosząco ręce. - Czemuś to uczyniła? - spojrzał z żalem na każdą sowę.
Zamrugałam parę razy i lekko się otrząsnęłam. Znów zaczynał grę w poetów.
- O czym ty gaworzysz? - przyjęłam nonszalancki ton.
- Dlaczego wykradłaś mych przyjaciół jak firma Lays większość chipsów z paczek, zastępując je powietrzem i zawarłaś z nimi sojusz?! - brał każdego pluszaka po kolei pod pachę, a ja patrzyłam na niego jak na idiotę.
- Jakiż sojusz, miłośniku sów?
- Nie łżesz, pogromco nocnych ptaków - podszedł do mojego łóżka i spojrzał na sowę. Bez oporu podałam ją mu. - Dobranoc!
Wyszedł, a ja dopiero teraz spostrzegłam, że w progu drzwi stał uśmiechnięty od ucha do ucha Michał.
- Co się szczerzysz, człowieku, który przemyca cudze pluszaki do drugiego pokoju?
- Teraz jesteśmy w połowie kwita - wzruszył ramionami, a jego twarz wyrażała dumę. - Odwdzięczam się za wczoraj.
Wczoraj? Nie pamiętam, nawet kiedy się obudziłam, a mam pamiętać co robiłam wczoraj? Dostałam olśnienia kilka chwil potem. No tak. Uderzyłam go w pośladek. Swoją drogą miał ładny tyłek. Jeszcze wrobiłam chłopaków, że zamknął mnie w piwnicy.
To był zajebisty pomysł.
- Pomóc ci wstać? - zasugerował, a ja walnęłam otwartą ręką w czoło.
- Nie jestem kaleką, żebyś musiał mi pomagać w prosty rzeczach - spojrzałam na niego z ukosa. - Jestem załamana.
- Dlaczemu? - jak dziecko.
- Bo temu.
Zrzuciłam z siebie pierzynę i usiadłam na krawędzi łóżka. Sprawdziłam godzinę na telefonie i nałożyłam okulary. Prawie dziesiąta. Chwyciłam gumkę do włosów i próbowałam uczesać kitka lub coś, co wyglądałby na fryzurę.
Obok mnie znalazł się nieproszony Michał. Jego imię kompletnie do niego nie pasowało, ale z grzeczności nie powiem mu tego. Patrzył zainteresowany moimi włosami i ostatecznie zapytał:
- A teraz mogę? - wskazał palcem na moje włosy.
A co? Chcesz je wyrwać za wczoraj?
- Oddaj misia, to pogadamy.
Pokręcił głową z rozbawieniem. Wyszedł gdzieś, a po chwili wrócił z moim misiaczkiem. Wyciągnęłam ręce jak dziecko po cukierka, a on jak na złość wykorzystał moment. W ostatniej chwili schował misia za plecami, a mnie przygarnął do objęć.
Zajebie gnoja.
- Zmiana planów. Czynsz płacimy codziennie.
No chyba nie.
- Tul się z lustrem, skoro tak ci brakuje czułości.
Chciałam się wyrwać, ale żeby mieć to z głowy oraz odzyskać misia, przytuliłam go błyskawicznie i uciekłam do biurka. Chwyciłam szczotkę i kilka gumek do włosów. Usiadłam na krześle naprzeciwko lustra. Spojrzałam na niego w odbiciu, a on nieco poirytowany moją reakcją ściskał misia w ręce.
- Misia mi dusisz.
Lekko się otrząsnął i odłożył pluszaka na mojego łóżko. Podszedł do mnie i chwycił w rękę szczotkę, obracając ją w dłoni. On w ogóle wie, co to za narzędzie i jakie poważne szkody można tym wyrządzić? Mam nadzieję, że nie wyrwie mi połowy włosów. Jak ja się ludziom pokaże...
Nie czułam, żeby specjalnie ciągnął mnie za kosmyki włosów. Bardzo uważnie obserwowałam go w lustrze. Jego mięśnie napinały się za każdym ruchem. Był bardzo skupiony na tym, co robi. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, a brwi miał lekko zmarszczone.
Pewnie myślał, jak tu szybko mnie zabić niegroźną szczotką. Pewnie z grzebieniem miałby lepsze szanse.
- Już przestałaś gwałcić mnie wzrokiem? - zapytał i spojrzał na moje odbicie w lustrze.
- Muszę mieć pewność, że będę miała chociaż część włosów.
Zaśmiał się cicho, a ja dalej go monitorowałam.
* * *
Nie umiałam powiedzieć, co takiego utworzył z moich włosów, ale było to piękne. I bardzo do mnie pasowało. Czy on czasem nie kłamał, że grał w siatkówkę, bo tak naprawdę był prywatnym fryzjerem? Ciekawiło mnie, kto go nauczył robić takie cudeńka z włosów.
- Szybko - wytknął język w moją stronę.
Wstałam leniwie z krzesła i musiałam stwierdzić, że odbicie fotela odcisnęło mi się na tyłku. Trzeba było ubrać jeszcze krótsze spodenki. Podeszłam sprawnie do szafy, usiadłam na podłodze i wyciągnęłam rzeczy, które dziś miałam zamiar ubrać. Ciemna koszulka z jednym z moich ulubionych zespołów, czarne spodnie z wysokim stanem, czarne skarpetki w białe chmurki i może dla odmiany... Jakaś bluza z napisem w kolorze czarnym, aby zakryć ranę na ręce.
- Masz tylko czarne ciuchy? - Michał wyglądał wyraźnie na zdziwionego, a mnie to wcale nie zaskoczyło. Czarne ubrania to odzwierciedlenie mojego humoru i duszy. - Idziesz ze mną na zakupy.
- Co? Nie! Spier... - ugryzłam się w język. Za dużo klęłam. - Lubię czarny, a poza tym te skarpetki są biało czarne, a nie czarne. Więc nie wszystko mam w jednym kolorze.
Miałam łazić bez sensu po sklepach? I co może jeszcze kupimy mi wszystkie ubrania koloru różowego w jednorożce, słodkie gwiazdki i Hello Kitty?
- Wychodzimy za godzinę. Choć na śniadanie - wyszedł z pokoju.
* * *
Zamknęłam się w łazience w swoim pokoju i nie miałam zamiaru wyjść. Klucz zatrząsł się, gdy Michał uderzył. Nie pójdę po różowe rzeczy, bo ich nie lubię. Jakby chciał iść po nowe gry, to oczywiście z najmilszą chęcią, ale nienawidzę, gdy ktoś mówi mi, co mam robić!
- Nienawidzisz zakupów?
- Lubię! - taka była prawda, ale tylko z jedną osobą lubiłam je robić.
Z Gabrielem. Wciąż wspominałam, jak przegrał zakład i musiał ubrać się w kieckę w sklepie. Gdy odeszłam trochę na bok, jakaś starsza pani rozsunęła zasłonkę, gdzie przebierał się Gabriel, który już miał na sobie różową sukienkę. Pani zaczęła krzyczeć, a ja zapłakana ze śmiechu turlałam się po podłodze. Potem nas wyrzucono i złożono skargę na mnie o zakłóceniu spokoju, a Gabrielowi o straszenie klientek. Na końcu, gdy wychodziliśmy ze sklepu, ekspedientka lekko uderzyła go sukienką, która mierzył, w tył głowy Gabriela.
Do dziś nie rozumiem, dlaczego tak się zdenerwował, gdy kupiłam mu ją na urodziny.
- Więc w czym problem?
- Ty masz problem do moich ubrań! - odgryzłam się i dalej podziwiałam moją fryzurkę w lustrze.
- Bo masz wszystkie w jednym kolorze!
- I chuj - mruknęłam zbyt głośno.
Nastąpiła chwila ciszy, ale nie wystarczająco na długo.
- Chodź.
- Nie.
- Dominika, chodź - uhuhu jak strasznie, użył pełnego imienia.
- Nie.
- Ładnie proszę - ładnie to nawet nie zabrzmiało.
- Nie.
Cisza, która trwała dokładnie dwie minuty, stała się uciążliwa. Poszedł sobie?
- Jeżeli ze mną nie pójdziesz i nie kupisz chociaż jednej kolorowej rzeczy, mogę ci obiecać, że już nigdy nie zobaczysz swojego misia.
Jednak chuj nie poszedł. Co on ma do tego biednego pluszaka? Ja mu nie kradłam misiów, o ile je miał, i nie ustawiałam sekty pluszowych sów dookoła łóżka.
Wpatrywałam się w klucz. Lubiłam tego misia, bardziej niż jego. Naciągnęłam rękawy od czarnej bluzy i westchnęłam. Przekręciłam klucz w zamku i otworzyłam drzwi na oścież. Stał bardzo blisko i dostrzegłam, jak kąciki jego ust nieznacznie się uniosły. Zmierzyłam Michała zabójczym spojrzeniem.
- Od misia to ty się odczep - fuknęłam i podeszłam do wyjścia z pokoju. - Zjem twoje ulubione płatki - pogroziłam.
Zeszłam na dół po schodach i ubierałam moje trampki. Musiałam powoli zbierać na nowe buty, bo właściwie trwa jesień. Ciekawe, czy w okolicy znajdę jakąś pracę...
Michał poszedł do kuchni i zauważyłam, że w ręce trzyma kluczyki od auta. Poczekałam, aż założy obuwie. W chwili, gdy mieliśmy opuścić dom, zatrzymali nas chłopacy.
- A wy gdzie, kochani? - Patrycjusz zapytał babcinym głosem.
- Na zakupy - Michał wzruszył ramionami. - Chcecie coś?
- Garnek - Olek miał gwiazdki w oczach.
- Pingwina - podniósł rękę Patrycjusz.
Czarnowłosy pokręcił głową.
- Jeżeli przyjdę z różową rzeczą, to obiecuję, że pomogę wam porządkach domowych - oświadczyłam i wyszłam z domu.
- Kup jej chociaż różowego lizaka - usłyszałam ciche błagania Aleksandra i Patrycjusza przed wyjściem.
* * *
Mój brat Sebastian nigdy nie poszedł ze mną na zakupy. Nienawidzi ciuchów, ale gdy sam potrzebował rzeczy, to czasem udało się go zaciągnąć.
Nie znałam chłopaka, który tak bardzo umiał doradzić, dopasowywać i jednocześnie ocenić ubrania w stosunku do kobiet.
Poczułam ciężar na rękach i zobaczyłam, że trzymałam około dziesięcioro kolorowych ciuchów.
- Chyba nie myślisz, że to założę - prychnęłam.
- Marsz do przebieralni - zanim zdążyłam zaprzeczyć, stałam za czerwoną firanką w małym pomieszczeniu z krzesłem i lustrem.
Usiadłam, rzuciłam ubrania na małą pufę obok i wyjęłam telefon. Sprawdziłam Facebooka, Twittera, Snapchata, Instagrama i inne serwisy. Oglądałam różne wpadki ludzi i zwierzęta oraz poradniki. Wszystko było jakieś przereklamowane. Nagle firanka się odsunęła, a w progu stał znudzony Michał. Gdy zobaczył, że siedzę sobie spokojnie z telefonem w ręku, wkurwił się. Ewidentnie.
- A może chociaż puk puk? - próbowałam rozluźnić atmosferę.
Już miał zamiar coś powiedzieć, ale uspokoił się. Zachowywał się zmiennie i dziwnie. Bardzo dziwnie.
- Dlaczego masz bandaż na ręce? - odruchowo spojrzałam na swoją rękę i zdałam sobie sprawę, że tylko na kilka centymetrów bluza osunęła się na dół.
Wstałam chwiejnie i schowałam telefon do kieszeni.
- Uderzyłam się - skłamałam i zsunęłam materiał.
Czarnowłosy przyglądał się mi podejrzliwie, a następnie wszedł do przebieralni. Zasunął zasłonkę.
- Co ty robisz...?
Było tu mało miejsca, a on chwycił moją rękę i niezbyt delikatnie pociągnął czarny materiał bluzy, tak aby odsłaniała bandaż.
- I niby co chcesz zrobić? Sprawdzić, czy kłamię? - znowu uderzysz mnie w tyłek za nieprawdę?
Nie odezwał się, tylko zaczął odwijać bandaż. Westchnęłam, bo wiedziałam, że tracę na jego zaufaniu. Nie żeby mi jakoś na tym zależało, ale chodziło o sam fakt, że dzielimy razem dom i wypadałoby mieć jakiś szacunek do siebie. Czy lepiej nie?
Syknęłam, gdy zaschnięta krew oderwała się od skóry. Brunet zaprzestał swojej czynności, wpatrując się w ranę, a następnie znów zawinął opatrunek.
- Po uderzeniach zostają siniaki, a nie rozcięcia na pół ręki - warknął i wyszedł jakby nigdy nic.
Zebrałam rzeczy, a następnie odłożyłam je na swoje miejsce. Powędrowałam za Michałem, jak jakaś stalkerka, która próbuje śledzić crusha. Dopiero po chwili zauważyłam, że wszedł do kolejnego sklepu... O nie.
Kolejny sklep był gorszy, niż myślałam. Gdzie się człowiek nie odwróci tam różowy! Sądząc po jego orientacji w terenie, spostrzegłam że musiał bywać tu częściej niż ja w sklepach z grami.
- Przypominam o misiu - podał mi bluzkę ze zdrobnieniami i wskazał przebieralnię.
Odwróciłam się niezbyt zadowolona i poszłam przymierzyć ten różowy szajs. Zasłoniłam firankę i zdjęłam górna część ubrań. Nałożyłam to coś. Poprawiłam bluzkę, która o dziwo mi pasowała. Obejrzałam się w lustrze i sama nie wiedziałam, czy coś jest ze mną już nie tak, ale podobała mi się. Tego się obawiałam, że może jednak coś sobie wypatrzę. Uchyliłam firankę i wyszukiwałam Kota Ruchacza (ta ksywka wciąż do niego pasuje), żeby mieć to już z głowy. Zauważyłam go z jakąś dziewczyną. Była bardzo ładna, ale wydać było, że to typowa tapeciara. Okej, dziewczyny, które nadkładają podkład, malują rzęsy czy usta nie wyglądają źle. Ale ona chyba wykupiła cały sklep kosmetyczny i zaczęła warstwa po warstwie nakładać wszystko na siebie. Tak przynajmniej to wyglądało.
No cóż... Zasłoniłam zasłonę i ponownie się przebrałam.
Poskładałam bluzkę w kostkę i udałam się do kasy. I tak zamierzałam pomóc chłopakom w domu, bo kosz na brudne ubrania już pękał.
Nie chciałam, żeby ktoś za mnie płacił. Nie jestem dzieckiem. Bluzka była jak na mój gust okropnie droga, a w portfelu zostało mi jeszcze z jakieś sześćdziesiąt złotych. Chwyciłam papierową torbę od ekspedientki i próbowałam wyszukać lokatora. Wciąż rozmawiał z tą dziewczyną.
Nagle mnie oświeciło.
Przecież to idealna okazja, żeby wyjść z tego piekła! Zniżyłam się i wzięłam obojętną rzecz na wieszaku i zasłoniłam się nią. Powoli szłam do wyjścia. Udawałam ninję z najniebezpieczniejszą bronią na świecie - wieszakiem.
Gdy już byłam u wrót zbawienia, odłożyłam ubranie na przypadkowe miejsce i opuściłam sklep. Gdy znajdowałam się na bezpiecznej odległości, odwróciłam się do tyłu, aby sprawdzić, czy Michał się zainteresował moją ucieczką. Nie było go. W duchu przybijam sobie piątkę i pobiegłam przed siebie. Zatrzymał mnie napis "Giermania - gry na wszystko!". Czemu nie skorzystać, gdyż uwielbiam grać, a ostatnio wyszła nowa część Assassina?
Komentarze
Prześlij komentarz